Moja proza: Nie ujdziesz mi – odcinek kolejny

             Nazajutrz po publikacji Miś miał złe przeczucie, idąc do pracy. Szczerze mówiąc, bał się. Uzmysłowił sobie bowiem, że Gutek może mieć do niego pretensje. Momentami żywił naiwną nadzieję, że kierownik o niczym się nie dowie, ale równie dobrze można byłoby mieć nadzieję, że skacząc z ratuszowej wieży, Miś wyszedłby bez szwanku. 

            Miś doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jednak czepiał się tej myśli, gdyż koiła jego zbolałą duszę i pozwalała na chwile wytchnienia. Mimo to pierwsze minuty w pracy tego dnia były dla niego istnym koszmarem. Strach nie pozwalał mu skupić się na przypisanych zadaniach, przewracał więc papiery bezmyślnie – jedne chował do biurka, inne wyjmował, aby później, na odwrót, te pierwsze wyjąć bez jakiegoś uzasadnionego celu, zaś drugie schować z powrotem.

Momentami zrywał się, aby kilkakrotnie przespacerować się szybkim krokiem pomiędzy drzwiami i oknem, po czym usiąść i popaść w zamyślenie pełne najczarniejszych obrazów. Ruda i Blondyn, przyzwyczajeni już do jego dziwacznych nieco zachowań, obserwowali go jedynie spod oczu, nie przerywając swoich zajęć.

Mniej więcej po kwadransie, gdy nic się nie wydarzyło, Miś uspokoił się nieco. Po dwóch kwadransach zaś coraz bardziej realna wydawała mu się myśl, że jednak Gutek o niczym nie wie. Po godzinie zaczął naprawdę wierzyć, że mu się upiecze, więc poczuł się już na tyle bezpiecznie, że mógł wreszcie skoncentrować się na robocie. Cały spokój prysł jednak momencie, gdy koło kwadransa po dziewiątej zadzwonił telefon. Miś drgnął. Aż zaskrzypiało krzesło, a serce podsunęło mu się pod samo gardło. Patrzył z rozpaczą, jak Ruda podnosi słuchawkę, mówi „halo”, później „dzień dobry”, jeszcze później nasłuchuje z uwagą.

– Tak, jest – powiedziała, gdy głos słuchawce umilkł i spojrzała na Misia, któremu w tym samym momencie pociemniało w oczach.

– Oczywiście, przekażę – odrzekła Ruda po chwili nasłuchiwania i odłożyła słuchawkę.

– Szef pana wzywa, panie Alfredzie.

Zdziwiła się, nie ujrzawszy Misia na swoim miejscu. Dostrzegła go dopiero po chwili – pochylił się, schował cały za biurkiem i grzebał wśród teczek, ułożonych jedna na drugiej w jego biurkowej szafce. Grzebał bez celu, czuł się jednak bezpieczniej, odcięty biurkiem od reszty świata, a przede wszystkim od Rudej i telefonu.

– Panie Alfredzie! – zawołała.

Miś niechętnie podniósł głowę. Był blady jak ściana.

– Dobrze się pan czuje? – zaniepokoiła się.

– Tak, wszystko w porządku – wymamrotał Miś.

– Szef pana wzywa – powtórzyła, przyglądając mu się z uwagą.

– Teraz? – spytał z głupia frant.

– Powiedział: natychmiast – odparła Ruda, zdziwiona nieco tym pytaniem.

Miś zaczął w pośpiechu porządkować biurko. Ruda zerknęła na Blondyna, który zachichotał bezgłośnie. W pewnej chwili Miś przerwał to, co robił, wstał zza biurka i obciągnął marynarkę. Ruda i Blondyn byli przekonani, że za moment wyjdzie z pokoju, lecz Miś – zamiast do drzwi – podszedł do okna. Wyjrzał na zewnątrz i jakież było jego zdziwienie, gdy zauważył, że świat nie zawalił się, co więcej – nawet nie zadrżał w posadach, tylko trwał sobie, jakby nigdy nic, jakby nic się nie wydarzyło. Pokrzepiło go to nieco na duchu i dodało sił. Chwilę jeszcze zbierał się w sobie. Wreszcie energicznym krokiem wyszedł z pokoju, odprowadzany rozszerzonymi z wrażenia oczyma Rudej i Blondyna.

Przed gabinetem Gutka zatrzymał się. Odetchnął głęboko i na chwilę przymknął oczy. Serce trzepotało tak, jakby przetaczało krew w ciałach co najmniej kilku takich Misiów. Zwlekał z decyzją. Wreszcie nacisnął klamkę i – zapomniawszy zapukać – z determinacją wtargnął do środka. Gutek siedział przy biurku. Szukał czegoś w szufladzie i na odgłos otwieranych drzwi zatrzasnął ją nagle, jak ktoś przyłapany na gorącym uczynku. Ujrzawszy Misia, skrzywił się z niesmakiem. Miś zbliżył się do jego biurka.

– Pan mnie wzywał? – spytał, starając się nadać swemu głosowi naturalne brzmienie, z miernym jednak efektem.

Gutek nie odezwał się słowem, nie wskazał też Misiowi krzesła. Pochylił się i z biurka wyjął gazetę, którą następnie trzepnął o blat. Był to „Kurier Leśny”.

– Co to jest, panie Miś? Może mi pan powiedzieć? – zapytał wzburzony.

– To? „Kurier Leśny”, panie kierowniku – odpowiedział z właściwą sobie w takich sytuacjach prostotą, po czym, zbliżywszy się do biurka i zerknąwszy uważnie na pismo, dodał: - Ostatni numer.

Gutek, który odpowiedź Misia uznał za świadomie bezczelną, poczerwieniał ze złości.

– Nie próbuj pan być dowcipny – wysapał. – Bo doskonale pan wiesz, o co chodzi.

– Nie wiem, panie kierowniku – zaprzeczył Miś, tym razem świadomie strugając wariata. Nie robił jednak tego w jakimś wykalkulowanym celu, jedynie z trawiącego go strachu. Słowem, starał się jak najdalej w czasie odwlec moment, w którym ta rozmowa dotknie istoty rzeczy.

– Nie wie pan – kpił Gutek, przewracając zamaszyście kartki i omal nie drąc pisma na strzępy. – To niech mi pan powie, co znaczy to – pokazał mu artykuł na temat związku pomiędzy Misiem i Niedźwiedziem.

– Ach, to… – Miś grał dalej. – Wiem, bo czytałem nawet. To jest, panie kierowniku, artykuł o tym, że Grzela Zwany Niedźwiedziem i ja…

Tego było Gutkowi już za wiele.

– Nie obchodzi mnie ani pan, ani ten cały Grzela, panie Miś! Rozumie pan!? – wrzasnął tak, że Miś odruchowo wtulił głowę w ramiona.

– Nie rozumiem – tym razem Miś nie grał, zdziwił się naprawdę. Pierwsze, co pomyślał bowiem w swej naiwności, to co on tutaj robi, skoro Gutek nie jest nim zainteresowany.

Gutek podparł głowę na dłoni i przez chwilę trwał w tej pozycji bez ruchu. Potem wstał i przeszedł się po swoim gabinecie. Wreszcie zbliżył się do Misia.

– Dobra, panie Miś, przejdźmy do rzeczy – zaczął z innej beczki tonem spokojnym, ale służbowym i wiejącym chłodem. – Czy przypomina pan sobie naszą ostatnią rozmowę?

– Oczywiście, panie kierowniku – odrzekł Miś, jeszcze bardziej wystraszony tą nagłą zmianą frontu.

– Przyniósł mi pan wtedy te stare rękopisy, które pan znalazł, zgadza się?

– Zgadza się.

– I co pan wtedy powiedział, panie Miś, proszę mi przypomnieć, bo może mnie się coś pomieszało, lub może coś z pamięcią u mnie nie tak – szydził Gutek.

– Wtedy?

– Tak, wtedy, panie Miś.

Miś zmarszczył brwi, zastanawiając się przez chwilę.

– Nooo… Chyba, że przyniosłem te dokumenty – wystękał wreszcie, spoglądając lękliwie na Gutka.

– Panie Miś… - powiedział Gutek, wracając za swoje biurko i siadając ciężko w fotelu. – Spytałem wtedy pana, czy przyniósł pan wszystko, co jest w pańskim posiadaniu. I co pan odpowiedział?

– Że wszystko – odparł Miś.

– No właśnie – Gutek uśmiechnął się pod nosem, kiwając głową, po czym nagle uniósł głowę i przyszpilił Misia złowrogim spojrzeniem. – Panie Miś, w co pan ze mną gra? – wycedził powoli.

– Ja, panie kierowniku? – Miś był rzeczywiście zdziwiony.

– No przecież nie ja – żachnął się Gutek. – Skłamał pan wtedy, panie Miś. Powiedział pan, że już nic więcej w domu nie ma, a okazało się, że jednak coś było.

– No bo wtedy tak myślałem, ale, wie pan, później okazało się, że jeszcze coś zostało… Po prostu zawieruszyło mi się iii… Wie pan, jak to jest.

– Nie wiem, panie Miś, nie wiem! Bo mnie się, proszę pana, nigdy nic nie zawierusza - znów wrzasnął Gutek.

Gdyby Miś był psem, to prawdopodobnie podwinąłby ogon pod siebie, a tak skulił się jedynie, pochylił jeszcze bardziej i wzrok wbił w podłogę.

– Mnie też się to raczej nie zdarza, panie kierowniku – wymamrotał. – Tym razem jednak…

– Skoro jednak już pan to odnalazł w tym swoim bałaganie, to chyba powinien pan niezwłocznie dostarczyć to mnie, a nie lecieć z tym do gazety – warczał Gutek.

– Myślałem, że to będzie coś ciekawego, także dla ludzi…

– A może chodziło panu o coś innego? – Gutek rozparł się wygodnie w fotelu i mierzył Misia przymrużonymi oczyma. – Ostrzegam pana, jak przyjdzie co do czego to… Nawet Grzela panu nie pomoże. Nie z takimi sobie radziłem – wysyczał mu szyderczo w twarz.

Misiowi przeszedł wprawdzie mróz po plecach, ale poczuł jednocześnie, że coś zaczyna się w nim buntować. Wzmianka o Grzeli szczególnie go poruszyła.

– A co z projektem, który miał pan przygotować, panie Miś? – Gutek zmienił nagle temat i ton.

– Jakim projektem? – spytał Miś, zupełnie zaskoczony.

– Miał pan przygotować projekt funkcjonowania muzeum miejskiego i wstępne założenia budżetowe. Rozmawialiśmy o tym przecież – mówił Gutek spokojnym, ale nie wróżącym niczego dobrego głosem. – Ma pan to, czy nie?

Obcesowość pytania jeszcze bardziej poruszyła Misia.

– Pracuję nad tym – odpowiedział z godnością, chociaż tak naprawdę nie zaczął nawet myśleć o tym, tym bardziej, że całkiem zapomniał o sprawie.

– Panie Miś, żeby nie przedłużać tej rozmowy, bo i tak za dużo czasu panu poświęciłem – Gutek spojrzał niecierpliwością na zegarek. – Daję panu tydzień na przygotowanie wszystkiego. Tydzień i ani minuty dłużej. Jeśli pan nie przygotuje, może pan sobie szukać innego zajęcia. Dziękuję panu. Acha… I proszę niezwłocznie przynieść mi te papiery, co to się panu zawieruszyły.

Miś poczuł, Jak oblewa go fala gorąca. Przestąpił z nogi na nogę, wyprostował się. Chrząknął, jakby chciał coś powiedzieć… Gutek popatrzył na niego zdziwiony, wyczuwając jakąś przemianę. Chrząknięcie było jednak wszystkim, na co Miś się zdobył. Zmierzył jedynie Gutka wzrokiem, na co tamten zaśmiał się w duchu, i wyszedł na korytarz z dumnie uniesioną głową.

C.D.N.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne