Moja proza: Byle much nie zabrakło – dokończenie
Gdy Jabłeczny wyszedł, Walerian otworzył drzwi na oścież, aby wywołać przeciąg i przewietrzyć pokój. Firanka przy otwartym oknie wzdęła się i orzeźwiający powiew zaczął muskać go po twarzy. Szachy schował z powrotem do regału. Potem stanął w drzwiach i zlustrował uważnie całe pomieszczenie, starając się nie pominąć żadnego szczegółu. Dostrzegł krzesło, które wcześniej dostawił do biurka, więc odniósł je na poprzednie miejsce przy tapczanie. Później znów stanął w drzwiach i powtórnie rozejrzał się po pokoju. Tym razem był zadowolony. Chciał usiąść jeszcze i zażyć chwili relaksu, ale usłyszał na schodach znajomy odgłos kroków. Zmienił więc zamiar i wydobył spod biurka swoją teczkę. Czekał w napięciu. Gdy Zenobia pojawiła się w drzwiach, ruszył w jej kierunku. – Dobrze, że jesteś, bo się śpieszę – chciał ...