Potraktujmy ludzi PiS łagodnie, bo jak wrócą do władzy, będzie jeszcze gorzej. Szkodliwe sugestie pewnego symetrysty

            Doprawdy, zadziwiają mnie głosy ludzi z tytułami profesorskimi, którzy zachowują się tak, jakby osiem lat rządów PiS było czymś normalnym dla demokratycznego kraju. Jakby nie dochodziło do niszczenia wymiaru sprawiedliwości, dewastacji instytucji będących filarami demokracji, zawłaszczania państwa przez jedną partię, grabieży publicznych zasobów finansowych, łamania konstytucji itp. Jakby przez te osiem lat nic się nie stało i należy traktować PiS z szacunkiem, należnym każdej normalnej partii politycznej – podchodzić do tego ugrupowania łagodnie i po prostu dać mu żyć. Bo inaczej nas zagryzie, gdy kiedyś dojdzie do władzy. To nurt myślenia bardzo szkodliwy dla demokratycznego państwa prawa – jeśli weźmie górę, może wręcz rozsadzić nasze państwo.

            Jeden z tych głosów znalazłem w aktualnym, weekendowym wydaniu „Gazety Wyborczej”. To felieton prawnika profesora Marcina Matczaka, który polemizuje z felietonem filozofa profesora Jana Hartmana, broniącym Romana Giertycha.

Marcin Matczak zaatakował Jana Hartmana, który stanął w obronie Romana Giertycha

            W tym przypadku niezbędny będzie krótki wstęp. Otóż tydzień temu Matczak opublikował felieton, w którym zaatakował Romana Giertycha zarzucając mu nazbyt ostre traktowanie PiS. W odpowiedzi Jan Hartman opublikował felieton w obronie Giertycha, co z kolei skłoniło Matczaka do ataku na Hartmana.

            Nieważne jest, kto w tej polemice ma rację, zdradzę tylko, że bardziej przekonuje mnie Hartman. I mniejsza o szczegóły tej polemiki, ale w ostatnim felietonie Matczaka padły słowa, które – delikatnie określając – zaniepokoiły mnie.

            Matczak we fragmencie swojego tekstu przestrzega przed głębokim podziałem naszego społeczeństwa, wyrażającym się w zasadzie „my albo oni”. Trudno się nie zgodzić. Problem w tym jednak, że „my”, to obóz prodemokratyczny, zaś „oni”, to PiS z przyległościami, czyli nurt populistyczny, lubiący sam siebie nazywać konserwatywnym i prawicowym.

Co „my albo oni” oznacza dla demokracji? Upadek, bo gdy postrzega się demokrację w takich kategoriach, nie ma większej tragedii niż przegrane wybory. Wtedy, zgodnie z logiką przegranej wojny, zwycięzca bierze wszystko, a przegrany wszystko traci, trafia w niewolę i płaci reparacje. Kto przy zdrowych zmysłach zorganizuje w takiej sytuacji uczciwe głosowanie? – pyta retorycznie Marcin Matczak.

Ludzie PiS bali się odpowiedzialności, więc to oczywiste,
że nie mogli zorganizować uczciwych wyborów

            Autor tego felietonu jakby zapomniał, że to PiS – po wygranych w 2015 roku wyborach – wziął wszystko, zdewastował wymiar sprawiedliwości, o czym sam Matczak wielokrotnie pisał, łamał konstytucję. Zapomniał, że dla ludzi PiS nie istnieją granice nikczemności, jakie stawiają konstytucja i cały system norm prawnych.

            Zaś pytanie retoryczne, które kończy przytoczony fragment tekstu wręcz włosy stawia dęba na głowie. Brzmi bowiem tak, jakby Matczak usprawiedliwiał oszustwa, jakich dopuszczało się PiS podczas wyborów prezydenckich w 2020 roku oraz akty łamania prawa wyborczego podczas ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych. Bo to oczywiste przecież, że ludzie PiS byli świadomi wszystkich nikczemności, jakie przez osiem lat wyrządzali państwu obawiali się, że zostaną ukarani, nawet więzieniem, i dlatego nie mogli zorganizować uczciwych wyborów. Między wierszami odczytuję też sugestię, aby łagodnie traktować ludzi PiS, bo jak wrócą do władzy, będzie jeszcze gorzej. Panie Matczak – gra się toczy o to, aby ci ludzie nigdy już nie wrócili do władzy.

Przestrzeganie przed delegalizacją PiS, to strachy na lachy

            Dalej Marcin Matczak przestrzega przed zbyt radykalnym zakończeniem tej wojny pomiędzy „my” i „oni”. Bo – jak już wcześniej napisałem – będzie jeszcze gorzej.

Jaki bowiem miałby być ten koniec? Delegalizacja konkurencyjnej partii? Wtedy założą nową. Zamknięcie w więzieniu jej członków? Wszystkich i na dożywocie się nie zamknie. A jak wyjdą, to już nie będą brali jeńców – przekonuje profesor Marcin Matczak.

            Zdaje się, że Matczak nieco odpłynął od rzeczywistości. Dokonania PiS bowiem z pewnością powinni przeanalizować śledczy i jeśli uznają, że mamy do czynienia nie z partią, a zorganizowaną grupą przestępczą, Pis powinno zostać zdelegalizowane. Matczak natomiast boi się, że ludzie PiS założą nową partię. Zapomina jednak, że wtedy będzie można ich porównać do tego wędrowca, który z mozołem wspina się na wysoką górę. Udało mu się stanąć na szczycie, gdy nagle potyka się, traci równowagę, upada i stacza się do samego podnóża góry.

            Jeśli wystarczy mu woli i sił, rozpocznie swoją wędrówkę od nowa. Ale to już nie będzie ten sam wędrowiec – tak świeży i pełen energii jak ten, który pierwszy raz podjął wyzwanie i Matczak chyba nie dostrzega tej różnicy. Może też być tak, że lecąc w dół poobija się tak mocno, że nie będzie w stanie podjąć kolejnej próby wejścia na szczyt. Dlatego uważam, że ewentualna delegalizacja ma sens, a strachy Matczaka przypominają przysłowiowe strachy na lachy.

Jeśli będziemy bać się PiS, otrzymamy w darze państwo,
w którym nie da się żyć

            I jeszcze jedna kwestia, wynikająca z przytoczonego fragmentu felietonu Matczaka. Nigdy nie słyszałem, aby ktokolwiek chciał wsadzać do więzienia wszystkich członków PiS – profesor grubo przesadził, na użytek felietonu dopuszczając się manipulacji. Zawsze chodziło o to, aby każdy, kto dopuścił się przestępstwa, usłyszał zarzuty, po czym akt oskarżenia przeciw niemu został skierowany do sądu. Ewentualna kara więzienia musiałaby wybrzmieć w wyroku po zakończeniu uczciwego procesu. Chodzi o przestępców, panie Matczak – nie o każdego członka PiS.

            Oddźwięk tekstu Marcina Matczaka jest taki, że sugeruje on, aby traktować PiS z szacunkiem, należnym każdej normalnej partii politycznej – podchodzić do tego ugrupowania łagodnie i po prostu dać mu żyć. Bo inaczej nas zagryzie, gdy kiedyś dojdzie do władzy. Jakby osiem lat rządów PiS było czymś normalnym dla demokratycznego kraju. Jakby nie dochodziło do niszczenia wymiaru sprawiedliwości, dewastacji instytucji będących filarami demokracji, zawłaszczania państwa przez jedną partię, grabieży publicznych zasobów finansowych, łamania konstytucji i kręgosłupów ludzi stających w jej obronie itp.

            To nurt myślenia bardzo szkodliwy dla demokratycznego państwa prawa – jeśli weźmie górę, może wręcz rozsadzić nasze państwo. Okaże się bowiem, że można rozkradać publiczny majątek, niszczyć państwo prawa, niszczyć demokrację i ludzi zupełnie bezkarnie. Dlaczego więc w przyszłości ktokolwiek miałby przejmować się prawem? Nas przecież ono nie dotyczy – prawo jest dla szarego człowieka i to on ma go przestrzegać.

            Taki też sygnał popłynie do wspomnianego szarego człowieka, który uzna, że jeśli prawo nie obowiązuje tych, którzy uczestniczą w rządzeniu, to i jego też nie obowiązuje. Efekt będzie oczywisty – otrzymamy w darze państwo, w którym nie da się żyć.


<script async src="https://pagead2.googlesyndication.com/pagead/js/adsbygoogle.js?client=ca-pub-8072602482230894"

     crossorigin="anonymous"></script>

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne