Hołownia to smarkacz polityczny. Nie rozumie wagi, jaką mają jesienne wybory parlamentarne
Zadziwia mnie, z jaką niefrasobliwością część opozycji podchodzi do tak ważnej dla kraju sprawy, jak odebranie władzy tak zwanej zjednoczonej prawicy. Chodzi oczywiście o zbudowanie koalicji i przystąpienie do jesiennych wyborów parlamentarnych z jedną, wspólną listą. Od dawna zabiega o to Donald Tusk, wymigują się natomiast Szymon Hołownia oraz Władysław Kosiniak-Kamysz. Sondaże natomiast wskazują niezmiennie, że tylko wspólna lista wyborcza daje wysokie prawdopodobieństwo zwycięstwa. Nie tylko sondaże, ale i historia oraz wyniki kolejnych wyborów parlamentarnych, począwszy od 2015 roku.
Szymon Hołownia w kwietniu 2019 roku uczestniczył w spotkaniu rekolekcyjnym z młodzieżą |
Czasem odnoszę wrażenie, że tak naprawdę zarówno Szymonowi Hołowni i jego Polsce 2050, jak i Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi i Polskiemu Stronnictwu Ludowemu jest zupełnie obojętne, na jakie bezdroża wkroczy nasz kraj pod rządami Kaczyńskiego i jego ferajny. Wydaje się, że ważny jest dla nich tylko własny interes – na przykład trwanie w Sejmie przez następną kadencję, a może nawet utworzenie z PiSem spółki i objęcie jakichś ministerialnych stanowisk w przyszłym rządzie? Przecież już słyszeliśmy głos Marka Sawickiego z PSL, który dopuszczał możliwość współpracy z Kaczyńskim.
Tusk ma rację, przekonując do jednej listy. Matematyki i D'Hondta nikt nie oszuka
Donald Tusk już od dawna zabiega o utworzenie jednej opozycyjnej listy wyborczej, słusznie chyba zakładając, że taki zabieg daje największe prawdopodobieństwo pokonania PiS w jesiennych wyborach parlamentarnych. Do utworzenia wspólnej listy zachęcają wyniki sondaży. Warto też prześledzić historię i wyniki dotychczasowych wyborów parlamentarnych i ich wyników.
Otóż w 2015 roku partie opozycyjne uzyskały w sumie 1,5 mln głosów więcej niż PiS, ale wygrał PiS. Podczas wyborów w 2019 roku partie opozycyjne otrzymały 800 tys. głosów więcej, ale to znowu PiS triumfował. Prognozy mówią, że w tym roku opozycja może uzyskać 1,2 mln głosów więcej. I jeśli się nie zjednoczy, to PiS znowu uzyska większość w parlamencie. Wynika to z metody przeliczania uzyskanych w wyborach głosów na mandaty, opracowanej przez D'Hondta, a obowiązującej w naszej ordynacji wyborczej.
Co więcej, jasno widać, że wygrana przez opozycję wyborów zarówno w 2015 roku, jak i w roku 2019 była w zasięgu ręki. Oczywiście, gdyby opozycja nie szła do nich w rozproszeniu. Dlatego zabiegi Tuska o zjednoczenie i utworzenie jednej listy wydają się uzasadnione.
Tusk: wyborcy ich rozliczą. Hołownia: Tusk stosuje szantaż i groźby
Od samego początku jednak jego słowa trafiały w próżnię. Hołownia zachowywał się jak panienka, która chciałaby, ale się boi – kręcił, mataczył, udawał, że to dobry pomysł, ale stał w miejscu. A gdy przed głosowaniem nad nowelą ustawy o Sądzie Najwyższym opozycja umówiła się, że wstrzyma się od głosu, podczas głosowania posłowie Polski 2050 złamali tę umowę i byli „przeciw”. Pisałem o tym w artykule Tusk musi zdecydować, czy warto współpracować z kimś, komu nie można ufać. To był prawdziwy test na jedność opozycji – niestety, nie wypadł dobrze.
Do utworzenia jednej listy gotowa jest Lewica, zaś od samego początku tej idei nie popierało PSL. Niedawno przeprowadzono tak zwany sondaż obywatelski, który jeszcze raz potwierdził konieczność zbudowania jednej listy opozycyjnej, jeśli chce się iść po zwycięstwo w wyborach. Tusk jeszcze raz próbował przekonywać do swojego pomysłu jednej listy argumentując, że jeśli ona nie powstanie, to wyborcy rozliczą tych, którzy nie chcieli się zjednoczyć. Na to Hołownia odpowiadał, że – po pierwsze – to nie był sondaż tylko szantaż, a po drugie, to Tusk zachowuje się nieracjonalnie, bo ktoś, kto chce się porozumieć, nie stosuje gróźb. A ja myślę, że Tusk i tak się wykazał bezmiarem cierpliwości wobec politycznych smarkaczy pokroju Hołowni.
Smarkacz polityczny nie rozumie, że to
ostatnia szansa na demokrację
i pozostanie w UE
Zresztą wyborcy już zaczęli rozliczać Hołownię, bo notowania jego partii poleciały w dół na łeb na szyję i z trzeciej siły politycznej Polska 2050 stała się piątą, zaś jej miejsce zajęła Konfederacja. No i wszystko wskazuje na to, że to Konfederacja w przyszłej kadencji może sięgnąć po władzę w koalicji z Kaczyńskim. Już posłowie PiS zaczęli przebąkiwać, że nie jest to wykluczone.
Wszystko wskazuje na to, że jeśli – mniejszej liczby głosów – PiS znowu wygra i będzie rządził, już nie będzie szansy, aby tych ludzi odsunąć od władzy, ponieważ Kaczyński i jego ferajna konsekwentnie prą do tego, aby już takiej możliwości nie było. A Jeśli PiS będzie rządził z Konfederacją, to możemy już na 100 procent pożegnać się z Unią Europejską. Stawka zbliżających się wyborów jest zatem bardzo wysoka. Ale smarkacz polityczny tego nie pojmuje.
Komentarze
Prześlij komentarz