Moja proza: Nie ujdziesz mi (cz. 14)

             Kopczykowa stała na podwórku, tuż przy swojej klatce schodowej, wsparta na miotle. Obok stał kubeł na śmieci w nim szufelka. Kopczykowa twarz miała bardzo przejętą, bo rozmawiała akurat ze starą Klempową, równie przejętą.

- Ja wszystko… Ja wszystko widziałam – mówiła Klembowa głośnym szeptem. – Mówię pani, całe paki wynosili samochodu i tylko myk, myk po schodach… Żeby jak najszybciej, wie pani, po co ludziom w oczy leźć…

- No to mój też przecież widział – przerwała jej Kopczykowa. – Przez cały czas stał w oknie. A wie pani co, pani Klembowa?

- No co? Mów, złociutka, mów… - Klembowa wyciągnęła swą chudą szyję jak tylko mogła najdalej w kierunku Kopczykowej i utkwiła w niej błyszczące, głodne oczy. Kościste palce zacisnęły się odruchowo i zaczęły miąć przybrudzony nieco fartuch w kratkę.

- Jak on mojego zobaczył w oknie, to mu się jakoś tak nijako zrobiło. Nie wiedział, co ma zrobić z oczami. Mój na niego ręką kiwał, bo przecież znają się dobrze, ile to lat razem w jednej kamienicy się mieszka… No nie tak, pani Klembowa? Niech pani sama powie.

- A przecież, że tak.

- A wie pani, co on na to?

No? Mów, złociutka, mów… - Klembowa aż zadreptała w miejscu ze zniecierpliwienia.

- A nic. No niech pani sobie wyobrazi – Kopczykowa ujęła się pod boki i patrzyła na Klempową, jakby odkryła przed nią nie wiadomo jaką tajemnicę.

- Nic? – Klembowa była trochę rozczarowana.

- Nic, mówię pani, nic. Tak jakby nie widział. Wziął i, za przeproszeniem, dupą się odwrócił.

- No nie… - żachnęła się Klembowa. – A wie pani co? Coś w tym musi być. Jakaś kombinacja.

- O to, to… Ludzie też to mówią.

- Co mówią, co mówią?

- No, to samo… Że niby kombinacja.

- A widzi pani – Klembowa splotła ramiona na piersiach i patrzyła z triumfem.

W bramie pojawiła się Misiowa z torbami pełnymi zakupów. Szła wolno – torby wyraźnie jej ciążyły. Kopczykowa z Klempową zamilkły, gdy weszła w pole widzenia. Zrównała się z nimi.

- Dzień dobry, pani Misiowa – Klembowa zagadała przyjaźnie.

- Dzień dobry – odpowiedziała Misiowa bez entuzjazmu wprawdzie, ale uznała chyba, że to dobra okazja do chwili odpoczynku przed wspinaczką po schodach, więc postawiła torby na ziemi i odetchnęła z ulgą.

Klembowa zlustrowała bystrymi oczami zawartość toreb.

- Tak sobie gawędzimy o pani mężu – zaczęła Kopczykowa. – Sławny teraz na całe miasto.

- Misiowa uśmiechnęła się kwaśno.

- Co tam sławny – powiedziała. – Ludzie pogadają i zapomną. Nie ma o czym mówić.

- Jakby nie było, to by nie napisali – wtrąciła Klembowa. – A jak napisali, to znaczy, że to coś ważnego. Nie tak, pani Kopczykowa?

- Pewnie. O głupstwach by nie pisali.

- Ja tam nie mówię, że to głupstwo, ale żeby zaraz sławny…

- Bo tak jest. Czegoś takiego przecież jeszcze nie było u nas, pani Misiowa. Poruszenie takie, że ho ho… Wszyscy tylko o tym – przerwała Miniowej Kopczykowa.

- Ano mówią ludzie, mówią. Kto zna to zaraz zaczepia. W sklepie i na ulicy… - przyznała Misiowa.

- A co mówią? – Klembowa nadstawiła uszu.

Misiowa spojrzała na nią chłodno.

- Różnie. Pytają co,jak, każą opowiadać… A co ja mogę opowiedzieć? Aara tam… - machnęła ręką. – Jeszcze nie wiadomo, co z tego może wyniknąć. Żeby tylko nie co złego nie daj Boże – westchnęła.

- Co też pani, pani Misiowa – uspokajała ją Kopczykowa. – Człowiek się zasłużył, w gazecie go chwalą, wszyscy o nim mówią… To może się tylko dobrze dla niego skończyć.

- Sama nie wiem – odrzekła Misiowa. – Różnie to bywa.

- Co tam różnie. Takiego człowieka trzeba docenić. Jakiś awansik na pewno już się tam szykuje. Dobrze mówię, pani Klembowa?

- Chyba, że tak. Awansik, pieniążki… Tylko patrzeć jak tu jaką limuzyną zajedzie.

- A tam… Gadanie takie – obruszyła się Misiowa. Awansik… Limuzyna… - schyliła się po torby.

- Co się pani śpieszy? Pani pogada jeszcze – Klembowa próbowała ją zatrzymać.

- A śpieszy mi się, bo przecież która już, a obiad trzeba robić… Do widzenia.

Poszła.

- Widziała pani? – zajazgotała Klembowa szeptem. – Poszła, jak zmyta.

- Coś w tym musi być – równie szeptem skwitowała Kopczykowa.

Potem równo, jak na komendę, odwróciły głowy w stronę drepczącej wolno Miniowej i patrzyły uważnie, dopóki nie zniknęła w drzwiach klatki schodowej.


Niżej dostęp do wcześniejszych, kolejnych odcinków:

Pierwszy
Drugi
Trzeci
Czwarty
Piąty
Szósty
Siódmy
Ósmy
Dziewiąty
Dziesiąty
Jedenasty
Dwunasty
Trzynasty

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne