Moja proza: Nie ujdziesz mi (cz. 23)
Następnego dnia Miś był pierwszy w biurze. Usiadł przy swoim biurku w pustym pokoju i bez specjalnego zainteresowania, trochę nerwowo, zaczął przeglądać gazetę. Czuł się wprawdzie znakomicie, trudno jednak było mu się skupić na jakiejkolwiek informacji, zawartej w piśmie. Bo tak naprawdę, głowę zaprzątało mu co innego. Na przykład to, jak spojrzeć w oczy współpracownikom, którym przecież wyraźnie dawał do zrozumienia, że spodziewa się awansu na szefa archiwum. Była to jednak drugorzędna sprawa. Przede wszystkim bowiem spokoju nie dawała mu myśl o tym, w jaki sposób wykorzystać tę – jak ją nazywał – rewelację, na którą wpadł wczoraj po południu.
Wierzył głęboko, że przysporzy mu ona splendoru, którego pragnął, jak przysłowiowa kania dżdżu. Głównie aby się odegrać, jednocześnie odbudować nadszarpniętą – jak sądził – nieoczekiwanym przebiegiem wczorajszej sesji własną reputację. Wcześniej jednak musiał poczynić jakieś kroki, tego zaś obawiał się jak ognia. Intuicyjnie bowiem wyczuwał, że wystarczy, aby jeden spośród nich okazał się fałszywy, a wszystko diabli wezmą. Słowem było tak, że chciał i się bał, czyli w rezultacie miał ogromny zamęt w głowie.
W pewnym więc sensie Ruda, która właśnie wpadła do pokoju, była jak zimny okład przynoszący ulgę. Zdziwiła się na jego widok.
- O! Dzień dobry! Już pan jest?
- Dzień dobry – ucieszył się, bo polubił tę dziewczynę od czasu, gdy zaczęła okazywać mu swoją sympatię podczas całej tej sprawy z papierami i Ćwiekiem.
Patrzył, jak siada na swoim miejscu, otwiera szufladę, wyjmuje jakieś papiery, rozkłada je na biurku. Gdy już przestrzeń wokół siebie zaaranżowała tak, aby wyglądało, że pracuje na pełnych obrotach, odetchnęła i uśmiechnęła się do Misia.
- No i co tam słychać, panie Alfredzie?
- A nic ciekawego – odpowiedział.
- Gdzieś zniknął pan wczoraj po sesji?
- Głowa mnie rozbolała i tak w ogóle… Byłem do niczego.
Drzwi otworzyły się i pojawił się w nich zaspany Blondyn. Przywitał się niedbale, ciężkim krokiem zmierzając do swojego biurka. Ruda i Miś odpowiedzieli na jego powitanie i przestali się nim interesować.
- Nie dziwię się, panie Alfredzie – Ruda podjęła przerwaną rozmowę. – Po tym, jak pan został potraktowany, wcale się nie dziwię.
- Nie no, nie przesadzajmy… Dostałem przecież medal, publicznie i z honorami. Wcześniej nagrodę… Czegóż więcej chcieć? – Miś zaoponował skromnie, choć w duchu przyznawał Rudej rację.
- No niby tak, ale wszyscy przecież mówili, że pan będzie po Ćwieku, a tu masz… Tym bardziej, że to, co mówili, to nie brali sobie z kapelusza. Sam Przetak rozpowiadał na prawo i lewo…
- Przetak? A co o mnie mówił? – przerwał jej nieoczekiwanie.
- No, wie pan, różne rzeczy… - zmieszała się trochę. – Ale wynikało z tego, że burmistrz już na bank postanowił, że to pan ma być kierownikiem i nikt inny. Zresztą należało się panu. A tu nagle proszę, szast prast i wytrzasnęli jakiegoś Gutka. Skąd i jak? – wzruszyła ramionami.
- Szanuj szefa swego, bo możesz mieć gorszego – wtrącił blondyn.
- Pytał cię ktoś o zdanie? – odgryzła się Ruda. – Jak nie wiesz, o czym mowa, to się nie odzywaj.
- A wie pan co tu wczoraj było gadania? – zwróciła się znów do Misia. – Mówię panu. Zresztą co się dziwić, taka sensacja…
- Jaka sensacja? – Miś wyłączył się na moment i stracił wątek.
- No, w związku z tym, co się wydarzyło na sesji. A wie pan co ludzie mówią? – ściszyła głos. – Że Gutek, to jakiś protegowany…
- Ala! – warknął Blondyn. – Przecież umówiliśmy się, że nikomu ani słowa…
- Dobra… - machnęła ręką. – Panu Alfredowi można. No więc powiadają – kontynuowała, nie przejmując się Blondynem – że Gutek to jakiś protegowany Basi, wie pan, tej sekretarki. A że ona ponoć kręci coś tam…
- Ala, do diabła… - Blondyn zdenerwował się nie na żarty.
- O co ci chodzi? Przecież zostanie wśród swoich – zirytowała się Ruda.
- Ale umawialiśmy się przecież, że absolutnie nikt…
- Pan Alfred, to nie jakiś nikt… - ucięła.
Miś spojrzał na Blondyna z niechęcią. Ten zaś podparł głowę na dłoni i gapił się w okno ostentacyjnie, nie odzywając się już słowem.
- A że ona ponoć kręci coś tam trochę z Knotowskim, to wie pan… - zawiesiła głos.
Zadzwonił telefon. Ruda podniosła słuchawkę.
- Tak, panie kierowniku, jest – zaszczebiotała przymilnie. I po chwili: - Oczywiście, przekażę.
- Gutek pana wzywa, panie Alfredzie – powiedziała.
Miś skrzywił się, wyraźnie zaniepokojony. Wstał zza biurka, obciągnął marynarkę, poprawił sobie krawat i włosy, po czym powlókł się do drzwi. Szedł, jak na ścięcie, odprowadzany współczującym spojrzeniem Rudej.
Blondyn poruszył się, gdy Miś wyszedł.
- Nie powinnaś mu tego mówić – powiedział z wyrzutem.
- Przesadzasz – odrzekła Ruda ze stoickim spokojem. – Po pierwsze, powiedział by mu kto inny, bo i tak wszyscy o tym wiedzą. A po drugie, facet jest w porządku i zasługuje na porządne traktowanie. Poza tym, jest taki biedny… Szkoda mi go.
- Mnie on się nie podoba – Blondyn kręcił głową. – Ten numer, który wysmażył, wcale do niego nie pasuje. Tak, jakby coś nim kręciło. Ten facet jest jakiś taki… nieobliczalny.
- Uprzedziłeś się do niego – mruknęła Ruda.
- Może i tak. Ale wspomnisz moje słowa: on jeszcze coś takiego zmaluje, że wszystkim oko zbieleje. Tobie też, zobaczysz.
- Jak przy okazji jeszcze paru Ćwieków wykosi, to jestem za – Ruda zawsze musiała mieć ostatnie słowo.
Niżej dostęp do wcześniejszych, kolejnych odcinków:
Pierwszy
Drugi
Trzeci
Czwarty
Piąty
Szósty
Siódmy
Ósmy
Dziewiąty
Dziesiąty
Jedenasty
Dwunasty
Trzynasty
Czternasty
Piętnasty
Szesnasty
Siedemnasty
Osiemnasty
Dziewiętnasty
Dwudziesty
Dwudziesty pierwszy
Dwudziesty drugi
Komentarze
Prześlij komentarz