Moja proza: Nie ujdziesz mi (cz. 5)
Burmistrz Knotowski odczekał, aż zamkną się drzwi za wychodzącym Misiem, a gdy to już nastąpiło, zerwał się z fotela i zaczął przemierzać gabinet w tę i z powrotem szybkimi krokami. W pewnym momencie, gdy już wypompował z siebie podniecenie, czy może najzwyczajniej w świecie opadł z sił, zatrzymał się przy oknie i popatrzył przed siebie. Rynek był pusty, ponury i w strugach deszczu rozmazywał się w jedną szarą masę, w której z trudem dawało się rozpoznać kształty poszczególnych drzew, kamienic, czy wyodrębnić wstęgę okalającej go ulicy. Zrobiło mu się ciepło, więc uchylił okno i odetchnął kilkakrotnie głęboko, rozkoszując się świeżym powiewem. Ale deszcz gnany wiatrem zaczął wlewać się do środka, toteż czym prędzej zamknął je. Nim usiadł za swoim biurkiem, otworzył drzwi gabinetu. - Poproszę kawę, pani Basiu, jeśli można. - Już, panie burmistrzu, za chwilę...