Moja proza: Nie ujdziesz mi – odcinek kolejny
Do domu Miś wracał znacznie podniesiony na duchu, ale za to wściekły na cały świat. Najważniejsze jednak było, że odzyskał energię i siłę. Szedł więc szybko i krokiem sprężystym, a gdy w pewnym momencie ujrzał po drugiej stronie ulicy redaktora Kręcika, nie zastanawiając się wiele puścił się biegiem na przełaj przez ulicę.
Gdy Kręcik go ujrzał, pochylił głowę i przyśpieszył kroku, ale Miś – znalazłszy się już po drugiej stronie – dopędził go kilkoma dłuższymi susami.
– Witam pana redaktora – wydyszał zaczepnym trochę tonem.
– A, to pan. Witam, witam, panie Miś – odparł Kręcik uprzejmie wprawdzie, ale nie zwalniając kroku.
– Co tam nowego u pana redaktora? – dyszał dalej Miś, starając się dotrzymać Kręcikowi kroku.
– A nic nowego, wszystko po staremu. Człowiek tak zabiegany, że na nic nie ma czasu.
Tym razem Kręcik odpowiedział nieco opryskliwie, co nie uszło uwadze Misia, ale nie dał się spławić.
– No to ja tak raz dwa i uciekam – powiedział stanowczo, ale widząc, że redaktor nie zamierza nawet zwolnić kroku, dodał: – Mógłby się pan zatrzymać na chwilę, bo, szczerze mówiąc, nie bardzo mi po drodze w tę stronę?
Kręcik skrzywił się z niechęcią, uznał jednak, że i tak się nie wywinie, więc przystanął koło jednej z wystaw sklepowych.
– Co tam się urodziło, panie Miś? – zapytał protekcjonalnie, ostentacyjnie spoglądając na zegarek.
– Niech mi pan powie, panie redaktorze, co to za numer z tym listem? – Miś był trochę natarczywy.
– Z jakim listem? – nieszczerze zdziwił się Kręcik. – Zaraz, zaraz… Chodzi panu chyba o list tego Misia z Kobzowej?
– Właśnie ten.
– No to jaki miał być numer? Żadnego numeru nie było. Ot, po prostu, facet napisał list, więc go wydrukowaliśmy. Zawsze tak robimy – cierpliwie wyjaśniał Kręcik.
– Zawsze? Jest pan pewien? Bo mnie się co innego wydaje – Miś wyraźnie blefował. Wolno cedził słowa, wpatrując się w redaktora, jakby chciał go zahipnotyzować.
– Co takiego!? – Kręcik był oburzony.
– A ten Antoni Miś to w ogóle istnieje? – Miś ni stąd ni zowąd zaczął kpić.
Redaktor – widać było – zaniepokoił się początkowo, ale po chwili uznał, że obrót, jaki przyjęła rozmowa, to doskonały pretekst, aby się pozbyć intruza.
– No wie pan? – zaczął obrażonym tonem. – Chętnie zawsze z panem rozmawiam, ale skoro pan w taki sposób, to pan wybaczy, ale ja nie mogę dłużej… Żegnam pana, panie Miś.
Kręcik z godnością uniósł głowę i ruszył przed siebie zdecydowanym krokiem.
– Prawda w oczy kole! – warknął za nim Miś, ale redaktor zbył tę uwagę milczeniem.
Miś splunął za
nim, tuż pod nogi drobiącej małymi kroczkami starszej pani z
wysoko upiętymi blond włosami. Pani poczerwieniała z oburzenia i
zaczęła pokrzykiwać coś na temat dobrego wychowania, ale Miś –
nie zważając na jej wykład – pośpieszył w kierunku domu.
C.D.N
Komentarze
Prześlij komentarz