Tak zwana zjednoczona prawica od samego początku nie chciała pieniędzy na KPO. I chyba dopięła swego

            Prezydent Andrzej Duda wymigał się od obowiązku podjęcia ostatecznej decyzji w sprawie znowelizowanej ustawy o Sądzie Najwyższym – ani jej nie podpisał, ani nie zawetował. Postanowił wkręcić w niezbyt zręczną sytuację trybunał Julii Przyłębskiej i do niego odesłał projekt, aby ten stwierdził jego zgodność z Konstytucją. Patrząc z drugiej strony jednak, Duda wpisał się w strategię tak zwanej zjednoczonej prawicy, która chciała opinii publicznej pokazać, że robi wszystko, aby odblokować pieniądze na Krajowy Plan Odbudowy, a tak naprawdę wcale nie miała ochoty podporządkowywać się żądaniom Komisji Europejskiej w sprawie praworządności, nawet kosztem prawie 36 mld euro.

            Wszyscy z zapartym tchem czekali na decyzję prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie projektu nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym i zadawali sobie pytanie – podpisze, czy zawetuje...

Duda się obraził, bo poczuł się oszukany

            Przypomnijmy, że projekt noweli tej ustawy był gotowy już w ubiegłym roku i w jego przyjęcie bardzo mocno zaangażował się prezydent, który nawet w tej sprawie spotykał się z Ursulą von der Leyer. Twierdził nawet, że projekt ustawy, jaki zaproponował, wystarczy aby odblokować prawie 36 mld euro z europejskiego Funduszu Odbudowy na realizację polskiego Krajowego Planu Odbudowy. I przekonywał, że nie należy w nim niczego zmieniać pod groźbą nieodblokowania tych pieniędzy.

            Projekt tej ustawy przewidywał między innymi likwidację Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego i utworzenie w jej miejsce Izby Odpowiedzialności Zawodowej. Likwidacja ID była jedną z najważniejszych zmian, zmierzających do praworządności, jakich oczekiwała Komisja Europejska.

            Do projektu jednak zmiany zostały wprowadzone. Najpierw przez opozycję, a później przez Zbigniewa Ziobrę i jego ludzi z Solidarnej Polski. W rezultacie projekt zmienił się na tyle, że Komisja Europejska pieniędzy nam nie odblokowała.

            Duda zareagował na tę decyzję Unii w ten sposób, że się obraził i ogłosił wszem i wobec, że został oszukany przez Ursulę von der Leyen. W środowisku tak zwanej zjednoczonej prawicy natomiast podniosły się gromkie głosy, że Unia tak naprawdę nie chce nam dać tych pieniędzy i uprawia szantaż, który ma doprowadzić do wymiany rządów prawicy na rządy lewackie. W tym samym tonie wypowiadał się również szef grupy trzymającej władzę Jarosław Kaczyński, który na spotkaniach ze swoimi wyznawcami podczas tournée po kraju z groźną miną oświadczał, że już dość ustępstw z naszej strony.

Morawiecki głosił, że obejdzie się bez unijnej łaski, ale zmienił zdanie

            Jednocześnie premier Mateusz Morawiecki na prawo i lewo ogłaszał, że te pieniądze to kropla w morzy dla tak potężnego kraju jak Polska i wystarczą co najwyżej na przysłowiowe waciki, więc możemy się bez nich obejść i doskonale sobie poradzimy. Pisałem o tym w tekście  Nie słuchają mądrzejszych, bo tacy przecież nie istnieją. Wicepremier Jacek Sasin dodawał, że poradzimy sobie lepiej nawet niż te kraje, które już korzystają z pieniędzy z Funduszu Odbudowy. Zaś minister rozwoju Waldemar Buda przekonywał, że bez pieniędzy z KPO tak zwanej zjednoczonej prawicy łatwiej będzie wygrać kolejne wybory parlamentarne – vide tekst W ręce takich oto ludzi złożyliśmy swój los.

            Z czasem jednak ludzie władzy diametralnie zmienili zdanie – doszli nagle do wniosku, że podejmą usilne starania o te pieniądze. Co wpłynęło na tak istotną zmianę w strategii Kaczyńskiego i jego ferajny? Być może Morawiecki zorientował się, że w państwowej kasie widać dno i te miliardy euro z Unii jednak by się przydały. Niektórzy komentatorzy życia politycznego w Polsce właśnie w nasilających się problemach finansowych dostrzegali przyczyny tego zwrotu. Może też z tak zwanych sondaży wewnętrznych wynikało, że jednak Polacy nie wybaczą grupie trzymającej władzę utraty tych pieniędzy i rozliczą ich przy następnych wyborach?

Andrzej Duda grymasi przy nowym projekcie, a Ziobro grzmi, że go nie poprze

W każdym razie oddelegowano do rozmów z Komisją Europejską nowego ministra do spraw Unii Europejskiej Szymona Szynkowskiego vel Sęka, który z kolei przekonywał, że pieniądze na realizację KPO są Polsce potrzebne – więcej o tym i o głosach innych polityków grupy trzymającej władzę pisałem w artykule Tak zwana zjednoczona prawica udaje, że walczy o pieniądze. Jednocześnie strona rządowa przygotowała kolejny projekt noweli ustawy o Sądzie Najwyższym. Początkowo projekt z niewiadomych przyczyn utknął w Sejmie, ale z Nowym Rokiem sprawa nabrała przyśpieszenia, a popędzał wszystkich sam Morawiecki. Już wtedy O nowym projekcie noweli ustawy sceptycznie wypowiadał się Andrzej Duda, a Solidarna Polska wręcz zapowiadała, że jej nie poprze.

Tak zwana zjednoczona prawica zastawia pułapkę na opozycję

            Losy tego projektu spoczęły zatem w rękach opozycji. Morawiecki nie poprosił jej jednak o poparcie, ale on i inni z jego środowiska zaczęli szantażować opozycję, że jeśli nie poprze tego projektu, to będzie znaczyło, że nie zależy jej na unijnych pieniądzach dla Polski. Ewidentnie Kaczyński i jego ferajna zastawili pułapkę na opozycję, chociaż wiadomo było, że projekt jest niekonstytucyjny. Chociażby z tego powodu, że przewidywał rozpatrywanie spraw dyscyplinarnych sędziów przez Naczelny Sąd Administracyjny.

            Opozycja przygotowała do projektu poprawki, które miały spowodować jego konstytucyjność, ale zostały odrzucone. Wówczas opozycja wspólnie zdecydowała, że wstrzyma się od głosu. Ostatecznie z tej umowy wycofał się Szymon Hołownia i jego posłowie z Polski 2050, którzy byli przeciw. Ustawa przeszła i została skierowana do Senatu.

            Senat opracował wiele poprawek do niej, ale poprawki te Prawo i Sprawiedliwość – wspierane głosami ludzi Ziobry – odrzuciło. Projekt ustawy trafił na biurko Andrzeja Dudy.

            Zanim Duda podjął względem niej decyzję, ludzie z grupy Ziobry apelowali do prezydenta, aby ustawę tę zawetował, bo zaszkodzi polskiemu sądownictwu. A nawet przekonywali, że za te pieniądze Polacy będą musieli kilkakrotnie więcej zapłacić. Ostatecznie Duda ani nie zawetował ustawy, ani jej nie zaakceptował, a odesłał ją do trybunału Julii Przyłębskiej, aby ten zdecydował, czy jest zgodna z Konstytucją.

Kaczyński i jego ferajna znaleźli sposób na to, aby zjeść ciastko i mieć ciastko

            Duda zatem umył ręce twierdząc, że stoi na straży praworządności. I chyba myśli, że ktokolwiek mu uwierzy. A tak naprawdę to chyba tylko zasłania się praworządnością, o czym świadczy jego dotychczasowa działalność. W rzeczywistości jednak wpisuje się ukrytą strategię Kaczyńskiego i jego ferajny, która polega na tym, aby przed Polakami odegrać rolę nieskalanej panienki, która robi wszystko, aby uzyskać pieniądze z Unii, ale się nie udaje. 

            Bo tak naprawdę oni tych pieniędzy nie chcą. Dlaczego? Bo musieliby dostosować się do unijnych wymagań związanych z praworządnością. A tego nie chcą. A że pieniędzy nie będzie? Dla zwykłych Polaków ich nie będzie, zaś dla grupy trzymającej władzę wystarczy tych, co są. Jak powiedział klasyk, rząd się wyżywi. Kaczyński i jego ferajna znaleźli sposób na to, aby zjeść ciastko i mieć ciastko. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne