Chociaż PiS robi u nas to, co Chavez w Wenezueli, będziemy mieli raczej Budapeszt w Warszawie. Ale wariantu wenezuelskiego też nie da się wykluczyć

            Przez pewien czas – na początku rządów Kaczyńskiego i jego ferajny – niektórzy komentatorzy życia publicznego w Polsce zastanawiali się, czy aby nie podzielimy losu Wenezueli. Inni takie sugestie brali za ogromną przesadę i dziś nie mówi się już o zbieżności losów Polski i wspomnianego południowoamerykańskiego kraju. Jeżeli jednak przyjrzeć się drodze, jaką przebył wenezuelski dyktator podpułkownik Hugo Chavez, uświadamiamy sobie, że tym samym torem dąży Kaczyński i jego partia. Czyżby zatem chciał nam sprowadzić Caracas do Warszawy? Zdaniem Krzysztofa Jacka Hinza, ambasadora między innymi w Wenezueli i publicysty, tak się nie stanie. Ale nie wyklucza, że w naszej stolicy będziemy mieli Budapeszt, co przecież spory czas temu Kaczyński nam obiecał.

            Na niezwykle interesujący esej Krzysztofa Jacka Hinza „Caracas w Warszawie” trafiłem w weekendowym wydaniu „Gazety Wyborczej” tydzień temu. Autor tego tekstu jest iberystą, dziennikarzem, publicystą oraz dyplomatą – w latach 2001-05 był ambasadorem w Brazylii, zaś w latach 2007-12 tę samą funkcję pełnił w Wenezueli.

PiS działa w Polsce dokładnie tak, jak niegdyś dyktatura w Wenezueli

            We wspomnianym artykule Krzysztof Jacek Hinz dochodzi do zaskakującego, a może oczywistego wniosku, że zawłaszczanie państwa wenezuelskiego przez Podpułkownika Hugo Chaveza, który w 1997 roku przejął tam władzę odbywało się dokładnie tak, jak w Polsce od ośmiu lat robią to Kaczyński i jego ferajna.

– Po powrocie PiS do władzy w 2015 roku obserwowałem, będąc już w Polsce, zjawiska podobne do tych z Wenezueli: turbopatriotyzm będący zarzewiem ksenofobii i przekonanie rządzącej formacji, że tylko ona reprezentuje wolę suwerena.(...) Widziałem, jak przez osiem lat postępował proces niszczenia praworządności i stanowienia prawa na wyłączny użytek rządzących – pisze w swoim eseju Krzysztof Jacek Hinz. – Na pierwszy rzut poszedł Trybunał Konstytucyjny i sądy. Dla mnie był to szok. Przecież widziałem w Wenezueli, jak krok po kroku Chavez podporządkowywał sobie wszystkie rodzaje władzy, poczynając od parlamentarnej do sądowniczej.

            Brzmi znajomo? To nie wszystko. Są bowiem i inne podobieństwa, niezależne zarówno od Chaveza i jego ludzi, jak i od Kaczyńskiego i jego ferajny. Gdy bowiem wenezuelski wojskowy przejmował władzę, wystrzeliły w górę ceny ropy, dzięki czemu kraj zarabiał krocie. Uzyskane w ten sposób nadwyżki dyktator mógł przeznaczyć na potężne programy pomocy socjalnej dla najuboższych obywateli kraju, czym kupował sobie poparcie.

Majstrowanie przy ordynacji wyborczej i okręgach wyborczych,
to kolejna rzecz, która łączy Kaczyńskiego z Chavezem

            Gdy PiS przejął władzę w Polsce, szczęśliwym zbiegiem okoliczności trafił na wieloletni okres koniunktury gospodarczej w Europie i na świecie, dzięki czemu PKB Polski rósł jak na drożdżach. I żeby było to jasne – w najmniejszym stopniu nie było to zasługą PiS. Ale Kaczyński i jego ferajna mieli dość pieniędzy na program 500 Plus i inne bonusy, kierowane do różnych grup społecznych. Programy te nie miały żadnej logiki i racjonalnego sensu – ich celem było po prostu kupowanie poparcia dla tak zwanej zjednoczonej prawicy. Identycznie, jak w Wenezueli.

– Skojarzenia z Polską może wywoływać również sposób organizowania wyborów – pisze dalej Krzysztof Jacek Hinz. – Za życia Chaveza obserwatorzy nie doszukali się fałszerstw, ale trudno mówić o uczciwości wyborów w sytuacji, gdy obóz rządzący ciągle majstrował przy wytyczaniu okręgów wyborczych. Nie krępował się też ograniczeniami budżetowymi czy czasem antenowym. Mało tego, korzystając z pieniędzy podatników, prowadził kampanię wyborczą non stop.

            I znowu brzmi to jak relacja działań podejmowanych w naszym pięknym kraju przez tak zwaną zjednoczoną prawicę. Przecież PiS majstrował przy ordynacji wyborczej i przeorganizowywał okręgi wyborcze. Zaś pikniki promujące na przykład bezpłatne autostrady organizowane były zanim jeszcze został ogłoszony termin wyborów i – oczywiście – opłacane pieniędzmi podatników. Sam Kaczyński natomiast oraz inni ludzie z jego ferajny, w tym członkowie rządu z Morawieckim na czele, prowadzili podczas tych pikników ordynarną i bezczelną kampanię wyborczą, zanim jeszcze oficjalnie się rozpoczęła.

Pis nie spocznie, dopóki nie wyprowadzi nas z UE.
Bo Unia mu przeszkadza

            Polska pod rządami PiS, podobnie jak Wenezuela, wchodzi w konflikt nie tylko z sąsiadami, ale i organizacjami międzynarodowymi, nie przyjmując żadnych przejawów krytyki, biorąc je za ograniczanie suwerenności. Kaczyński prowadzi przede wszystkim nieustanną wojnę z Unią a Europejską. Powód jest oczywisty – Unia jest w stanie skutecznie przeciwdziałać wszelkim przejawom łamania zasad demokracji przez państwa członkowskie.

– Dlatego jest główną przeszkodą na drodze do pełnego autorytaryzmu – przekonuje Krzysztof Jacek Hinz. – I dlatego PiS nie spocznie, dopóki nie wyprowadzi naszego kraju z UE, niezależnie od tego, jakim poparciem cieszy się obecnie Unia w Polskim społeczeństwie. Stąd też ciągła propaganda antyunijna i dążenie do zohydzania instytucji unijnych w oczach wyborców.

            Według autora artykułu, jeśli się zdarzy, że w październiku PiS wygra wybory, opozycja przestanie się liczyć, a jedyną przeszkodą dla Kaczyńskiego będzie UE.

            Dalej Hinz zastanawia się, jak będzie wyglądała Polska pod rządami Kaczyńskiego i jego ferajny. Uważa, że nie podzielimy losu Wenezueli, czyli nie staniemy się państwem upadłym, ze zrujnowaną gospodarką i zrujnowanymi więzami społecznymi, w którym „trudno odróżnić kryminalistów od strażników bezpieczeństwa, handlarzy narkotyków od urzędników państwowych”.

– Taki los nam nie grozi – wyrokuje Krzysztof Jacek Hinz. – Bliżej nam raczej do Węgier, chociaż nie jest to zbyt dużym pocieszeniem. Wydaje się nieprawdopodobne, żeby polski naczelnik kierował się wzorami wenezuelskimi. Ale nieoczekiwane zbieżności między wenezuelską i polską drogą do autorytaryzmu są zatrważające. Być może tak wygląda sekwencja zdarzeń prowadzących do upadku demokracji.

            Być może Hinz ma rację, twierdząc, że czeka nas raczej wariant węgierski, wszak Kaczyński kilka lat temu zwierzył się publicznie, że cieszyłby się, gdyby zobaczył Budapeszt w Warszawie. Myślę jednak, że nie należy wykluczyć, że zdecyduje się jednak na wariant wenezuelski i będziemy mieli w Warszawie Caracas. 

            Przecież tak, jak w Wenezueli trudno odróżnić handlarzy narkotyków od urzędników państwowych, tak u nas już trudno odróżnić handlarzy wizami od pracowników placówek dyplomatycznych.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne