Moja proza: Nie ujdziesz mi (cz. 35)
Kopczykowa skończyła zamiatać podwórko. Zostawiła miotłę i szufelkę przy klatce schodowej, sama zaś powoli, zmęczonym krokiem, podążyła w kierunku śmietnika, majtając w prawej ręce kubłem wypełnionym śmieciami. Wysypała je, po czym równie wolno ruszyła w powrotną drogę. Dotarłszy do klatki schodowej, w której mieszkała, postawiła kubeł na ziemi i schyliła się z wysiłkiem. Podniosła szufelkę i wrzuciła ją z brzękiem do kubła. Wyprostowała się ostrożnie, lewą ręką podtrzymując kręgosłup. Aby nie schylać się po raz drugi, po drodze chwyciła w prawą rękę kubeł. Przez chwilę lustrowała podwórko uważnym spojrzeniem. Potem wzięła w lewą dłoń opartą o mur miotłę i weszła w drzwi klatki.
Aby dostać się do swojego mieszkania na parterze, musiała wspiąć się nieco po schodach. Pokonawszy z mozołem dziewięć stopni nie zauważyła nawet, że uchyliły się drzwi mieszkania Klempowej. Nie dosłyszała też, że sąsiadka, wtykając głowę przez szparę, woła ją konfidencjonalnym szeptem.
- Pani Kopczykowa – powtórzyła głośniej Klempowa.
Tym razem dozorczyni dosłyszała. Odwróciła się powoli i spojrzała tam, skąd dochodziło wołanie. Klempowa z tajemniczą miną przywoływała ją palcem. Kopczykowa mimowolnie rozejrzała się dookoła.
- Pani pozwoli, pani Kopczykowa – cicho powiedziała Klempowa.
Kopczykowa zostawiła miotłę i kubeł przy drzwiach swojego mieszkania i zbliżyła się do Klempowej.
- Co tam nowego, sąsiadko? – zapytała z ciekawością.
- Pani wejdzie, coś pani pokażę – Klempowa szerzej uchyliła drzwi.
- Eee, nie będę wchodzić. Tak mi pani pokaże – Kopczykowa rozejrzała się jeszcze raz, czy nikogo nie ma pobliżu.
Klempowa bez słowa zniknęła za drzwiami. Po chwili pojawiła się z gazetą w ręku. Tym razem ona rozejrzała się ostrożnie.
- Piszą znowu, złociutka, o Misiu – mówiąc to, pokazała palcem w górę. Ale jak… Chi, chi, chi… - zakryła dłonią usta. – Pani zobaczy.
Otworzyła gazetę na właściwej stronie i podała Kopczykowej, palcem wskazując artykuł. Kopczykowa zaczęła czytać z zainteresowaniem.
- A to ci dopiero – ujęła się pod boki, gdy skończyła.
- Prawda, kochaniutka? – oczy Klempowej rozjarzyły się.
- Niesłychane… - dziwiła się dalej Kopczykowa.
- Otóż to, złociutka, otóż to. A wie pani, co ludzie powiadają? – Klempowa ściszyła głos, rozglądając się na boki.
- Sprytnie to sobie obmyślił – ciągnęła swoje Kopczykowa, jeszcze nie zwracając uwagi na Klempowa.
- Ludzie mówią – Klempowa mówiła szeptem, ale dobitnie, chwytając sąsiadkę za ramię. – Ludzie mówią, że tym razem to już przegiął. Że wystarczyło, co do tej pory o nim napisali.
- Pewnie, że by mu wystarczyło – Kopczykowa dopiera teraz dostroiła się do swojej rozmówczyni. – Nie kombinował by więcej, to teraz by miał i sławę przecież…
- A pewnie, że tak – wtrąciła stara.
- …i szacunek u ludzi – dokończyła Kopczykowa z mocnym akcentem.
- O to chodzi, złociutka, o to chodzi… Wszyscy tak mówią – Klempowa promieniała.
- A tak, to… - Kopczykowa machnęła ręką. – No, na mnie już czas, kochana. Pożyczy mi pani? – uniosła nieco rękę z gazetą.
Klempowej spochmurniała twarz. Zerkała na Kopczykową z niedowierzaniem.
- Na chwilę tylko – przekonywała ją Kopczykowa. – Mojemu chciałam pokazać.
- Nooo, niech będzie – choć z ociąganiem, Klempowa zgodziła się, ale zaraz zastrzegła: - Ale tylko na chwilę, bo wie pani… Ludzie brali, że ho ho. Nie wiem, czy kupiło by się teraz nową.
- Spokojna głowa, sąsiadko. U mnie na pewno nie zginie – uspokoiła ją Kopczykowa.
- Wiem, wiem, złociutka. Ja tylko tak, na wszelki wypadek – mruczała stara, choć jej oczy nadal spoglądały na sąsiadkę nieufnie.
Kopczyk siedział przy stole w kuchni. Zjadł obiad, wypalił poobiedniego papierosa. Teraz niecierpliwie dłubał zapałką w zębach. Gdy usłyszał, że ktoś wszedł do mieszkania, odrzucił zapałkę do popielniczki i wlepił oczy w drzwi od kuchni. Za chwilę stanęła w nich Kopczykowa.
- Gdzie żeś zginęła? Przecież już dawno skończyłaś – był rozeźlony nieco.
- A zatrzymała mnie Klempowa, ta z naprzeciwka, i trochę pogadałam z nią.
- Stara plotkara – mruknął z niechęcią.
- Ale coś ciekawego zawsze doniesie – Kopczykowa odcięła się, ale bez złości. – O, na przykład teraz – wyciągnęła rękę z gazetą.
- Co tam masz? – zainteresował się.
- A przeczytaj sobie – położyła pismo na stole.
Wziął gazetę do ręki i zaczął przewracać kartki. Szukał sam, nie wiedząc, czego szuka.
- Czekaj no, nie tu… - zabrała mu gazetę i znalazła właściwą stronę. – O, tu czytaj – pokazała mu artykuł z listem od Antoniego Misia.
- O kurde – podniecił się, gdy przeczytał tytuł.
Czytał uważnie. Raz i drugi. Potem odsunął gazetę i zapalił papierosa.
- No i co? – zapytała, trochę rozczarowana brakiem jego reakcji.
- Ano co… Wyszło szydło z worka – wstał z krzesła i zaczął krążyć wokół stołu. – Ale wiesz, co ci powiem? – zatrzymał się naprzeciw Kopczykowej. – Ja od dawna już tak sobie myślałem, że ten facet coś kombinuje, tylko że nie miałem pewności.
- Mnie też się to wszystko nie podobało…
- No właśnie, chodził jak paw.
- Nadęty taki…
- Ledwo cię widział na podwórku albo na ulicy.
- Inny to pogada, pośmieje się… Normalnie, jak człowiek. A ten nic.
- No to teraz ma za swoje. I to na własną prośbę, bo mu się we łbie przewróciło i normalnie przesadził.
- O, właśnie – podchwyciła Kopczykowa. – Ludzie też tak podobno mówią.
- Co? – Kopczyk nastroszył się. – Co mi tu będziesz o ludziach. Słuchaj, co ja ci mówię. Facet, powiadam ci, za wysoko nosa zadzierał, to mu go utarli. I bardzo dobrze.
- Jeszcze nie utarli – postawiła się Kopczykowa, obrażona sposobem, w jaki została potraktowana.
- No to mu utrą – mruknął Kopczyk, zaledwie spojrzawszy na nią przelotnie, i stanął otwartym oknie.
Od strony bramy nerwowym krokiem zbliżał się Miś. Ujrzawszy Kopczyka w oknie ukłonił się uprzejmie, chociaż twarz miał pochmurną.
- A, dzień dobry, dzień dobry sąsiedzie – odpowiedział Kopczyk uśmiechem.
- Widziałaś go? – zwrócił się z satysfakcją do Kopczykowej. - Już mu utarli. A to dobre. Od razu mu rura zmiękła, psia jego mać.
Zadowolony wrócił do stołu, aby zgasić papierosa w popielniczce.
Niżej dostęp do wcześniejszych, kolejnych odcinków:
Pierwszy
Drugi
Trzeci
Czwarty
Piąty
Szósty
Siódmy
Ósmy
Dziewiąty
Dziesiąty
Jedenasty
Dwunasty
Trzynasty
Czternasty
Piętnasty
Szesnasty
Siedemnasty
Osiemnasty
Dziewiętnasty
Dwudziesty
Dwudziesty pierwszy
Dwudziesty drugi
Dwudziesty trzeci
Dwudziesty czwarty
Dwudziesty piąty
Dwudziesty szósty
Dwudziesty siódmy
Dwudziesty ósmy
Dwudziesty dziewiąty
Trzydziesty
Trzydziesty pierwszy
Trzydziesty drugi
Trzydziesty trzeci
Trzydziesty czwarty
Komentarze
Prześlij komentarz