Wyborcy PSL nie wyobrażają sobie koalicji z PiS. Ale licho nie śpi i wydarzyć może się wszystko
Jeszcze niedawno, bo zaledwie dwa miesiące temu, politycy PSL robili wszystko, aby powybijać zęby największemu koalicjantowi, czyli KO, a przynajmniej zęby te mocno stępić. Jednocześnie zachowywali się, jakby to oni byli największą siłą w Koalicji 15 Października. Próbowali w ten sposób zbudować swoją moc – między wierszami ich wypowiedzi pobrzmiewała groźba, że w każdej chwili mogą zerwać koalicję i stworzyć większość sejmową, wiążąc się z PiS. Ciekawe, co na to wyborcy PSL? Odpowiedzieć na to pytanie postanowił Instytut Badań Pollster, przeprowadzając sondaż. Jego wyniki są interesujące.
Wszystko wskazuje na to, że nic przeciwko takiemu przemeblowaniu w parlamencie nie mieliby ludzie PiS. Wszak gotowość do rozmów z PSL na ten temat deklarował niedawno Przemysław Czarnek, a po ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych koalicji z PSL nie wykluczał Jarosław Kaczyński. Przecież przebąkiwano nawet, że funkcję premiera mógłby objąć Władysław Kosiniak-Kamysz. Problem w tym, że mandaty PiS (194) i mandaty PSL (32) nie wystarczyłyby do zbudowania większości w sejmie. Musiałby dołączyć koalicjant PSL w Trzeciej Drodze, czyli Polska 2050 (33 mandaty), co jednak wydaje się mało prawdopodobne. Do PiS i PSL musiałby dołączyć ktoś trzeci. Niemal automatycznie oczy wszystkich zwracają się ku Konfederacji, która ostatnio była gotowa na kolaborację z PiS.
Donald Tusk słusznie zwleka z
oficjalnym namaszczeniem
kandydata na prezydenta
Pretekstem do oczywistego wkładania przez polityków PSL kija w szprychy wozu, na którym po wyboistej drodze jedzie Koalicja 15 Października były ostatnio wybory prezydenckie i wciąż jeszcze oficjalnie nieokreślony kandydat KO na stanowisko Prezydenta RP. Od dawna mówi się dość wyraźnie – również w środowisku KO – o tym, że oczywistym i naturalnym kandydatem na stanowisko prezydenta jest Rafał Trzaskowski. Zwłaszcza że premier Donald Tusk już kilka miesięcy temu stanowczo powiedział, że nie zamierza kandydować w wyborach prezydenckich, ponieważ ma dużo do zrobienia jako premier rządu. Mimo to jego nazwisko wciąż wraca na listę potencjalnych kandydatów KO na stanowisko głowy państwa.
Najlepiej byłoby, aby koalicja rządząca miała jednego kandydata na prezydenta. Stanowiłoby to doskonałe spoiwo dla koalicji, przynajmniej do czasu wyboru głowy państwa. Tymczasem Trzecia Droga – jak wiemy – zamierza wystawić do wyścigu o prezydenturę jednego z dwóch swoich liderów, czyli Szymona Hołownię. Wydaje się zatem, że Donald Tusk celowo zwleka z oficjalnym ogłoszeniem swojego kandydata, słusznie przewidując, że po jego ogłoszeniu rozpoczęłaby się nieoficjalna kampania, w której naprzeciwko siebie stanęliby dwaj kandydaci Koalicji 15 Października.
Bo przecież PiS również zwleka z namaszczeniem swojego kandydata. Byłaby to sytuacja nader niekorzystna dla Koalicji 15 Października, prowadząca wręcz do jej dezintegracji, a kto wie, czy nawet nie do rozkładu.
Marek Sawicki z PSL jątrzy sugerując, że Donald Tusk chce być prezydentem
Czyżby takiego biegu zdarzeń oczekiwali politycy PSL? Przynajmniej takie wrażenie można odnieść, uważnie wsłuchując się w ich wypowiedzi. Mam zwłaszcza na myśli Marka Sawickiego, który w niedzielę w Polsat News stanowczo stwierdził, że przecież wszyscy wiedzą o tym, że to nie żaden Rafał Trzaskowski, lecz Donald Tusk będzie kandydował na Prezydenta RP.
– Stąd dzisiaj całą aktywność premiera jest bardziej skierowana na przygotowanie wyborów prezydenckich niż na kierowanie rządem – przekonywał Marek Sawicki. – Gdyby rzeczywiście Tusk nie był zainteresowany kandydaturą to dziś mielibyśmy rozwiązaną już kwestię szczegółowej reformy wymiaru sprawiedliwości, przywrócenie praworządności w Polsce, mielibyśmy odwrócony Polski Ład Morawieckiego, przywrócone prawa dla przedsiębiorców i mielibyśmy sytuację, kiedy poparcie dla PiS spadnie poniżej 20 procent.
Sawicki mówił tak, jakby nie należał do koalicji rządzącej, lecz do opozycji. Jakby nie wiedział, że nie da się wprowadzić reformy wymiaru sprawiedliwości, dopóki przeszkadzał w tym procesie będzie obecny prezydent Andrzej Duda. I pomimo tego, że PSL należy do koalicji, całą odpowiedzialność zrzuca na najsilniejszego koalicjanta i jego lidera Donalda Tuska. O tyle to dziwne, że Sawicki jest doświadczonym politykiem, więc trudno jego słowa zrzucić na karb zwyczajnej głupoty lub odklejenia od rzeczywistości.
Czyżby dla PSL, podobnie jak dla PiS,
liczył się tylko interes partyjny?
To łączyłoby obydwa te
ugrupowania
Zresztą środowisko PSL od pewnego czasu starało się wzmocnić swoją pozycję nie tylko w ramach koalicji rządzącej i jej kosztem, ale i na całej polskiej scenie politycznej. Pamiętamy słowa Władysława Kosiniaka-Kamysza, który nie tak dawno przecież stwierdził, że mniejszym kosztem będzie rozpad koalicji niż utrata wyborców. Przy czym nieustannie podkreśla, że Koalicja 15 Października jest możliwa tylko dzięki PSL oraz Trzeciej Drogi. W czerwcu natomiast zapytany, czy zdecydowałby się na oferowane mu przez PiS stanowisko premiera we wspólnym rządzie odpowiedział:
– Myślę, że nie tego oczekują wyborcy Trzeciej Drogi, żeby dzisiaj zmieniać jakiekolwiek koalicje, tylko żeby dobrze współdziałać w tej, która istnieje, bo na taką koalicję postawili Polacy – powiedział lider PSL i współlider Trzeciej Drogi.
Trzeba zwrócić uwagę na to, że niby zaprzeczył, że jakakolwiek współpraca z PiS jest możliwa w tej chwili, ale zostawił sobie uchyloną furtkę. No bo przecież za kilka tygodni lub miesięcy sytuacja może się zmienić, a wtedy – kto wie...
Warto również przypomnieć, co Marek Sawicki mówił w październiku 2021 roku, a o czym donosiła PAP. Polityk PSL powiedział wówczas, że dobre dla Polski rzeczy można robić i z PO, i z PiS. Dodał również, że gdyby Jarosław Kaczyński zdecydował się wyrzucić z tak zwanej zjednoczonej prawicy ziobrystów, to namawiałby PSL do koalicji z PiS.
Do tandemu PiS-PSL musiałaby dołączyć Konfederacja
Zdaje się jednak, że większym wyczuciem społecznym wykazał się Kosiniak-Kamysz, ponieważ jego słowa, że wyborcy Trzeciej Drogi oczekują, aby koalicja przetrwała, potwierdziły ostatnie badania sondażowe. Wykonał je Instytut Badań Pollster dla „Super Expressu”, pytając wyborców PSL, czy popierają koalicję PSL z PiS. Aż 63 procent pytanych dało odpowiedź negatywną. Ale prawie co piąty wyborca PSL (19 procent) nie miałby z tym problemu. Wydaje się zatem, że Władysław Kosiniak-Kamysz nie ma większego wyboru – wszak, jak mówił, bardzo zależy mu na wyborcach PSL.
Zresztą po ostatnich wyborach parlamentarnych PiS zdobyło 194 mandaty, zaś PSL – 32. To trochę za mało do stworzenia większości w sejmie. Musiałby dołączyć ktoś trzeci. Wydaje się, że tym trzecim może być tylko Konfederacja, która ma 18 mandatów.
Kiedyś liderzy Konfederacji przekonywali, że nie zamierzają wchodzić w koalicję z PiS. Ale ostatnio chyba zmienili zdanie. W sierpniu Krzysztof Bosak wysunął propozycję, aby tak zwana szeroka prawica zorganizowała prawybory, które wyłoniłyby wspólnego kandydata na prezydenta.
– Jeżeli PiS chce wybrnąć z dylematu, kto będzie kandydatem na prezydenta przez prawybory, to jestem gotów do takiej rywalizacji i jak najlepszego reprezentowania wyborców PiS. Jeżeli PiS odrzuci ideę prawyborów na całości prawicy, będę namawiał liderów Konfederacji do poparcia kandydatury Sławomira Mentzena – mówił w Radiu ZET Krzysztof Bosak.
Gdyby Kaczyński przyjął ofertę Konfederacji wystawienia wspólnego, prawicowego kandydata na prezydenta, mógłby to być początek głębszej współpracy Konfederacji i PiS. Ale szef PiS na tę propozycję nawet nie odpowiedział. Nie wiadomo jednak, czy – mając w zanadrzu PSL – nie przyjąłby jednak umizgów Konfederatów. Pytanie tylko, czy w takiej większości sejmowej chciałoby mieć swój udział PSL...
Pamiętajmy jednak, że licho nie śpi, więc zdarzyć się może wszystko. A poza tym PSL jest znane z tego, że dla władzy i związanych z tym korzyści jest gotowe zawrzeć pakt nawet z Lucyferem. Chociaż nie wiem, co gorsze – PiS i Konfederacja, czy pan piekieł.
Komentarze
Prześlij komentarz