Prezydent RP Andrzej Duda po raz kolejny udowadnia, że jest prezydentem PiS – nie interesuje go polska racja stanu
Od długiego już czasu trwa spór między prezydentem Andrzejem Dudą a rządem Donalda Tuska o odwołanie ambasadorów, powołanych za rządów PiS, i powołanie nowych. Duda nie wyraża zgody na ich wymianę, czym w istotny sposób i świadomie przeszkadza Koalicji 15 Października w prowadzeniu polityki zagranicznej. To znaczy, że nie jest prezydentem Polski, lecz funkcjonariuszem PiS, w którego interesie działa. A powinien mieć świadomość tego, ze w polskim systemie ośrodkiem realnej władzy jest sejm i rząd, a nie prezydent i jego kancelaria. Prezydent spełnia mniej więcej taką funkcję w Polsce, jak król Wielkiej Brytanii w swoim państwie.
Podczas pobytu na szczycie NATO w Waszyngtonie prezydent Andrzej Duda udzielił wywiadu Marcinowi Wronie. Mowa była między innymi o sporze pomiędzy rządem Donalda Tuska, czy może raczej Ministerstwem Spraw Zagranicznych o odwołanie ambasadorów powołanych za rządów PiS i powołanie nowych. Prezydent Duda próbował udowodnić, jak ważną rolę odgrywa w tej procedurze.
Współpracować z prezydentem Dudą
znaczy być zależnym
od jego widzimisię
O tym, jak ważna jest dla PiS kwestia utrzymania na placówkach ambasadorów powołanych w okresie, gdy władzę w kraju dzierżyła tak zwana zjednoczona prawica świadczy fakt, że były premier Mateusz Morawiecki próbował naciskać na premierkę Włoch Giorgię Meloni, aby odmówiła przyjęcia polskiego ambasadora wyznaczonego przez rząd Donalda Tuska. W taktykę PiS wpisuje się prezydent Andrzej Duda, który nie wyraża zgody na wymianę ambasadorów przez obecny rząd. Nie zgadza się, bo nie – bo może.
W wywiadzie udzielonym w Waszyngtonie korespondentowi TVN Marcinowi Wronie Duda przekonywał, że to prezydent, czyli on, zgodnie z ustawą, powołuje i odwołuje ambasadorów na wniosek rządu. Oznacza to, że wyraża zgodę lub nie na powołanie wyznaczonych przez rząd nowych ambasadorów.
Zdaniem prezydenta powołanie nowego ambasadora nie jest jedynie formalnością, lecz wspólną decyzją rządu i prezydenta. Dlatego rząd ma współpracować z prezydentem w tej kwestii. W rozumieniu Dudy, rząd powinien być zależny od jego widzimisię.
Prezydent RP kłamie, aby uzasadnić
swój spór
z rządem Donalda Tuska
Zwłaszcza że ambasadorowie nie są politykami, lecz zawodowymi dyplomatami.
– To nie jest robienie polityki zagranicznej. To jest nominowanie ludzi, którzy nie są politykami. Ambasadorowie nie są politykami, tylko dyplomatami, a najczęściej to urzędnicy MSZ – twierdził prezydent Andrzej Duda, twierdząc, że ambasadorowie są jedynie wykonawcami polityki.
Chciał w ten sposób podkreślić, że nie ma powodu, aby odwoływać starych i powoływać nowych ambasadorów. Delikatnie mówiąc, prezydent Duda mija się z prawdą, co ma związek z nowelizacją ustawy o służbie zagranicznej, przeprowadzoną przez PiS w 2021 roku. Dowodzą tego słowa byłego szefa dyplomacji w rządzie PiS Jacka Czaputowicza.
– Ta nowa procedura mówi, że ambasador to stanowisko polityczne. Wcześniej ambasadorami byli zawodowi dyplomaci, którzy spełniali określone kryteria i byli zobowiązani do służenia każdemu rządowi. To niestety zostało zmienione – powiedział w wywiadzie udzielonym PAP wiosną tego roku Jacek Czaputowicz.
Były szef dyplomacji w rządzie PiS podkreślił również, że podczas procedowanie nowelizacji ustawy ówczesny szef resortu spraw zagranicznych Zbigniew Rau uzasadniał zmiany w ten sposób, że ambasadorowie są politykami, tak samo, jak ministrowie i wiceministrowie, którzy reprezentują większość parlamentarną. Oznacza to, że ambasadorowie, których chce wymienić rząd Donalda Tuska są politykami PiS. Czy zatem należy się dziwić, że obecny rząd chce się pozbyć ludzi PiS z placówek dyplomatycznych? Zdaje się tego nie rozumieć prezydent Duda, a może doskonale rozumie, ale nie reprezentuje interesów Polski, do czego został powołany, lecz interes PiS.
Prezydent Duda przeszkadza rządowi
Donalda Tuska
w imię interesów PiS
Prezydent Andrzej Duda próbuje udowodnić, że jest osobą sprawczą, która decyduje o tym, co się w państwie polskim dzieje. Że posiada realną władzę. Nie rozumie, że rola prezydenta w Polsce jest raczej rolą reprezentacyjną. Polska ma prezydenta, bo Polacy chcieli go mieć, podobnie, jak Anglicy chcą mieć swoją królową lub króla. Ale król brytyjski nie sprawuje władzy w państwie – sprawuje ją rząd i parlament, co nie tylko jest zapisane w przepisach prawach, ale jest częścią tradycji brytyjskiej.
Czy jesteśmy w stanie wyobrazić sobie sytuację, gdy król angielski nagle doznaje przemiany i – powołując się na jakieś normy prawne – próbuje dowieść, że on w tym państwie rządzi? Że na przykład nie podoba mu się nowy kandydat na premiera Keir Starmer, więc nie powoła go na to stanowisko, bo widziałby w tej roli kogoś innego, więc tego kogoś innego uczyni premierem. Oczywiście jest to nie do pomyślenia, bo byłoby niezgodne z interesem państwa, o który rodzina królewska lepiej lub gorzej, ale dba, i godziłoby w brytyjską rację stanu.
Ale jest do pomyślenia w przypadku Dudy, który – w interesie PiS – będzie przeszkadzał rządowi Donalda Tuska, ile się tylko da. Na szczęście – w przeciwieństwie do Brytyjczyków, którzy nie mogą odwołać swojego króla – my za rok możemy wybrać sobie nowego prezydenta. Takiego – mam nadzieję – który zadba o polską rację stanu.
Komentarze
Prześlij komentarz