Młodzi Polacy boją się nędznej egzystencji, trudno więc wymagać od nich, aby dbali o przyrost naturalny. Stąd polska katastrofa demograficzna

            Przeprowadzone niedawno badania sondażowe wśród młodych osób z przedziału wiekowego 18-35 lat mogą niepokoić. Okazuje się, że dla młodych osób największym zagrożeniem, którego najbardziej się obawiają, to brak pieniędzy. Młodzi boją się ponadto wzrostu kosztów życia, utraty pracy czy rosnących cen w sklepach. Co się dzieje? Przecież jeszcze niedawno pisałem, że obecnie po raz drugi w historii Polski przeżywamy złoty wiek, kiedy to nasz PKB liczony na jedną osobę zbliża się do do PKB krajów Zachodniej Europy, a niektóre kraje już wyprzedziliśmy. Mało tego, w ciągu ostatnich kilku lat płaca minimalna w Polsce wzrosła o ponad 60 procent. I nie ma co zżymać się na młodych ludzi, że w głowach im się poprzewracało, bo to nie rozwiąże problemu. A ten problem rzutuje na demografię, bo warunki egzystencji w największym stopniu wpływają na chęć posiadania dzieci.

            Niedawno polski oddział międzynarodowej platformy badawczej Uce Research oraz platforma psychoterapeutyczna Risify.pl opublikowały raport z badań sondażowych, którym poddano młodych Polaków w wieku 18-35 lat. Badanym zadano między innymi pytanie o to, co w polskiej rzeczywistości budzi ich największe obawy, lęki i niepokoje.

Młodzi nie boją się imigrantów, lecz braku pieniędzy

            Okazuje się, że najczęściej młodzi Polacy boją się niedoborów finansowych. Niemal co drugi badany obawia się braku pieniędzy – takie źródło swojego niepokoju wybrało 47,4 procent respondentów. Wzrostu kosztów życia obawia się 27 proc. badanych, a utraty pracy, rosnących cen w sklepach czy wzrostu podatków – 24 procent. Takie źródła potencjalnych lęków i niepokojów, jak napływ imigrantów, stanie się ofiarą oszustwa czy śmierć bliskiej osoby nie budzą wśród młodych Polaków większych emocji.

            A więc wszystko, co składa się na poziom egzystencji młodych ludzi, budzi ich największy niepokój – po prostu przeraża ich fakt, że mogą żyć w ubóstwie. Może to dziwić, bo według doniesień ekspertów oraz szacunków w chwili obecnej my – Polacy – pod względem zamożności cieszymy się w tej chwili złotym wiekiem. Wszak po raz pierwszy w historii nasz PKB per capita, czyli średnio na głowę mieszkańca, stanowi 70 procent PKB najbogatszych krajów Europy, a niektóre kraje Europy Zachodniej już przegoniliśmy pod tym względem.

            Podobna sytuacja w naszej historii miała miejsce w XVI wieku za panowania Henryka Walezego i Stefana Batorego. Wtedy PKB Polski per capita stanowił 60 procent PKB najbogatszych krajów Europy Zachodniej.

Poziom bezrobocia wśród młodych jest na tyle wysoki,
że jest się czego bać

            Mało tego. Od kilku lat jak szalona rośnie płaca minimalna w Polsce – od okresu tuż przed wybuchem pandemii Covid-19 do roku 2024 urosła aż o ponad 60 procent. Skąd więc te strachy młodych ludzi o własny poziom egzystencji? Problem w tym, że młodzi Polacy wcale nie muszą być beneficjentami ani naszych osiągnięć w kwestii poziomu PKB per capita, ani szybkiego wzrostu płacy minimalnej.

            Podobnie było prawdopodobnie z tak zwanym złotym wiekiem w XVI stuleciu – pewne warstwy społeczne były beneficjentami tego sukcesu, a były takie, które żyły w skrajnej biedzie. Pamiętajmy, że młodzi w wieku 18-35 lat wkraczają dopiero na rynek pracy lub znajdują się na początku swojej kariery zawodowej. Ich zarobki zatem nie osiągają zawrotnych poziomów.

            Jednocześnie poziom bezrobocia w tej grupie wiekowej sięga niemal 12 procent. Jest to taki poziom, przy którym każdy pracownik ma realny powód, aby martwić się o to, czy utrzyma swoją posadę. Pytanie, skąd tak wysokie bezrobocie w tej grupie, skoro rynek pracy cierpi na niedobór pracowników? Otóż mogą się rozjeżdżać oczekiwania pracowników wobec pracodawcy, jak i oczekiwania pracodawcy wobec pracowników. Można wyrzekać na młodych ludzi, że ich oczekiwania są nazbyt wygórowane, bo im się w głowach poprzewracało, ale to nic nie zmieni, a już na pewno nie rozwiąże problemu.

PiS nie zdołał poprawić wskaźników demograficznych. Katastrofa demograficzna stała się wyzwaniem dla rządu Donalda Tuska

            Mogą się także rozjeżdżać oczekiwania rynku pracy wobec kwalifikacji potencjalnych pracowników a rzeczywistym poziomem i rodzajem przygotowania młodych ludzi w porównaniu do potrzeb pracodawców. Ten rozziew jednak, to już raczej kwestia systemu kształcenia, który przygotowuje nowych ludzi do aktywności zawodowej – być może wymaga on reformy.

            No i jeszcze kwestia niebywałego wzrostu płacy minimalnej. Otóż młodzi ludzie wcale nie muszą być beneficjentami tego – dla jednych korzystnego, dla innych mniej korzystnego – zjawiska. Płacę minimalną bowiem najłatwiej wyegzekwować w przypadku umów o pracę, o wiele trudniej to uczynić, gdy osoba pracuje na umowie tak zwanej śmieciowej. A umowy śmieciowe najczęściej są problemem ludzi młodych.

            Aby jednak określić rzeczywiste i niepodważalne przyczyny istniejącego stanu rzeczy, należałoby dokonać specjalistycznych badań i analiz. Faktem bowiem jest, że młodzi ludzie obawiają się życia w ubóstwie, a strach przed ubóstwem jest jedną z niewątpliwych i kto wie, czy nie najważniejszych przyczyn obecnej katastrofy demograficznej. Jeżeli państwo polskie chce jej zaradzić musi ten problem rozwiązać. Wszak młodzi Polacy w wieku 18-35 lat są odpowiedzialni za 83 procent urodzeń dzieci w 2023 roku.

            Władzy PiS, która buńczucznie zapowiadała już na początku swoich rządów, że ostatecznie ten problem rozwiąże, oczywiście nie udało się tego zrobić. Wyzwanie uporania się z problemami demograficznymi spadło na Koalicję 15 Października. Trudno ocenić, czy uda jej się zatrzymać już mocno rozpędzone procesy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne