Moja proza: Nie ujdziesz mi (cz. 18)
Ale nachalny… Ale uparty… Powinien się domyślić, że albo nie ma nikogo, albo osoba, która jest obecna, nie ma ochoty podnieść słuchawki. A Miś nie miał ochoty. Właściwie bez powodu. Nie miał i już. Niech dzwoni, pomyślał sobie. Niech dzwoni, aż się zadzwoni. Początkowo sytuacja ta dawała mu satysfakcję. Ale gdy aparat warczał i warczał, choć – jak na Misiowy gust – dawno powinien zamilknąć, zaczął się niepokoić. Zrodziło się podejrzenie, że nigdy nie umilknie. Z czasem podejrzenie przerodziło się w pewność. A przecież tak być nie może, żeby dzwonił i dzwonił w nieskończoność. Trzeba dać temu kres, bo jest nie do wytrzymania. Rozzłościł się. Szybkim ruchem ręki sięgnął do aparatu. Chwycił słuchawkę. Dzwonienie ustało. Miś otworzył oczy. Pokój zalany był słońcem. Rozejrzał się zdziwiony dookoła. Poczuł coś chłodnego w dłoni. Przyjrzał się temu. Ściskał kurczowo swój wysłużony budzik. Zerknął na wskazówki nieśmiało, z nadzieją. Było punkt wpół do siódmej. Westchnął ciężko i odstawi...