Moja proza: Nie ujdziesz mi (cz.17)

     Burmistrz Knotowski był bardzo uprzejmy. Wstał na widok Misia, wyszedł mu naprzeciw, uścisnął dłoń serdecznie, potem poprosił, aby usiadł w fotelu. Sam usiadł w drugim, poczęstował papierosem, podał ogień, uprzedzając w tym Misia.

- Słyszałem, że chorował pan trochę – zagaił, puściwszy kłąb dymu. – Coś poważnego?

- Nie, skądże, panie burmistrzu – odparł Miś. – Ot, zwyczajnie, przeziębiłem się i tyle.

- Mam nadzieję, że już wszystko w porządku?

- O tak, dziękuję.

- Wie pan, zmieniło się u nas trochę, według mnie na dobre…

Miś słuchał, wpatrując się w Knotowskiego.

- Ćwiek odchodzi na emeryturę… - ciągnął burmistrz.

- Tak, słyszałem już – wtrącił Miś nieśmiało.

- No właśnie… Ćwiek odchodzi, oczywiście nie od razu, trochę musi to potrwać. Ale praktycznie już go nie ma. Wykorzystuje urlop i prawie do końca już go nie będzie…

Miś z ulgą odebrał tę wiadomość.

- Zwolnił się etat, wcale nie byle jaki… - mówił dalej Knotowski, wolno cedząc słowa.

Miś skupił się i nadstawił uszu.

- Trzeba będzie kogoś na to stanowisko, ale to nie problem, zresztą mamy jeszcze czas… - burmistrz umilkł i palił przez chwilę w zamyśleniu.

- Przede wszystkim panu należy to zawdzięczać – stwierdził nagle, przerywając ciszę.

Miś drgnął i zerknął spłoszony na burmistrza.

- To nic takiego, panie burmistrzu – spuścił skromnie oczy. – Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo.

- Nie wiadomo, panie Miś. Nie wiadomo komu można zaufać. Pan w każdym razie udowodnił, że można na panu polegać.

- Staram się jak mogę – wtrącił Miś cicho.

- Otóż właśnie. I za to pana cenię. A za tamtą sprawę chciałem już wcześniej podziękować, ale nie było okazji, jak pan sam wie… Dlatego dziś poprosiłem pana tutaj…

Knotowski odłożył papierosa do popielniczki, wstał, zapiął marynarkę, odchrząknął i przybrał uroczystą minę, jakby za chwilę miał wygłosić okolicznościową mowę. Miś, zmieszany, poderwał się i wyprężył jak struna.

- W imieniu rady, obywateli i całego naszego starego grodu dziękuję panu, panie Miś i z całego serca życzę wszystkiego najlepszego: sukcesów w pracy zawodowej i w życiu osobistym.

Miś był wzruszony. Uchwycił wyciągniętą dłoń burmistrza i spojrzał mu w oczy z oddaniem.

- Nie spodziewałem się, że aż tak… Nie wiem, jak mam dziękować, panie burmistrzu… Ani mi przez myśl nie prze… przeszło – bełkotał przez ściśnięte gardło.

- To jeszcze nie wszystko, panie Miś – oznajmił burmistrz, ciągle ściskając mu rękę. – To jeszcze nie wszystko.

Miś przypomniał sobie, co mówiła Ruda, i załomotało mu serce.

- Postanowiłem przyznać panu nagrodę pieniężną – wyrecytował Knotowski.

- Ależ, panie burmistrzu, to… to niepotrzebne, ja i bez tego…

- Wiem, panie Miś, wiem, nie musi mnie pan przekonywać. Ale wiem też, że za to trzeba wynagrodzić. Po prostu – dobra praca, dobra płaca i tyle. Pieniądze są w kasie, w każdej chwili może je pan odebrać.

- Tak, dziękuję, to ja już…

- To też jeszcze nie wszystko – Knotowski uśmiechnął się chytrze. – Ale o tym kiedy indziej, panie Miś. Będzie to taka, wie pan, niespodzianka – puścił do Misia oko.

- Dziękuję. Dziękuję bardzo, panie burmistrzu.

Miś wyleciał z gabinetu jak na skrzydłach.

- A nie mówiłam? Mówiłam przecież! – wykrzyknęła Ruda, gdy Miś opowiedział całe zdarzenie. – Teraz to już pewne.

Blondyn uśmiechał się z rezerwą.

Miś usiadł na krześle, ale nie wytrwał na nim długo. Wkrótce poderwał się, jakby paliło go pośladki, i rozpoczął spacer: do okna, w tył zwrot, do drzwi, w tył zwrot i do okna… Jak wahadło. Głowa pęczniała mu od natłoku myśli. Ruda i Blondyn wodzili za nim oczyma. W pewnej chwili zatrzymał się w połowie drogi między oknem i drzwiami. Przez moment namyślał się, potem – podjąwszy jakieś postanowienie – wyjął z gabloty klucz od archiwum. Następnie wybiegł prawie z pokoju, nie mówiąc ani słowa.

* * *

Do domu Miś wpadł jak bomba. Trzasnęły mocno drzwi, więc Misiowa wyleciała z kuchni zaniepokojona. Przez szyję miała przewieszoną miarę krawiecką.

- Stało się coś? – spytała, przyglądając się mężowi z ukosa.

- Ćwiek zdechł – wypalił Miś, chwytając szybki oddech.

- Spiłeś się, na miłość Boga, czy jak? – załamała ręce.

Miś roześmiał się wesoło.

- Ćwieka już nie ma. Nie ma i już…

- Jak to nie ma?

- No nie ma. Odchodzi na emeryturę. Powiedzieli mu: albo, albo…

- Każdy musi kiedyś odejść, ty też… - zreflektowała się nagle. – To przez tę całą awanturę?

- To żadna awantura – oburzył się Miś.

- Tylko co? – wzruszyła ramionami. - Miasto aż się trzęsie. A jeszcze to… - machnęła ręką. – Dopiero będą gadać. Od razu wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyjdzie.

- A jak wyjdzie? – Miś poczerwieniał, schyliwszy się do sznurowadeł.

Co takiego? – zastygła w oczekiwaniu.

Wyprostował i zrobił tajemniczą minę.

- Posłuchaj tylko: Ćwieka nie ma, zgadza się?

- No nie ma. I co z tego?

- A to, że nie ma i kierownika.

- No nie ma…

- A kierownik przecież musi być.

- Musi – zgodziła się.

- Trzeba więc kogoś zrobić kierownikiem. Kogoś, kto ma jakie takie doświadczenie, cieszy się szacunkiem i tak dalej – tłumaczył. – Jak myślisz, kto będzie tym kierownikiem?

- A bo ja wiem? – wzruszyła ramionami.

- No pomyśl tylko, kto najlepiej by się nadawał?

Zastanawiała się przez dobrą chwilę. Nagle spojrzała na niego z przestrachem.

- Chyba nie ty!? – krzyknęła prawie i patrzyła mu prosto w oczy.

- A dlaczego by nie? – zaperzył się.

- Dlaczego, dlaczego… - mruczała szukając słów. – A zresztą – rozzłościła się. – Co mnie to wszystko obchodzi – odwróciła się energicznie i zniknęła kuchni.

Miś podążył za nią nadąsany.


Niżej dostęp do wcześniejszych, kolejnych odcinków:

Pierwszy
Drugi
Trzeci
Czwarty
Piąty
Szósty
Siódmy
Ósmy
Dziewiąty
Dziesiąty
Jedenasty
Dwunasty
Trzynasty
Czternasty
Piętnasty
Szesnasty


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne