Moja proza: Nie ujdziesz mi – odcinek kolejny

             Na korytarzu bojowość, jaka zaczęła się rodzić w sercu Misia pod koniec rozmowy z Gutkiem, nagle rozwiała się, zanim zdołała wyrosnąć. Człapał powoli na ugiętych nogach do swojego pokoju pełen czarnych myśli. 

            Drzwi otworzyły się tak cicho, że Blondyn, który zdawał się być zajętym czymś bez reszty, nawet nie zauważył jego wejścia. Rudej nie było. Zbliżył się do swojego biurka i opadł ciężko na krzesło. Dopiero wtedy Blondyn ze zdziwieniem zauważył obecność Misia.

– O, matko… Nawet nie zauważyłem, jak pan wszedł – powiedział, wytrzeszczając zdumione oczy.

Miś, uśmiechnąwszy się blado, podparł czoło na dłoni i pogrążył się w zadumie. Blondyn wrócił do przerwanej roboty, od czasu do czasu jednak łypał ciekawie w stronę starszego kolegi.

Przesiedział tak bez ruchu kilka minut. Blondyn nie wytrzymał w końcu.

– Jakieś kłopoty? – zagadnął.

Miś poruszył się. Po twarzy przebiegł mu grymas, który mógł oznaczać, że sprawa nie jest warta uwagi. Westchnął i drugą dłonią podparł nie czoło, lecz brodę tym razem. Blondyn nie spuszczał go z oka przez dobrą chwilę. Kombinował, jak tu rozruszać Misia.

– Może w czymś pomóc? – zaofiarował się.

Miś poruszył się znowu i spojrzał na Blondyna.

– W czym? – zapytał zdziwiony.

– No… – Blondyn rozłożył ręce. – Ja wiem? W czymkolwiek.

Miś wzruszył apatycznie ramionami i ukrył teraz w dłoniach całą głowę.

Blondyn stropił się nieco.

– Gutkiem nie ma się co przejmować – nieśmiało spróbował wstrzelić się w sam środek problemu, który, jak mu się wydawało, trapił Misia.

Lecz Miś tym razem nawet nie drgnął. Blondyn wpatrywał się w niego jeszcze czas jakiś, z nadzieją na jakąkolwiek reakcję, ale nie doczekał się. Zawiedziony wrócił więc do swoich zajęć. Ale nieruchomy jak posąg Miś nie dawał mu spokoju, toteż często i niecierpliwie spoglądał na niego.

Miś natomiast myślał. Trwało to może kilkanaście, może nieco więcej minut. Ocknął się wreszcie, o czym dał znać odgłos krzesła, na którym się poruszył. Blondyn zamarł w oczekiwaniu. Z uwagą śledził każdy ruch Misia, który wyglądał, jakby doznał nagle olśnienia. Wstał i zaczął przechadzać się nerwowo po pokoju. W pewnym momencie zatrzymał się przy oknie i zaczął błądzić niewidzącymi oczyma po zalanym słońcem rynku. Po chwili powziął chyba jakąś decyzję, bo odwrócił się raptem i pewnym krokiem podążył kierunku drzwi i wiszącej obok nich gablotki kluczami. Otworzył ją i zdjął z haczyka klucz od archiwum. Potem wypadł na korytarz, zapomniawszy zamknąć za sobą drzwi. Blondyn, który do tej pory wpatrywał się w niego jak urzeczony, poderwał się zza swojego biurka i wybiegł na korytarz za Misiem. Ale zdążył tylko ujrzeć jego plecy w momencie, gdy ten skręcał na schody. Po chwili usłyszał dudnienie butów po drewnianych stopniach.

W nieoświetlonym piwnicznym korytarzu Miś najpierw rąbnął się boleśnie w łokieć o coś wystającego ze ściany, potem o mało nie rozbił sobie głowy o drzwi archiwum. Trochę się z nimi szamotał nerwowo, a gdy wreszcie ustąpiły, rozgorączkowany wpadł do środka.

Uspokoił się widząc, że wszystko jest, jak było – w nienaruszonym porządku. Rozglądał się wokół czas jakiś, potem jego wzrok padł na doskonale mu znaną szafę wnękową. Zaczął powoli przesuwać się w jej kierunku, a stanąwszy przed nią, otworzył drzwi jednym płynnym ruchem. Prześliznął się oczyma po jej pustym wnętrzu. Czuł, jak bije mu serce. Sięgnął ręką ku górze, do sekretnej skrytki, o której – jak sądził – wiedział tylko on. Namacał znajomy mu plik papierów i odetchnął z ulgą, bo to oznaczało, że skrytka ciągle pozostawała jego wyłączną tajemnicą. Wyciągnął plik i położył go na dolnej półce. Prawa dłoń powędrowała z powrotem w czeluść skrytki. Obmacywał skrupulatnie jej wnętrze, lecz niczego więcej już nie znalazł.

Potem zajął się szafą. Obejrzał i ostukał ją dokładnie, ale nie trafił na cokolwiek interesującego. Nieco rozczarowany usiadł w jej wnętrzu i zaczął się zastanawiać. Po chwili ożywił go nowy pomysł. Wstał z rozmachem i ruszył wzdłuż ścian archiwum, obmacując je w niektórych miejscach i przyglądając im się z uwagą. Robił to wolno, więc sporo czasu minęło, zanim wrócił do szafy od drugiej strony, również nie znalazłszy nic wartego uwagi. Zrezygnowany, wziął do ręki plik papierów, znalezionych w skrytce, i skierował się do drzwi. Zanim wyszedł na korytarz, rozejrzał się jeszcze podejrzliwie po wnętrzu archiwum, niemal pewien, że kryje się tutaj jeszcze niejedna tajemnica.

Wydostawszy się na parter, rozejrzał się wokół. Nie zauważył nikogo, więc otworzył stare biurko, stojące tuż przy schodach, prowadzących do piwnicy. Rozejrzał się jeszcze raz i upewniwszy się, że nikt go nie obserwuje, wsunął papiery do szuflady. Potem spokojnym krokiem ruszył przed siebie. Był już mniej więcej w połowie drogi na pierwsze piętro, gdy nagle myśl pewna osadziła go na miejscu. Zastanawiał się tylko przez moment. Nagle zawrócił, zbiegł na dół, dopadł biurka, zdecydowanym ruchem wyjął z powrotem papiery, które tam przed chwilą zostawił, i szybkim krokiem wyszedł z ratusza.

Śpieszył się, bo z wiadomych względów nie chciał zbyt długo przebywać poza biurem. Szedł oczywiście do domu, aby bezpiecznie ukryć resztę znalezionych dokumentów. W ratuszu było – jego zdaniem – nazbyt niebezpiecznie, wolał więc nie ryzykować.

Nawet nie zauważył kiedy stanął przed drzwiami swego mieszkania. Misiowa, którą zwabił chrobot klucza w zamku, stała w drzwiach pomiędzy kuchnią i przedpokojem, z napiętym zainteresowaniem wpatrując się w drzwi. Zdziwiła się, gdy ujrzała Misia, bardziej bowiem spodziewała się Stefana.

– A ciebie co znowu przyniosło? – przywitała go pół żartem.

Misiowi nie było do żartów, więc spojrzał na nią krzywo. Zawahał się, jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i bez słowa wkroczył do pokoju. W jego zachowaniu, pełnym determinacji, było coś takiego, że Misiowa nie pomyślała nawet o tym, aby przypomnieć mu o zdjęciu butów. Jeszcze bardziej zaintrygowana, podreptała za nim. Miś natomiast podążył wprost do regału. Otworzył szufladę – w której trzymał swoje szpargały – i wsunął do niej dopiero co przyniesione papiery. Gdy, zatrzasnąwszy ją, odwrócił się, stanął oko w oko z Misiową. Na widok pytającego wyrazu jej twarzy westchnął i – zniecierpliwiony – wzruszył ramionami.

– Co przyniosło, co przyniosło… A co mnie miało przynieść? – miało to zabrzmieć oschle i tak zabrzmiało, ale gdzieś w głębi czaiła się nutka żalu, czy może goryczy pokrzywdzonego dziecka, którą Misiowa w sobie tylko wiadomy sposób czujnie wychwyciła.

– Co się stało? – zapytała, starając się nadać swemu głosowi jak najcieplejszą barwę.

– A tam… – machnął ręką i uciekł w bok oczyma. – Szkoda gadać.

Chciał ją wyminąć, ale zastąpiła mu drogę, chwyciła za ramiona i przytrzymała w miejscu.

– No przecież widzę, że coś nie gra – powiedziała, zaglądając mu w oczy.

Przez dobrą chwilę w milczeniu patrzył ponad jej głową w ścianę pokoju.

– A tam… Wiesz, Gutek, ten nowy kierownik, coś tam się mnie czepia – wystękał w końcu.

Misiowa przymrużyła oczy i zacisnęła bezwiednie wargi.

– Chodzi mu chyba o ten artykuł w gazecie? – podświadomie zapytała tonem, jakby chciała powiedzieć: – A nie mówiłam?

Miś zachmurzył się nagle i zmarszczył brwi. Popatrzył na nią z góry.

– W każdym razie nie ma się o co martwić – odrzekł chłodno. – Dam sobie radę.

Misiowa stropiła się nieco. Wtedy Miś – nieoczekiwanie dla niej samej – pocałował ją w policzek.

– Muszę już iść – powiedział stanowczo wprawdzie, ale już bez niedawnego chłodu.

Odsunął ją i wyszedł zdecydowanym krokiem. Drzwi wyjściowe zatrzasnęły się, a Misiowa stała ciągle na środku pokoju, oniemiała z wrażenia.

Do ratusza Miś śpieszył się jeszcze bardziej niż do domu. Biegł prawie, nie zważając na to, co się wokół niego dzieje. Mogło się to dla niego skończyć katastrofą, bo przechodząc przez ulicę, niemal wpadł pod rozpędzonego forda. Otrzeźwiło go to trochę, ale do urzędu było już blisko, zaś droga prosta i pozbawiona niebezpiecznych przejść. Wkrótce mocował się z drzwiami wejściowymi do ratusza, aby po chwili wpaść jak bomba do swojego pokoju. Ruda zdążyła już wrócić. Obydwoje z Blondynem podskoczyli na swoich krzesłach na odgłos otwieranych z impetem drzwi, ale widząc, że to tylko Miś, odetchnęli z ulgą.

– Nikt nie pytał o mnie? – zapytał Miś.

Pokręcili głowami, wpatrując się w niego z zainteresowaniem.

Miś siadł zamaszyście za swoim biurkiem, otworzył szufladę, wyjął notatnik i zaczął coś pisać z zacięciem, od czasu do czasu spoglądając w okno, jakby tam szukając natchnienia.

C.D.N.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne