Moja proza: Nie ujdziesz mi (cz. 15)
Trzaśnięcie drzwiami otrzeźwiło Misia całkowicie. Uniósł głowę z poduszki nasłuchując. Rozpoznał głos Stefana. Doleciał go zapach obiadu i jednocześnie zaburczało mu w brzuchu. Usiadł na wersalce spuściwszy nogi na podłogę, prosto w stojące tam kapcie. W pierwszym odruchu wziął w rękę szlafrok leżący na krześle, ale po chwili namysłu odłożył go. Postanowił ubrać się w zwyczajny, dzienny strój.
Był w drzwiach pokoju, gdy kuchni wypadła Misiowa.
- O! Dobrze, że wstałeś. Obiad na stole – powiedziała i już chciała zawrócić, ale przyjrzała mu się jeszcze raz. – Co to, ubrałeś się? – spytała zdziwiona.
- Aaa tam, nie będę już leżał – odrzekł.
- Przecież jesteś chory! – prawie wykrzyknęła ujmując się pod boki.
- Daj spokój, diabli z chorobą… Zresztą czuję się już całkiem nieźle.
- Nieźle, nieźle… - zaczęła zrzędzić. – Tylko żebyś mi później nie kwękał.
Odwróciła się i zniknęła w kuchni. Miś podążył za nią. Na talerzach dymiła już zalewajka. Stefan siedział za stołem i ściskał łyżkę w ręku. Omal nie podskoczył na widok ojca.
- Tato, mówię ci, takiego fajerwerku jeszcze nie było. Wszyscy o niczym innym nie mówią, tylko o tobie i całej tej sprawie.
- Poważnie? – Miś rozpromienił się.
- Jeszcze jak! Afera na całe miasto.
- Oj, co prawda, to prawda – westchnęła Misiowa.
- Cha, cha, cha… - Miś zatarł ręce z zadowoleniem.
Usiadł, wziął łyżkę i zaczął jeść.
- To całe miasto, powiadasz, aż huczy? – chciał jeszcze raz usłyszeć o tym, jaki efekt wywołał artykuł o jego odkryciu.
- Jak w ulu – potwierdził Stefan z pełnymi ustami.
Misiowa popatrzyła na niego z dezaprobatą. Potem zerknęła z ukosa na męża.
- Dałbyś mu zjeść spokojnie.
Miś nie zwracał na nią uwagi. Był szczęśliwy.
- A to ci dopiero… - popatrzył w sufit, uśmiechając się z zadowoleniem. – A to ci dopiero… - powtórzył. – Ciekawe, jak tam w robocie – spochmurniał nagle i równie nagle się rozpogodził: – oj, będzie się miał Ćwiek z pyszna, oj będzie…
- Jedz, bo ci wystygnie – Misiowa szorstkimi słowami rozproszyła mu wizję pognębionego Ćwieka.
Wrócił do zupy. Jadł teraz wolno, uśmiechając się do siebie, pogrążony w Bóg wie, jakich marzeniach. Natomiast Stefan szybko, jak zgłodniały wilk, co jakiś czas zerkając na zegarek i niecierpliwiąc się, że czas tak wolno płynie. Misiowa grzebała w talerzu nachmurzona, pełna ponurych myśli, choć tak naprawdę, to nie bardzo wiedziała, czego właściwie ma się obawiać.
Stefan znieruchomiał nagle.
- Dzwonił ktoś? Spytał, zerkając to na matkę to na ojca.
Nadstawili uszu.
- E tam, zdawało ci się – mruknął Miś, wracając do jedzenia.
Dzwonek przy drzwiach odezwał się niemal w tej samej chwili.
- A nie mówiłem? – Stefan poderwał się zza stołu.
- Jedz – burknęła Misiowa. – Ja otworzę.
Stefan siadł posłusznie. Pod Misiem trzeszczało krzesło, gdyż wiercił się niespokojnie.
- Kto to może być? – spojrzał na syna.
Stefan wzruszył obojętnie ramionami. Usłyszeli szczęk otwieranego zamka. Miś nadstawił uszu. W przedpokoju rozległ się męski głos. Miś zbladł nagle.
- O cholera – mruknął i poderwał się na równe nogi.
Stefan spojrzał zdziwiony na ojca, który obszedł stół i stanął tyłem do okna opierając się o parapet. Rzucał trwożnie oczyma na prawo i lewo, jakby szukając jakiegoś schronienia.
- A niech to szlag – mruczał do siebie. – Aż tu go przyniosło.
Po chwili jednak uspokoił się nieco, czy może raczej pogodził z sytuacją. Słuchał pilnie głosów z przedpokoju.
- Jest, jest w domu – mówiła Misiowa.
- A żeby ją… - mruknął Miś ze złością.
Stefan nic z tego nie rozumiał.
- Proszę, może pan dalej… Mamy akurat obiad – kontynuowała Misiowa.
Męski głos brzmiał ciszej i trudno było rozróżnić słowa.
Miś wpadł w panikę. Przestępował z nogi na nogę, splatał ręce na piersiach, to znów wyłamywał z trzaskiem palce.
Misiowa zajrzała do kuchni.
- Do ciebie, Fredek – rzuciła, patrząc mu prosto w oczy.
Miś rozejrzał się trwożnie, jakby szukając pomocy. Najchętniej nawiał by gdzieś, ale jedyna droga była odcięta. W pewnym momencie poczuł, że cały świat wali się na niego i złapał się za głowę. Misiową to zaniepokoiło, ale nie zrobiła nawet jednego ruchu. Miś trwał w tragicznej pozie przez kilka dobrych chwil. Raptem wyprostował się energicznie, uniósł głowę i z jakąś determinacją w oczach wyszedł do przedpokoju.
Napotkawszy zimne spojrzenie Ćwieka zmieszał się trochę, ale nie stracił rezonu i przywitał gościa uprzejmym uśmiechem.
- Aaa, pan kierownik… Powitać, powitać… - wyciągnął rękę, ale Ćwiek nie drgnął nawet – patrzył tylko spod swoich nastroszonych brwi.
- Taaak… - Miś cofnął dłoń zakłopotany, chwilę milczał, potem zrobił zapraszający gest ręką w stronę pokoju. – Proszę, pan pozwoli dalej, panie kierowniku.
Ćwiek w dalszym ciągu stał nieruchomo, mierząc Misia gniewnym spojrzeniem, co stało się już nie do zniesienia.
- Pan pozwoli płaszcz – Miś spróbował raz jeszcze.
Lecz ten ciągle stał nieporuszony, jak głaz.
Miś, zakłopotany, zacierał ręce i myślał intensywnie. Milczeli obaj.
- W czym wobec tego mogę panu pomóc? – Miś poddał się w końcu.
Ćwiek roześmiał się nerwowo.
- Przestań pan błaznować, Miś – zagrzmiał swym donośnym głosem. – W niczym nie może mi pan pomóc. A dla towarzystwa też tu nie przyszedłem. Powiem tylko, co mam do powiedzenia, i wychodzę.
Nabrał w płuca powietrza. Na moment zapadła cisza.
- Nie muszę panu mówić – kontynuował – jak się nazywa to, co pan zrobił…
- Co takiego? – Miś zdziwił się fałszywie, ale wypadło to zupełnie naturalnie. Nie dla Ćwieka jednak.
- Nie zgrywaj pan wariata! – zdenerwował się nie na żarty i nastroszył brwi. – Zrobił pan zwyczajne, pospolite świństwo!
Miś w dalszym ciągu robił zdziwioną minę.
- Tak, świństwo. Tak się to nazywa, panie Miś!
Ćwiek umilkł nagle i przymknął oczy, próbując opanować wzbierający gniew. Zbierał jednocześnie myśli.
- Ja rozumiem – zaczął spokojniej – każdy chce się jakoś wybić… Ale tak się nie da. Nie tędy droga. Wyjdzie to panu bokiem, wspomnisz pan moje słowa… Bo pan Bóg nierychliwy, che che che… - zaśmiał się jakoś tak strasznie, że dreszcz Misiowi przebiegł po plecach. – I myślę, że już niedługo. Życzę panu tego, panie Miś, z całego serca.
Przestał mówić i zaczął wpatrywać się w Misia uporczywie, mrużąc oczy, jakby chcąc nacieszyć się efektem swoich słów. A wywarły one na Misiu niemałe wrażenie. Wwiercał się zatem Ćwiek wzrokiem oniemiałego Misia i radował się w duchu jak dziecko, zapominając przez tę chwilę nieruchomą o porażce, jakiej wcześniej doznał. Nacieszył się w końcu.
- To ja bym miał na tyle – powiedział spokojnie, z godnością i przeniósł wzrok na Misiową. – Przepraszam szanowną panią i do widzenia.
Swego podwładnego nie uraczył już nawet spojrzeniem. Odwrócił się powoli i wyszedł, wysoko unosząc głowę, widać bardzo siebie zadowolony.
Misia poruszyło stuknięcie drzwi. Rozejrzał się dookoła, jakby dopiero się ocknął, uśmiechnął się do siebie i zatarł dłonie z zadowoleniem.
- A to ci dopiero, słyszeliście? – mówił podniecony, wchodząc do kuchni. – Musiało mu się dostać, chi chi, oj musiało… To pewne… A jaką miał minę, chi chi… Ma się teraz z pyszna, oj ma.
Misiowa westchnęła ciężko. Stefan zerknął na zegarek. Potem przemknął do przedpokoju. Chwilę później stuknęły drzwi wyjściowe.
Niżej dostęp do wcześniejszych, kolejnych odcinków:
Pierwszy
Drugi
Trzeci
Czwarty
Piąty
Szósty
Siódmy
Ósmy
Dziewiąty
Dziesiąty
Jedenasty
Dwunasty
Trzynasty
Czternasty
Komentarze
Prześlij komentarz