Nie słuchają mądrzejszych, bo tacy przecież nie istnieją

            Wczoraj, czyli 27 października, Komisja Europejska potrąciła nam 30 milionów euro z puli pieniędzy, które miały trafić do Polski, jako dofinansowanie do różnych inwestycji. Potrącone pieniądze to kara za zignorowanie przez nasz rząd orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym. Do tej pory nasz kraj stracił już w ten sposób 267 mln euro, czyli prawie 1,3 mld złotych. Członkowie polskiego rządu bagatelizują tę sprawę, tymczasem wiele wskazuje na to, że nasza gospodarka się pogrąża i pieniądze, które tracimy – zarówno na kary, jak i na realizację Krajowego Planu Odbudowy – i które możemy stracić, bardzo by nam się przydały.

            Komisja potrąciła nam już siódmą transzę kar w kwocie 30 milionów euro (prawie 1,3 mld złotych), która obejmuje okres od 28 czerwca do 27 lipca tego roku. Jeśli jednak uwzględnić kary, które codziennie naliczane są po 1 mln euro, to wyjdzie, że w chwili obecnej tracimy już 359 mln euro, czyli 1,7 mld zł. Wiadomo za co są te kary – za zignorowanie orzeczenia TSUE w sprawie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Wprawdzie Izba Dyscyplinarna została zlikwidowana, ale w zamian powołano Izbę Odpowiedzialności Zawodowej. W rezultacie więc stryjek nie zamienił nawet siekierki na kijek, lecz siekierkę na... siekierkę. Do tego orzeczenie TSUE mówiło wyraźnie, że przywróceni do pracy mieli być sędziowie odsunięci od orzekania decyzją zlikwidowanej Izby Dyscyplinarnej. Tymczasem na przykład Igor Tuleya czy Paweł Juszczyszyn nadal nie orzekają.

            W rezultacie Komisja Europejska zablokowała nam prawie 36 mld euro na realizację Krajowego Planu Odbudowy. Gdybyśmy dostosowali się do orzeczenia TSUE, otrzymalibyśmy te 36 mld euro i nie musielibyśmy płacić kar. Tymczasem członkowie rządu bagatelizują sprawę.

            – Owszem, te pieniądze by nam się przydały, ale nie jest tak, że są nam niezbędne i bez nich sobie nie poradzimy – powiedział dzisiaj w Salonie Politycznym Trójki Karol Rabenda, podsekretarz stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych.

            Te same słowa jak mantrę powtarzają zresztą wszyscy członkowie grupy trzymającej władze w Polsce. Ani słowem natomiast nie wspomną natomiast, że nasza gospodarka powoli tonie, o czym mówią pewne dane. Chociażby fakt, że w ubiegłym tygodniu rentowność polskich obligacji skarbowych poszybowała na poziom ponad 9 procent. Wprawdzie w tej chwili ustabilizowała się na poziomie 8 procent, ale to słaba pociecha, bo na przykład rentowność tureckich papierów waha się od 5 do 10 procent, a w jakim stanie jest turecka gospodarka nie trzeba nikomu mówić.

            Rentowność obligacji skarbowych ma niewątpliwy wpływ na koszty obsługi polskiego długu. W założeniach do przyszłorocznego budżetu zapisano, że koszty te wyniosą 10 procent zakładanych przychodów państwa, które oszacowano na poziomie 600 mld złotych. Koszty obsługi długu wyniosłyby zatem 60 mld złotych. Moim zdaniem to ogromna kwota.

            Koszty obsługi długu to jedno, natomiast będziemy mieć również problemy z zaciąganiem kolejnych długów. Odwracają się bowiem od nas zagraniczni inwestorzy, którzy do tej pory kupowali polskie obligacje. O ile w 2015 roku ich udział w polskim długu wynosił 60 procent, to w tej chwili tylko 33 procent. Źle to wróży na przyszłość.

            Do tego dochodzi obniżający się Wskaźnik Wyprzedzający Koniunktury, sformułowany przez Biuro Inwestycji i Cykli Ekonomicznych. W październiku spadł o 0,5 punktu, a więc nieco mniej niż we wrześniu, ale jego tendencja spadkowa utrzymuje się od prawie roku, więc raczej trudno mieć nadzieję, że negatywne tendencje w gospodarce w miarę szybko wygasną.

            Oczywiście te informacje docierają do grupy trzymającej władzę, podobnie jak ostrzeżenia i rady ekspertów, ale jej członkom nikt przecież nie będzie mówił, co mają robić. Oni wiedzą najlepiej. Zresztą szef tej grupy Jarosław Kaczyński na jednym ze spotkań ze swoimi wielbicielami powiedział: „Nie ma ludzi na świecie dużo mądrzejszych niż ja”. I wszystko jasne.

            Ten sam Kaczyński na jednym z ostatnich spotkań orzekł jednak niespodziewanie, że grupa trzymająca władzę będzie inwestować w elektrownie wiatrowe. A przecież to PiS zablokował rozwój tej gałęzi energetyki, chociaż eksperci przestrzegali, że to się źle skończy. I tak właśnie się skończyło, gdy ceny energii wystrzeliły nagle w górę i uderzyły po kieszeni nas wszystkich. A wystarczył jeden wietrzny dzień w Polsce, gdy energia wyprodukowana przez elektrownie wiatrowe spowodowała, że tego jednego dnia mieliśmy najtańszą energię w całej Europie.

            A więc PiS to organizacja, która – jak dzieci – lubi uczyć się na błędach. Nie słucha ekspertów, ludzi mądrzejszych od siebie, bo przecież tacy nie istnieją. Tylko że cenę za błędy ponoszą miliony obywateli. Zapłacą ją także, gdy gospodarka sięgnie dna, zresztą już płacą z powodu szalejącej inflacji.

            Dziwnym zbiegiem okoliczności pycha i arogancja to cechy ustrojów autokratycznych i dyktatur. Ciekawe zatem, dokąd zmierzamy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne