Posty

Wyświetlam posty z etykietą bosy antek

Opowiastki z Mierzei przez Bosego Antka spisane – fragment książki

             Mors cieszy się, bo wieje z północy i południa, a on wie doskonale, co to znaczy. Wyłuszczył tę kwestię, gdy siedział z Antkiem – swoim serdecznym kumplem spod Warszawy – dwa dni wcześniej na werandzie przy piwie i zestawie wędzonych ryb w swoim domu pod Krynicą Morską. Na dużym półmisku znalazły się wtedy kawałki łososia, ociekającej tłuszczem ryby maślanej, śledzia, a nawet węgorza. Weranda była niewielka – po jednej jej stronie stały dwa wiklinowe fotele i stolik również wiklinowy. Po drugiej stronie stał stary, odrapany kredens kuchenny, kiedyś chyba biały, a teraz pokryty szaro-kremowym znakiem czasu. Pod kredensem stała wiklinowa kanapa, na której zwykle siadał Antek.                Mors jadł powoli i ze smakiem, a mógł wiele zmieścić, bo brzuszysko ma ogromne, co go wielce radowało, jako że mógł wrzucić do niego wszystko, na co miał akurat chęć. A chęci miał równie ogromne, ja...

Opowiastki z Mierzei przez Bosego Antka spisane – fragment książki

               Wsiedli do wysłużonej toyoty. Dołączyła do nich Majka, ubrana w dżinsy i ciepłą kurtkę puchową. Głowę przykryła wełnianą czapką, spod której wymykały się jej rude włosy. Poza niewielkim plecakiem, zarzuconym na jedno ramię, miała też stary koc. Za chwilę Antek zrozumiał, po co był jej potrzebny. Gdy zagwizdała krótko, zza domu wybiegł owczarek. Majka otworzyła tylne drzwi auta i rozłożyła na połowie kanapy koc, na którym natychmiast wskoczył z zadowoloną miną pies. Majka usiadła obok niego, zaś owczarek położył pysk na jej kolanach.                Pojechali zdewastowaną asfaltówką na wschód od Krynicy. W milczeniu przebyli kilka kilometrów, gdy w pewnym momencie Ospa zwolnił i jakby szukał odpowiedniego miejsca do zaparkowania.                – Tu będzie najlepiej – mruknął, skręcając na skrawek łysego, wolnego od drzew terenu tuż przy...

Opowiastki z Mierzei przez Bosego Antka spisane – fragment książki

             Mors cieszy się, bo wieje z północy i południa, a on wie doskonale, co to znaczy. Wyłuszczył tę kwestię, gdy siedział z Antkiem – swoim serdecznym kumplem spod Warszawy – dwa dni wcześniej na werandzie przy piwie i zestawie wędzonych ryb w swoim domu pod Krynicą Morską. Na dużym półmisku znalazły się wtedy kawałki łososia, ociekającej tłuszczem ryby maślanej, śledzia, a nawet węgorza. Weranda była niewielka – po jednej jej stronie stały dwa wiklinowe fotele i stolik również wiklinowy. Po drugiej stronie stał stary, odrapany kredens kuchenny, kiedyś chyba biały, a teraz pokryty szaro-kremowym znakiem czasu. Pod kredensem stała wiklinowa kanapa, na której zwykle siadał Antek.                Mors jadł powoli i ze smakiem, a mógł wiele zmieścić, bo brzuszysko ma ogromne, co go wielce radowało, jako że mógł wrzucić do niego wszystko, na co miał akurat chęć. A chęci miał równie ogromne, ja...