Posty

Wyświetlam posty z etykietą strachy na lachy

Potraktujmy ludzi PiS łagodnie, bo jak wrócą do władzy, będzie jeszcze gorzej. Szkodliwe sugestie pewnego symetrysty

               Doprawdy, zadziwiają mnie głosy ludzi z tytułami profesorskimi, którzy zachowują się tak, jakby osiem lat rządów PiS było czymś normalnym dla demokratycznego kraju. Jakby nie dochodziło do niszczenia wymiaru sprawiedliwości, dewastacji instytucji będących filarami demokracji, zawłaszczania państwa przez jedną partię, grabieży publicznych zasobów finansowych, łamania konstytucji itp. Jakby przez te osiem lat nic się nie stało i należy traktować PiS z szacunkiem, należnym każdej normalnej partii politycznej – podchodzić do tego ugrupowania łagodnie i po prostu dać mu żyć. Bo inaczej nas zagryzie, gdy kiedyś dojdzie do władzy. To nurt myślenia bardzo szkodliwy dla demokratycznego państwa prawa – jeśli weźmie górę, może wręcz rozsadzić nasze państwo.                Jeden z tych głosów znalazłem w aktualnym, weekendowym wydaniu „Gazety Wyborczej”. To felieton prawnika profesora Marcina M...

Na manowce, w moczary...

                 Wesoło było Wincentemu Kuszy, oj wesoło. Choć akurat w jego przypadku to żadna nowość. Wincenty bowiem zawsze był wesolutki po parogodzinnym posiedzeniu z kompanami pod sklepem spożywczym w Ochelcu. A siedzieć było nad czym, bo wieprzki na spędzie dostały pierwszą klasę – jego dwa i Stacha Pchlika z Ochelca jeden. Zaś winka, tego przez Wincentego i jego kompanów umiłowanego nad życie, najsłodszego w świecie, takiego z nazwą patykiem wypisaną – w sklepie nie brakowało. Siedli więc sobie w cieniu, w klatce drucianej, w której składowano skrzynki z pustymi flaszkami, i dokąd widać było, ile cennego napoju szklanka zawiera, spijali tę słodkość smakiem jedynie do nektaru boskiego porównywalną. A gdy już szklankę po musztardzie mrok pochłonął i jesienny ziąb zaczął do kości przenikać, rozeszli się. Wincenty – jak zwykle wesolutki i Stachu – jak zwykle w takich wypadkach ponury niby chmura gradowa. Wincenty wturlał się na swoj...