Moja proza: Nie ujdziesz mi (cz. 18)

 

Ale nachalny… Ale uparty… Powinien się domyślić, że albo nie ma nikogo, albo osoba, która jest obecna, nie ma ochoty podnieść słuchawki. A Miś nie miał ochoty. Właściwie bez powodu. Nie miał i już. Niech dzwoni, pomyślał sobie. Niech dzwoni, aż się zadzwoni. Początkowo sytuacja ta dawała mu satysfakcję. Ale gdy aparat warczał i warczał, choć – jak na Misiowy gust – dawno powinien zamilknąć, zaczął się niepokoić. Zrodziło się podejrzenie, że nigdy nie umilknie. Z czasem podejrzenie przerodziło się w pewność. A przecież tak być nie może, żeby dzwonił i dzwonił w nieskończoność. Trzeba dać temu kres, bo jest nie do wytrzymania. Rozzłościł się. Szybkim ruchem ręki sięgnął do aparatu. Chwycił słuchawkę. Dzwonienie ustało.

Miś otworzył oczy. Pokój zalany był słońcem. Rozejrzał się zdziwiony dookoła. Poczuł coś chłodnego w dłoni. Przyjrzał się temu. Ściskał kurczowo swój wysłużony budzik. Zerknął na wskazówki nieśmiało, z nadzieją. Było punkt wpół do siódmej. Westchnął ciężko i odstawił budzik na miejsce. Ale zaraz twarz mu się rozjaśniła. Na wspomnienie wczorajszego dnia. Nie całego – paru minut zaledwie. Paru minut rozmowy burmistrzem. A więc zapraszam pana, panie Miś, niech pan przyjdzie koniecznie, to bardzo ważne, aby pan też był obecny – oto słowa, które usłyszał. Wsączały się w niego powoli, dużymi kroplami wrzosowego miodu, za którym wręcz przepadał. Był w siódmym niebie. Słowa płynęły ze słuchawki telefonu. Dzwonił sam burmistrz. Rzecz niebywała. Do niego – do Misia. Burmistrz we własnej osobie. Zwykle, jeśli miał sprawę do jakiegoś urzędnika, załatwiał ją za pośrednictwem swojej sekretarki. A teraz raczył sam, osobiście.

Wyskoczył z łóżka, jakby mu ubyło przynajmniej dwadzieścia lat. Przeciągnął się – szeroko, z lubością. Na krześle wisiała, odprasowana wczoraj, śnieżnobiała koszula. W szafie zaś granatowy garnitur, ten na specjalne okazje. I buty, odświętne, czarne i lśniące, pracowicie wypucowane wieczorem. Wyjrzał przez okno. Podwórko tonęło w słońcu. Ach, co za dzień – pomyślał i otworzył okno. Chwilę wdychał z rozkoszą poranne powietrze, przesiąknięte wonią zieleni. Potem doleciał go odór przypalonego mleka. Normalnie zniechęciłoby go to do wszystkiego, teraz tylko wróciło do rzeczywistości. Sprężystym krokiem pomaszerował do łazienki.

- No tak, ładnie mi się dzień zaczyna – Misiowa, rozzłoszczona, odstawiała garnek, którego przed chwilą wykipiało mleko.

Wyjrzała z kuchni, gdy stuknęły drzwi do łazienki. Lubiła mieć na wszystko oko. Żeby szło jak w zegarku. Upewniła się, że tak właśnie idzie i zdarzenie z mlekiem nabrało właściwych mu rozmiarów. Mogła teraz zająć się śniadaniem, pomimo że jakiś maleńki robaczek niepokoju toczył ją jednak. Porządek, owszem, był, ale niewiadomym zmysłem odczuwała, że jest zagrożony, wisi na cienkiej nitce i lada chwila może runąć. Nic zatem dziwnego, że zwaliła cały stos garnków, gdy chciała wyjąć spod niego patelnię, a krojąc chleb, zacięła się w palec Normalnie takie drobiazgi nie wywarłyby na niej żadnego wrażenia, ale dziś wyprowadzały ją z równowagi.

Wszedł Miś. Umyty, ogolony i ubrany, jakby się wybierał przynajmniej na bal sylwestrowy. Minę miał uroczystą – widać, że był zadowolony z siebie. Odwróciła się na jego widok tyłem, odkręciła kran, ale wnet zorientowała się, że nie ma jeszcze czego zmywać, zakręciła go więc powrotem. Nie zauważył jej dziwnego zachowania.

- Wystroiłeś się, jak na wesele – burknęła, kładąc chleb na stole.

Zdziwił się. Przez dłuższą chwilę zastanawiał się, co odpowiedzieć.

- No przecież wiesz, że dzisiaj…

- Oj, wiem, wiem… - odrzekła z narastającym zniecierpliwieniem.

- No to o co ci chodzi?

Żeby to ona sama wiedziała. Ale w żaden sposób przecież nie mogła przyznać, że czepia się bez powodu. Musiała brnąć dalej.

- Mogłeś włożyć garnitur po śniadaniu – powiedziała, podając mu jajecznicę na talerzu.

- Przed czy po, co za różnica? – wzruszył ramionami.

- A jak go poplamisz?

- Zaraz poplamisz – zamruczał i w tej samej chwili grudka jajecznicy upadła mu na spodnie.

- A nie mówiłam!? – wykrzyknęła z triumfem.

Chwyciła za ścierkę, Miś poderwał się, strząsając grudkę na podłogę. Stał skruszony, podczas gdy Misiowa zamaszyście i z energią próbowała wytrzeć mu plamę na udzie.


Niżej dostęp do wcześniejszych, kolejnych odcinków:

Pierwszy
Drugi
Trzeci
Czwarty
Piąty
Szósty
Siódmy
Ósmy
Dziewiąty
Dziesiąty
Jedenasty
Dwunasty
Trzynasty
Czternasty
Piętnasty
Szesnasty
Siedemnasty



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne