Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne
Niedawno Jarosław Kaczyński w pewnym wywiadzie powiedział, że PiS zostawiło państwo z mniejszym zadłużeniem niż w 2015 roku oraz z rozpędzonymi inwestycjami, co każdego mogło wprowadzić w osłupienie swą absurdalnością. Na tym jednak szef PiS nie poprzestał, bo w sobotę na kongresie swojej formacji stwierdził ni stąd ni zowąd, że obecni na spotkaniu są elitami PiS, a tym samym elitami narodu polskiego.
Kwestia surrealistycznych wypowiedzi Kaczyńskiego częściowo się wyjaśniła, gdy na kongres przybyła Danuta Holecka, aby zrobić z nim wywiad. Kaczyński zwierzył się jej i nam wszystkim, że bardzo się objadł, na co Holecka kazała mu się zamknąć, kładąc palec na ustach. I nie dowiedzieliśmy się, czym to Kaczyński się objadł. A mogły to być grzybki. Nie takie zwyczajne – borowiki, kurki, czy inne jakieś maślaki. Mogły to być grzybki z rodzaju tych, co to zmieniają konsumentom rzeczywistość, podbarwiając ją na przykład, zaś w przypadku Kaczyńskiego sprawiają, że białe zamienia się w czarne, a czarne – w białe.
Nikt tak nie zadłużał państwa, jak PiS, ale Jarosław Kaczyński widzi to inaczej
Słowem, Jarosław Kaczyński szerokim łukiem omija fakty udając, że ich nie widzi, albo wręcz im zaprzeczając. Weźmy bowiem sprawę polskiego zadłużenia, o którym kłamał szef PiS. Zadłużenie Polski bowiem w okresie ośmiu lat rządów tak zwanej zjednoczonej prawicy diametralnie wzrosło, o czym mówią liczby.
Przytaczając dane posłużę się dwiema metodami liczenia zadłużenia państwa. W pierwszym przypadku mówimy o państwowym długu publicznym. Otóż w IV kwartale 2015 roku, a więc w momencie, gdy PiS przejmowało władzę wynosił on 877,3 mld złotych. Na koniec grudnia 2023 roku natomiast dług ten osiągnął poziom 1 bln 346 mld złotych. Podczas rządów PiS zatem polski dług publiczny urósł o prawie 470 mld złotych, a więc o ponad 53 procent.
W drugim przypadku mówimy o długu liczonym według metody instytucji unijnych. Tutaj do wspomnianego wyżej długu doliczamy zadłużenie instytucji rządowych i samorządowych. Liczone w ten sposób zadłużenie wyniosło pod koniec 2015 roku 920 mld złotych, zaś pod koniec 2023 roku wzrosło do prawie 1,6 mld złotych, a więc o prawie 680 mld zł, czyli o niemal 74 procent.
Fakty zatem mówią same za siebie, ale zgodnie z zasadą wyznawaną przez Kaczyńskiego – im bardziej fakty odbiegają od od jego narracji, tym gorzej dla faktów. A poza tym szef PiS był objedzony przecież...
Projekt CPK metodą PiS na wyprowadzanie pieniędzy z budżetu państwa
Trudno też dojść, co Jarosław Kaczyński miał na myśli mówiąc, że PiS zostawił po sobie rozpędzone inwestycje. Może oczyma wyobraźni widział już CPK? Problem w tym, że przez osiem lat gadania o tym wielkim – na miarę europejską, a nawet światową – przedsięwzięciu nie zrobiono nic. Ta niby rozpędzona inwestycja w mazowieckiej gminie Baranów, to wciąż łany zbóż, zagony kartofli i łąki. I trudno oprzeć się wrażeniu, że ten projekt służył jedynie wyprowadzaniu pieniędzy z państwowej kasy.
Na CPK bowiem według skromnych szacunków wydano około 3 mld złotych, zaś niektórzy twierdzą, że poszło na ten cel 4-5 mld złotych. Istotny jest fakt, że za te pieniądze nie powstało nic materialnego. Miliardy te zostały wydane na podobno na zupełnie absurdalną promocję przyszłego lotniska i na płace dla osób zatrudnionych w spółce CPK w liczbie – uwaga! – około 700 osób.
Być może wspominając o „rozpędzonych inwestycjach” Kaczyński miał również na myśli budowę elektrowni C w Ostrołęce, na którą rząd PiS wydał około 1,5 mld złotych, a później ją wyburzył? Kto wie. Szef PiS mógł też mieć na myśli rozbudowę lotniska w Radomiu, co kosztowało polskiego podatnika ponad 800 mln złotych. Tymczasem ruch na tym lotnisku jest tak niewielki, że aż żal serce ściska.
Przekop Mierzei Wiślanej i symboliczna stępka na złomowisku
Kaczyński mógł też mieć w głowie przekop Mierzei Wiślanej, co kosztowało ponad 2 mld złotych. Inwestycja zresztą niedokończona, bo rząd PiS nie potrafił dogadać się z samorządem Elbląga w kwestii dokończenia prac, które miały pogłębić tor wodny do elbląskiego portu oraz rozbudowę tegoż portu. W rezultacie inwestycja jest mało przydatna, bo z przekopu korzysta kilka małych jednostek pływających dziennie.
A raczej na pewno szef PiS chciałby się pochwalić tunelem pod rzeką Świną, który połączył polską część wyspy Uznam ze Świnoujściem. Inwestycję prowadził samorząd Świnoujścia, który pozyskał dofinansowanie na jej realizację z Unii Europejskiej. Dotacja ta pokryła 85 procent inwestycji, resztę dołożył samorząd. Rząd nie dał na tę inwestycję ani złotówki, ale PiS przywłaszczyło ją sobie, panosząc się na otwarciu. W uroczystości brał udział sam Jarosław Kaczyński, który – nawiązując do inwestycji – bezczelnie stwierdził, że „nam się po prostu udaje”.
A może Kaczyńskiemu chodził po głowie plan budowy elektrowni atomowych? Dobrze, że na planach się skończyło, bo znając kompetencje ludzi PiS, projekt ten nigdy by się nie skończył, a generowałby ogromne wydatki. Tak samo, jak nawet nie rozpoczęła się budowa fabryki polskich samochodów elektrycznych oraz polskich promów. W tym ostatnim przypadku projekt zakończył się zespawaniem stępki i huczną fetą z tej okazji z udziałem czołowych ludzi PiS. Po latach stępka wylądowała na złomowisku.
Czy elity PiS to elity polskiej patologii?
Pozostaje jeszcze kwestia ludzi PiS, którzy – zdaniem Kaczyńskiego – siłą rzeczy są elitą narodu polskiego. Przypomnę, że niektórzy poczuli się obrażeni tymi słowami, bo w końcu cóż to za naród, który może „pochwalić” się takimi elitami. Myślę jednak, że nie ma się o co obrażać, bo w końcu brednie te wyszły z ust człowieka, który bardzo się objadł. Kto wie, czy nie grzybkami wiadomego rodzaju.
Ale przyjrzyjmy się z grubsza tej elicie narodu polskiego. Przypomnę tylko aferę związaną z malwersacją Funduszu Sprawiedliwości, aferę z wykorzystaniem szpiegowskiego systemu Pegasus do inwigilacji przeciwników politycznych, czy aferę związaną z organizacją tak zwanych wyborów kopertowych. Nie mówiąc już o aferze wizowej, czy malwersacjach, do jakich dochodziło przy okazji tak zwanej walki z pandemią Covid-19.
To tylko niektóre z kontrowersyjnych – bardzo delikatnie oceniając – spraw obciążających rząd PiS. Zatem określanie ludzi PiS elitą narodu wprawia w osłupienie. Bardziej do tej formacji przystaje opinia, że stanowią elitę polskiej patologii.
Komentarze
Prześlij komentarz