Ani PiS, ani 500 plus, ani Kaczyński ze swoją ferajną nie pomogą. Będzie coraz mniej nas, Polaków
Skuteczna polityka demograficzna wymaga pewnej finezji intelektualnej, kultury społecznej, a nawet społecznej empatii. Wymaga zatem cech, z których zupełnie wyprana jest obecna władza, wywodząca się z PiS i tak zwanej zjednoczonej prawicy – władza arogancka, bezczelna, przaśna, nie licząca się z nikim i z niczym. Nic dziwnego, że będziemy jednym z najszybciej wyludniających się krajów Europy. I to pomimo świadczenia 500 plus, które w pierwotnych założeniach miało wspierać prokreację. A także pomimo Strategii Demograficznej 2040, opracowanej kilka lat temu przez rząd Mateusza Morawieckiego. Eurostat prognozuje, że w roku 2100 Polska będzie liczyła 29,5 mln mieszkańców, a więc o 8,1 mln osób mniej niż teraz.
Taki wynik osiągniemy tylko dzięki temu, że będziemy mieli nadwyżkę imigrantów nad emigrantami, która wyniesie 5,2 mln osób. Gdyby nie imigranci, którymi w 2015 roku Jarosław Kaczyński straszył, że przyniosą do nas różne choroby i pasożyty, populacja Polski zmniejszyłaby się o prawie 13,4 osób, a więc liczyłaby nieco ponad 24 mln osób. Mniej więcej tylu mieszkańców Polski mieliśmy tuż po II wojnie światowej – w 1946 roku populacja Polski wyniosła 23 mln 930 tys. osób.
Władzy wywodzącej się z PiS brakuje finezji intelektualnej. Stąd negatywne trendy
Trudno się dziwić, że takie są rezultaty polityki społeczno-demograficznej tak zwanej zjednoczonej prawicy. Trudno się dziwić, skoro diagnoza szefa rządzącej ferajny Jarosława Kaczyńskiego, wyartykułowana podczas jednego ze spotkań z wyznawcami PiS, brzmiała: „Polki nie rodzą dzieci, bo dają w szyję”. Pisałem o tym 6 listopada ubiegłego roku w artykule Głupcy rechoczą, więc są traktowani jak głupcy.
O zbliżającej się katastrofie demograficznej alarmował na początku 2023 roku Główny Urząd Statystyczny, z którego danych wynikało, że rodzi się coraz mniej dzieci, Polacy zawierają mniej małżeństw, więc zmniejsza się liczba rodzin, a przede wszystkim więcej ludzi umiera niż się rodzi. O tych problemach wspominałem w tekście Mniej rodzin, mniej małżeństw i mniej szczęścia w nas....
Negatywne trendy demograficzne w naszym kraju nasilają się pomimo tego, że już kilka lat temu rząd Mateusza Morawieckiego opracował Strategię Demograficzną 2040. Strategia ta została skrytykowana przez ekspertów już w 2021 roku, o czym pisałem w artykule Chcą dzieci, ale chyba nie wiedzą, jak się za to zabrać. Wiadomo przecież, że skuteczna polityka demograficzna wymaga pewnej finezji intelektualnej, wrażliwości i kultury społecznej oraz empatii, czyli cech, z których tak zwana zjednoczona prawica jest całkowicie wyprana, a wywodząca się z niej władza jest zaściankowa, bezczelna, arogancka i przeniknięta wsteczną ideologią.
Populacja Polski straci niewiele mniej mieszkańców niż duże Włochy
Nic więc dziwnego, że do końca XXI wieku ubędzie około 22 procent mieszkańców Polski według prognoz Eurostatu. Gorsza sytuacja ma być tylko w kilku krajach europejskich – Litwie, Łotwie, Grecji, Chorwacji, Bułgarii i Rumunii. Jednak pomimo tego, że Polska będzie odpowiedzialna za blisko 30 procent spadku liczby ludności w Europie, to nasz kraj pod względem liczby mieszkańców utrzyma 5 pozycję na kontynencie – za Niemcami, Francją, Włochami i Hiszpanią. Jednocześnie tylko Włochy stracą więcej mieszkańców do końca tego stulecia niż Polska. Populacja tego kraju skurczy się o 8,8 mln osób.
Oczywiście skurczy się również populacja Unii Europejskiej – do końca stulecia o 27,3 mln mieszkańców. Wprawdzie naturalny ubytek ludności wyniesie ponad 125 mln osób, ale zostanie on w dużej mierze uzupełniony dodatnim saldem migracji, które ma wynieść ponad 98 mln osób. Liczba ludności będzie rosnąć przez kilka kolejnych lat – z 446,7 mln w 2022 roku do 453,3 mln w roku 2026. Później zacznie maleć. Warto też dodać, że populacja Europy będzie się szybko starzeć i w 2100 roku ponad połowa mieszkańców UE będzie miała więcej niż 50 lat.
Komentarze
Prześlij komentarz