Niekompetencja Kaczyńskiego pod ochroną, chociaż wszyscy o niej wiedzą
Kontrola przeprowadzona przez NIK w Ministerstwie Obrony Narodowej potwierdziła, że w sprawie pocisku, który spadł koło Bydgoszczy w końcu kwietnia kłamali zarówno premier Mateusz Morawiecki, jak i jego podwładny, szef MON Mariusz Błaszczak. To akurat w przypadku ludzi PiS nie dziwi, zwłaszcza jeśli chodzi Morawieckiego, znanego przede wszystkim z tego, że jest notorycznym kłamcą. Rewelacje ujawnione przez NIK opublikowała „Rzeczpospolita”. Przypomnę tylko, że tak naprawdę, nie były to żadne rewelacje, bo o kłamstwach Morawieckiego i Błaszczaka w tej kwestii pisałem prawie 3 tygodnie temu. Niżej podaję link do tego materiału. Ale „Rzeczpospolita” napisała jeszcze o czymś. O tym, jaką rolę w tej całej serii matactw odegrała głupkowatość Jarosława Kaczyńskiego.
Przypomnijmy: pod koniec kwietnia kobieta jadąca na koniu leśnym duktem w miejscowości Zamość koło Bydgoszczy, zauważyła w krzakach dziwny obiekt, który wzbudził jej podejrzenia. Zawiadomiła służby i się zaczęło.
NIK potwierdził tylko to, co już było
wiadomo o kłamstwach
Morawieckiego i Błaszczaka
Okazało się, że była to rosyjska rakieta powietrze-ziemia, przystosowana do przenoszenia ładunków jądrowych. Wkrótce też wyszło na jaw, że rakieta ta wleciała nad terytorium Polski 16 grudnia ubiegłego roku, przeleciała nad większością powierzchni kraju i samoczynnie spadła w lesie. Całe szczęście, bo mogła przecież spaść na osiedle mieszkaniowe o gęstej zabudowie.
Szef MON Mariusz Błaszczak zaczął przekonywać opinię publiczną, że on wcześniej o niczym nie wiedział i winą za to obarczył dowódcę operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych generała Tomasza Piotrowskiego. O tym, że pocisk rosyjski wleciał do polski w grudniu miał nie wiedzieć również premier Mateusz Morawiecki. Przynajmniej tak twierdził, bo prawda była zupełnie inna.
Okazało się bowiem, że zarówno Morawiecki, jak i Błaszczak o incydencie wiedzieli już w dniu, kiedy do niego doszło. Pisałem o tym w artykule Wystarczy otrzeć się o PiS i dostaje się małpiego rozumu. Obydwaj ci panowie, których zadaniem jest dbałość o bezpieczeństwo kraju i jego mieszkańców bezczelnie i świadomie kłamali. Dlaczego zatem tkwią na swoich stanowiskach? Bo nie mają honoru, no i ponieważ takie są standardy PiS.
Kaczyński odwdzięczył się chłopcom z ferajny. Bronił szefa MON jak lew
Ale dziennik „Rzeczpospolita” napisał również, że kłamstwa i mataczenia miały związek z Jarosławem Kaczyńskim. Szef PiS w listopadzie grzmiał, że Polsce nie są potrzebne żadne baterie rakiet Patriot, które chciały nam przekazać Niemcy. Jego zdaniem spełniałyby na terytorium naszego kraju jedynie funkcje estetyczne. Opowiadał te swoje brednie pod koniec w listopada, zaś w połowie grudnia stało się to, co się stało.
Zarówno Morawiecki zatem, jak i Błaszczak milczeli o incydencie z rakietą, aby nie wydała się tajemnica poliszynela, czyli głupkowatość Kaczyńskiego i jego brak kompetencji. Pewnie dlatego też zabroniono podobno poszukiwań resztek rakiety, byleby tylko chronić wodza narodu rodem z burleski.
A Kaczyński odwdzięczył się. Gdy opozycja domagała się odwołania Błaszczaka szef PiS oświadczył, że tego samego chciałby Kreml. A prawda jest taka, że Kremlowi właśnie pasuje ktoś taki, jak Błaszczak na stanowiska szefa MON. A więc chłopcy z ferajny wzajemnie się kryją i wspierają. A Morawiecki? No cóż... Obrzydzenie człowieka ogarnia, gdy dowiaduje się o moralnych przymiotach tego towarzystwa.
Komentarze
Prześlij komentarz