Posty

Wyświetlam posty z etykietą byle much nie zabrakło

Moja proza: Byle much nie zabrakło – dokończenie

               Gdy Jabłeczny wyszedł, Walerian otworzył drzwi na oścież, aby wywołać przeciąg i przewietrzyć pokój. Firanka przy otwartym oknie wzdęła się i orzeźwiający powiew zaczął muskać go po twarzy. Szachy schował z powrotem do regału. Potem stanął w drzwiach i zlustrował uważnie całe pomieszczenie, starając się nie pominąć żadnego szczegółu. Dostrzegł krzesło, które wcześniej dostawił do biurka, więc odniósł je na poprzednie miejsce przy tapczanie. Później znów stanął w drzwiach i powtórnie rozejrzał się po pokoju. Tym razem był zadowolony.                  Chciał usiąść jeszcze i zażyć chwili relaksu, ale usłyszał na schodach znajomy odgłos kroków. Zmienił więc zamiar i wydobył spod biurka swoją teczkę. Czekał w napięciu. Gdy Zenobia pojawiła się w drzwiach, ruszył w jej kierunku.                – Dobrze, że jesteś, bo się śpieszę – chciał ...

Moja proza: Byle much nie zabrakło – opowiadanie cz. 1

               Dostawszy się w sferę oddziaływania przygniatającej mocy swej żony Zenobii, Walerian Sieciech zwykle gorączkowo wypatrywał muchy na olśniewającej bieli sufitu lub ściany. Był to – w jego mniemaniu – doskonały sposób na to, aby zachować twarz, unikając jednocześnie konfrontacji.                Tak było i tym razem. Zadanie miał o tyle ułatwione, że w pokoju wychowawcy bursy Zespołu szkół zawodowych nr 1 w Skrabli Dużej much nie brakowało, gdyż zdarzenie miało miejsce w upalne popołudnie jednego z czerwcowych dni. Już po niedługiej chwili zatem wpadł mu w oko dorodny egzemplarz owada przecinającego właśnie z głośnym bzyczeniem przestrzeń pokoju. Mucha przycupnęła tuż za maleńkim strupem tynku – w miejscu, gdzie nad samym oknem płaszczyzna sufitu zbiegała się ze ścianą. Walerianowi, który skupił na niej całą swą uwagę, przez moment wydawało się, że słyszy bicie serca zgonionego zwier...

Moja proza: Byle much nie zabrakło (część druga – ostatnia)

                 W „Pokoju Wychowawcy” Walerian kazał Jabłecznemu usiąść za biurkiem, sam zaś przystawił sobie krzesło stojące koło tapczanu. Zadania – tak naprawdę – nie były wcale trudne, ale Jabłeczny nie mógł się już wycofać ze swojej opinii o nich. Tym bardziej, że Walerian mozolił się nad nimi niemiłosiernie. Czekał więc cierpliwie aż otrzyma gotowe rozwiązania.                 Zajęło im to w sumie godzinę, ale już po trzydziestu minutach Walerian wytarł chustką spocone czoło i zarządził przerwę na „chwilę wytchnienia”. Wyjął papierosy i przyglądał się Jabłecznemu z uśmiechem, zapalając jednego. Jabłeczny wił się pod jego spojrzeniem, co Walerianowi sprawiało niewątpliwą przyjemność, wreszcie nie wytrzymał i wyjąkawszy, że skoro mają przerwę, to on na chwilę wyskoczy, poderwał się z krzesła. Walerian wypuścił ze spokojem chmurę dymu.            ...

Moja proza: Byle much nie zabrakło (część pierwsza)

               Dostawszy się w sferę oddziaływania przygniatającej mocy swej żony Zenobii, Walerian Sieciech zwykle gorączkowo wypatrywał muchy na olśniewającej bieli sufitu lub ściany. Był to – w jego mniemaniu – doskonały sposób na to, aby zachować twarz, unikając jednocześnie konfrontacji.                Tak było i tym razem. Zadanie miał o tyle ułatwione, że w pokoju wychowawcy bursy Zespołu Szkół Zawodowych nr 1 w Skrabli Dużej much nie brakowało, gdyż zdarzenie miało miejsce w upalne popołudnie jednego z czerwcowych dni. Już po niedługiej chwili zatem wpadł mu w oko dorodny egzemplarz owada przecinającego właśnie z głośnym bzyczeniem przestrzeń pokoju. Mucha przycupnęła tuż za maleńkim strupem tynku – w miejscu, gdzie nad samym oknem płaszczyzna sufitu zbiegała się ze ścianą. Walerianowi, który skupił na niej całą swą uwagę, przez moment wydawało się, że słyszy bicie serca zgonionego zwier...