Moja proza: Nie ujdziesz mi (cz. 30)
Miś był zadowolony, bo dzień minął mu dobrze. Wprawdzie rano wzburzyła go trochę niespodzianka, jaką zgotował mu redaktor Kręcik, ale później sprawy układały się już pomyślnie. Nie oznacza to oczywiście, że miał święty spokój. Co rusz bowiem odwiedzał go ktoś z pracowników urzędu i wypytywał o szczegóły, dotyczące jego pokrewieństwa z Grzelą Zwanym Niedźwiedziem. Momentami bywało tak, że niewielki przecież pokój pełen był gości, dyskutujących zawzięcie na temat przeszłości Ostępu Leśnego, o Grzeli i nieoczekiwanym odkryciu, dokonanym przez Misia. Zaznaczyć trzeba jednocześnie, że wszyscy odnosili się do Misia z szacunkiem i sympatią i nikt nawet przez chwilę nie dał mu do zrozumienia, że wątpi w jego pokrewieństwo z Grzelą.
Miś więc był szczęśliwy jak rzadko, chociaż strasznie nie lubił wariackich dni w pracy, a ten niewątpliwie do takich należał. Ruda i Blondyn również byli zadowoleni, bo zawsze to przyjemniej spędzić osiem godzin na strzępieniu języka, niż nudnej dłubaninie w papierach. Pokój opróżnił się dopiero tuż przed godziną szesnastą, więc Misiowi pozostało tylko schować papiery, które przeleżały nienaruszone przez cały dzień na biurku, i ruszyć za resztą załogi ratusza do domu.
Do domu wszedł z rozmachem – hałaśliwie i pogwizdując. Teczkę rzucił na szafkę stojącą pod wieszakiem na ubrania i – podrygując w takt melodii, którą właśnie wygwizdywał – zajrzał do kuchni. W drzwiach o mało nie zderzył się z Misiową. Odskoczyła do tyłu, unosząc do góry obydwie ręce.
- Aleś mnie wystraszył – powiedziała, wziąwszy wpierw głęboki oddech.
Miś roześmiał się wesoło.
- Czemu, przecież to moja pora? – spoważniał w jednej chwili.
- No tak, ale jak idziesz i nagle ktoś ci wyrasta przed nosem, to można się wystraszyć, nie? – wyjaśniła i dodała, spojrzawszy na jego nogi: - Zresztą zawsze najpierw zdejmowałeś buty.
- A co buty mają tu do rzeczy? – zdziwił się.
- Bardzo dużo – stwierdziła z przekonaniem. – Gdybyś je najpierw zdjął i włożył kapcie, to nie spotkalibyśmy się w drzwiach.
Misia rozbawiła ta aluzja, ale posłusznie wrócił w pobliże wieszaka i zaczął rozsznurowywać buty.
- Niby racja, ale gdzie jest napisane, że zawsze ma być tak samo? – zapytał ze śmiechem.
- Do tej pory tak właśnie było.
Słowa te wypowiedziała cicho, ale w taki sposób, że powiało chłodem i Misiowi uśmiech zastygł na ustach. Popatrzył na nią zdziwiony i zmieszany zarazem. Przez chwilę trwała napięta cisza.
- Stefana jeszcze nie ma? – Miś postanowił zmienić temat.
Misiowa odwróciła się i zerknęła na zegar w kuchni.
- Lada chwila powinien nadejść – odrzekła sucho i zniknęła kuchni.
Miś wzruszył ramionami, uznawszy widać zachowanie Miniowej za normalne babskie fanaberie, które jednak – jak mu się wydawało – nie mogły przecież wyprowadzić go z równowagi, gdyż był to zbyt ważny dzień dla niego. Uporał się z butami, wsunął stopy w stojące obok szafki kapcie, później zaś sięgnął do teczki i wyjął z niej gazetę. Już miał wejść za Misiową do kuchni, gdy usłyszał znajome kroki na schodach, a zaraz potem drzwi się otworzyły tak, jakby wcześniej zostały staranowane i wpadł do środka zdyszany Stefan.
- Cześć tato! – wrzasnął ujrzawszy ojca. – O! Widzę, że masz gazetę, świetnie! Ale numer, słyszałaś mamo!?
Krzycząc radośnie chciał wbiec do kuchni, ale w drzwiach, tak samo jak poprzednio Miś, prawie zderzył się z matką.
- Wy mnie do grobu wpędzicie – zagderała wystraszona.
Miś zaczął krztusić się ze śmiechu, czym zaraził Stefana. Misiowej nie pozostało nic innego, jak również się zaśmiać.
- Co niby miałam słyszeć? – spytała podejrzliwie.
- Acha, zaraz… - Stefan przypomniał sobie, o czym chciał mówić i wróciła mu werwa. – Pokaż gazetę, tato!
Sięgnął po gazetę, którą ojciec ściskał w dłoni, ale Miś schował rękę za siebie.
- Poczekaj, nie w przedpokoju – powiedział do syna i wszedł do kuchni.
- Mówię ci, mamo: taki numer, że głowa mała. W szkole aż się kotłowało z tego wszystkiego – Stefan, podniecony, szeptał matce do ucha, gdy wchodzili za Misiem do kuchni.
- Jaki numer? – spytała z niepokojem.
- Zaraz, mamo, powoli… Ale mówię ci, czegoś takiego jeszcze u nas ludziska nie słyszeli – trajkotał dalej, sadowiąc się na krześle obok Misia.
- No to czytaj, jak tak chcesz – Miś podsunął Stefanowi rozłożoną gazetę.
Stefan wziął od ojca gazetę i odchrząknął. Misiowa stanęła po drugiej stronie, opierając się o szafkę zlewozmywaka. Stefan zaczął czytać: „Co łączy Misia z Niedźwiedziem?”. Misiowa poruszyła się niespokojnie i zmierzyła Misia złym spojrzeniem. Stefan czytał dalej: „Wszystko wskazuje na to, że sensacyjne znalezisko Alfreda Misia, o którym pisaliśmy jakiś czas temu, to jedynie początek rewelacji, dotyczących historii naszego miasta. Przypomnijmy, że wspomniany Alfred Miś kilka tygodni temu w paczkach makulatury, pochodzącej z miejskiego archiwum, znalazł cenne rękopisy. W dokumentach tych anonimowy autor opisywał nieznane dotychczas dzieje miasta Ostęp Leśny sugerując, że jego historia sięga początków państwa polskiego. Co więcej, dowiedzieliśmy się z nich, że legendarny Grzela Zwany Niedźwiedziem, znany z legend właściwych dla tych okolic, to postać historyczna, której zawdzięczamy istnienie naszego miasta. Niedawno pan Miś dostarczył nam kolejnych sensacyjnych informacji. Przyniósł mianowicie dokumenty, podpisane tym razem przez ich autora. Jego nazwisko brzmi… Stefan Miś. Skojarzenia nasuwają się oczywiste. Rodzi się jednocześnie pytanie, czy jest to jedynie przypadkowa zbieżność nazwisk, czy też pana Alfreda łączą z autorem rękopisów więzy krwi? Pan Alfred opowiada się za tą drugą ewentualnością twierdząc, że przemawia za tym imię autora rękopisów. W rodzinie Misiów bowiem od dawien dawna istnieje tradycja, że dzieciom płci męskiej nadaje się imię Alfred lub Stefan. I w rzeczy samej – syn pana Alfreda nosi imię Stefan, co byłoby faktem potwierdzającym wspomnianą regułę. W rezultacie zatem byłby to poważny argument, wspierający hipotezę Alfreda Misia. To jednak dopiero początek całej sprawy. Z przyniesionych do redakcji przez pana Alfreda dokumentów wynika bowiem, że ów średniowieczny dziejopis, podpisujący się nazwiskiem Stefan Miś, to z kolei potomek samego sławnego Grzeli Zwanego Niedźwiedziem. Niedwuznacznie wskazuje na to fragment rękopisu, którym czytamy: „(…)Grzela Zwany Niedźwiedziem spłodził trzech synów, z czego wielce rad jestem, jako że gdyby tak się nie stało, oczom moim świata bożego nigdy nie dane było ujrzeć(…)”. Za pokrewieństwem obydwu postaci świadczy także niecałkowita wprawdzie, ale jednak zbieżność nazwisk. Czyż bowiem Miś i Niedźwiedź nie oznaczają istocie tego samego? Jak trafnie zauważył pan Alfred, Miś jest po prostu bardziej cywilizowaną formą Niedźwiedzia. Jeśli zatem autor rękopisu jest potomkiem Grzeli, zaś Alfred Miś potomkiem autora rękopisu, to oczywiste, że pan Alfred jest także potomkiem Grzeli Zwanego Niedźwiedziem. To oczywiste, bo logiczne. Wynikałoby zatem z tego, że wmieście ciągle jeszcze żyją potomkowie Pierwszego Osadnika i Założyciela Miasta Ostęp Leśny.”.
- Mocne, co? – powiedział Stefan, skończywszy czytać.
Miś roześmiał się z zadowoleniem, natomiast Misiowa bez słowa zaczęła nalewać zupę do talerzy.
- A wiecie, co się w klasie działo? Chłopaki nic, tylko o tym. Mówię wam. A nauczyciele patrzyli na mnie, jakby mnie pierwszy raz na oczy widzieli. Czegoś takiego jeszcze nie było – paplał Stefan z przejęciem.
- I z czego tu się cieszyć? – złowrogo warknęła Misiowa, stawiając na stole pierwszy talerz.
Stefan wlepił w nią zdziwione oczy.
Niżej dostęp do wcześniejszych, kolejnych odcinków:
Pierwszy
Drugi
Trzeci
Czwarty
Piąty
Szósty
Siódmy
Ósmy
Dziewiąty
Dziesiąty
Jedenasty
Dwunasty
Trzynasty
Czternasty
Piętnasty
Szesnasty
Siedemnasty
Osiemnasty
Dziewiętnasty
Dwudziesty
Dwudziesty pierwszy
Dwudziesty drugi
Dwudziesty trzeci
Dwudziesty czwarty
Dwudziesty piąty
Dwudziesty szósty
Dwudziesty siódmy
Dwudziesty ósmy
Dwudziesty dziewiąty
Komentarze
Prześlij komentarz