Opowiastki z Mierzei przez Bosego Antka spisane – fragment książki
Gdy weszli na plażę, Antek omal nie upadł uderzony nagle potężnym wichrem. Do tego ten cholerny drobny deszcz, tnący po policzkach jak setką batów. Na szczęście po upływie niespełna minuty skóra znieczuliła się na tyle, że nie czułem już bólu. Mors – pochylony do przodu – parł plażą w kierunku brzegu. Wokół siebie rozsiewał fioletowy blask swojej lampy. Podążyłem za nim czując pod stopami ubity deszczem, twardy jak beton piasek. Po kilkunastu krokach moim zdziwionym oczom ukazały się stosy drewnianych patyków, częściowo zanurzonych w morskiej pianie. Mors coś zaczął krzyczeć, mocno gestykulując. Antek zbliżył się do niego. – Nic nie słyszę! – wykrzyczałem na całe gardło. – Mówię, że to śmieć wyrzucony przez morze! – wydzierał się Mors. – Dobra f...