Mój stan wojenny. Z bibułą w jednostce wojskowej
13 grudnia 1981 roku odbywałem zasadniczą służbę wojskową. Tego zaś konkretnego dnia byłem na tak zwanej samowolce, czyli nie pytając nikogo o pozwolenie, w piątek przed stanem wojennym przebrałem się w cywilne ciuchy i pojechałem odwiedzić swoją żonę i półtoraroczną córkę. Minęła sobota, w niedzielę rano do pokoju, w którym spałem, wgramoliła się córka i zaśmiewając się powtarzała jedno słowo: wojna, wojna, wojna... O godzinie 9 zasiadła przed telewizorem, żeby obejrzeć „Teleranek”, a tam pojawił się ponury pan w ciemnych okularach i mundurze i zaczął mówić coś o wojnie. Nie wiem dlaczego, strasznie ją to rozbawiło i przyszła do mnie podzielić się swoimi emocjami. To było mocne przeżycie, bo pierwsze co pomyślałem, gdy zorientowałem się, co się dzieje, że wpadłem. Bo byłem przecież na lewiźnie, czyli na tak zwanym samowolnym oddaleniu się z miejsca zakwaterowania. Oc...