Posty

Wyświetlam posty z etykietą kołobrzeg

Moje podróże po Polsce i świecie: Kołobrzeg – centrum miasta FOTOREPORTAŻ

Obraz
              W czwartek na chwilę dałem spokój morzu i skupiłem się na centralnej części Kołobrzegu. Niewątpliwie jest to interesujące miejsce – jego centralną część zajmuje przepiękny, ogromny ratusz, jakim nie powstydziłyby się duże ośrodki miejskie. Ale to świecki akcent miasta, bo tuż obok – niby skromnie, a jednak z widoczną tendencją do dominacji – czai się przepiękna, gotycka kolegiata. Musimy pamiętać, że podczas bitwy o Kołobrzeg w 1945 roku 90 proc. miasta było zniszczone – zwłaszcza jego wschodnia część, po prawej stron ie Parsęty.

Moje podróże po Polsce i świecie – sztorm w Kołobrzegu nie przyniósł bursztynu

Obraz
               Na Bałtyku był wczoraj sztorm, więc plaża w Kołobrzegu zapełniła się turystami, którzy wyraźnie szukali bursztynu. Wiadomo przecież, że jedynie sztorm jest w stanie wyrwać bursztyn z bałtyckich złóż i wyrzucić na brzeg. Bursztynu jednak nie było i jest na to wytłumaczenie. Ale z wietrznej pogody korzystali kitesurferzy, którzy radośnie pomykali po spienionych falach.             Sztorm to najważniejszy wprawdzie, ale nie jedyny element, składający się na sukces plażowych poszukiwaczy bursztynu. Doświadczeni poławiacze złota Bałtyku wymieniają ich pięć. Pozostałe cztery to: tak zwana kontra, czyli wiatr od południa, który powoduje, że fale niosą bursztyn do brzegu; niska temperatura wody, co powoduje, że bursztyn łatwiej pływa w wodzie; wysokie ciśnienie powietrze oraz przypływ, który w Bałtyku jest ledwo zauważalny, ale występuje i pomaga grudkom bursztynu dobić do plaży.    ...

Moje podróże po Polsce i świecie – Kołobrzeg, perła zachodniego Wybrzeża FOTOREPORTAŻ

Obraz
               Chciałem pojechać do Kołobrzegu i oto jestem. Jestem w mieście, w którym byłem prawie 50 lat temu, ale na bardzo krótko – po to tylko, aby odwiedzić brata ciotecznego w wojsku. Jechałem z jego siostrą Magdą całą noc, widzieliśmy się z nim godzinę, później chwilka nad morzem i wio na pociąg do Łodzi. Tym razem było odrobinę łatwiej dojechać koleją, ale tylko odrobinę... Pociąg jechał grubo ponad 8 godzin, nie miał wagonu restauracyjnego i nie zadbano nawet o to, aby zabrać gościa z mobilnym barem, u którego można by kupić coś do picia, na przykład kawę. Na dodatek – chociaż kierownik pociągu korzystał z nowoczesnych technologii – to komunikacja z pasażerami byłą żadna. O ile ktoś tam opowiadał jakieś nieistotne brednie, to jeśli pociąg zatrzymywał się i długo nie ruszał w dalszą drogę, głośniki milczały – ani odrobiny jakiejkolwiek informacji dla pasażera.                Ale dojechal...