Leonardo da Vinci, malując fresk „Ostatnia wieczerza” mógł inspirować się starożytnymi Bachanaliami. Co na to wierni katolicy?

            Wyznawcy chrześcijaństwa, a zwłaszcza katolicy poczuli się urażeni fragmentem show otwierającego Igrzyska Olimpijskie w Paryżu. Uważają bowiem, że w sposób obraźliwy odnosi się on do ważnego faktu z życia Jezusa, czyli ostatniej przed ukrzyżowaniem wieczerzy z udziałem apostołów. Wydarzenie to uwiecznił w słynnym fresku Leonardo da Vinci. Okazuje się jednak, że kontrowersyjna scena z otwarcia igrzysk odnosi się do Bachanaliów lub Dionizjów – starożytnego święta obchodzonego w antycznej Helladzie i Rzymie. A co, jeśli Leonardo da Vinci, pracując nad „Ostatnią wieczerzą” inspirował się Bachanaliami? Wszak był genialnym artystą Renesansu – epoki nawiązującej do osiągnięć świata antycznego. Zwłaszcza że – jak się okazuje – Jezus miał wiele wspólnego z greckim Dionizosem i jego rzymskim odpowiednikiem Bachusem.

            W kontrowersyjnej scenie z otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu uczestniczyli między innymi drag queen oraz artysta ucharakteryzowany na Dionizosa – boga wina, winnej latorośli, teatru, dzikiej natury. Jasne zatem, że kontrowersyjna scena pochodziła nawiązywała raczej do rzymskich Bachanaliów lub greckich Dionizjów – świąt ku czci greckiego boga Dionizosa i jego rzymskiego odpowiednika Bachusa. Tymczasem katolicy oraz hierarchowie kościoła katolickiego poczuli się obrażeni, ponieważ – ich zdaniem – twórcy paryskiego show sprofanowali ostatnią wieczerzę Jezusa przed ukrzyżowaniem, zaś scena nawiązywała do słynnego obrazu Leonarda da Vinci „Ostatnia wieczerza”.

Jezus ma wiele wspólnego z mitycznym greckim Dionizosem
i rzymskim Bachusem

            Nie ma się co spierać, do jakich wydarzeń nawiązywała kontrowersyjna scena z otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu, bo rację mogą mieć zarówno ci, którzy twierdzą, że była to scena z Dionizjów, o czym świadczy postać Dionizosa, jak i ci, według których scena ta odtwarza słynny fresk Leonardo da Vinci w klasztorze dominikanów w Mediolanie. Dlaczego bowiem Leonardo – tworząc słynny obraz – nie miałby się inspirować antycznymi Dionizjami lub Bachanaliami? Wszak był wielkim artystą Renesansu – epoki nawiązującej do dokonań świata antycznego i w sztuce, i w nauce, i odwołującej się do antycznych wierzeń oraz antycznego stylu życia.

            Zwłaszcza, że postać Jezusa – jak się okazuje – ma wiele wspólnego z greckim Dionizosem i odpowiadającym mu rzymskim Bachusem. Na taki związek wskazuje Karlheinz Dreschner – niemiecki filozof i teolog, uznawany za współczesnego Woltera i najwybitniejszego badacza i krytyka Kościoła ostatniego stulecia – w książce „I znowu zapiał kur”. W pierwszym tomie tego dzieła w podrozdziale „Dionizos i Chrystus” (str. 98) czytamy między innymi:

Dionizos jest – przypomnijmy sobie pochodzenie biblijnego Chrystusa – synem Zeusa i śmiertelnej kobiety. Entuzjazm jego matki, Semele, gdy była w ciąży, dorównywał entuzjazmowi Maryi, opisywanemu w ewangelii Łukasza, i obie zarażały innych swoim zachwytem. Dionizos był tym, który przynosił radość, ale zarazem bogiem cierpiącym, zmarłym i zmartwychwstałym. W Delfach pokazywano nawet jego grób.

            W tej części swojego dzieła Dreschner po prostu wykazuje, że twórcy biblijnych opowieści pełnymi garściami czerpali z antycznej mitologii. Ale skupmy się na związkach Chrystusa z Dionizosem.

Ponadto cud na weselu w Kanie – zamiana wody w wino – został dokonany już przez Dionizosa, a potem przypisany Jezusowi, o czym dowiadujemy się od Eurypidesa (ok. 480-406 p.n.e.), z zawartego w Bachantkach opisu misteriów dionizyjskich – pisze Karlheinz Drescher.

            Jedna z najważniejszych jednak analogii między Dionizosem i Jezusem mówi o tym, że obydwaj zostali ukrzyżowani.

Ustalono, że gminy dionizyjskie czciły swojego boga – jeszcze przed erą chrześcijańską – jako ukrzyżowanego nad ołtarzem, na którym znajdowały się naczynia z winem – czytamy w pracy „I znowu zapiał kur”.

Nie ma się o co obrażać, jeśli ma się otwarty umysł, który chłonie wiedzę

            Deschner przekonuje ponadto, że „ewangelia Jana zaczerpnęła z kultu Dionizosa określenie wieczerzy: Jeśli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego(...)”. I dalej autor „I znowu zapiał kur” pisze:

A w trakcie kultowych ekscesów ku czci Dionizosa menady rozrywały i jadły surowe mięso (omofagia), żeby poprzez sakramentalne złączenie z bogiem osiągnąć nieśmiertelność. Ów sakrament był niewątpliwie ważny dla życia przed śmiercią, ale jego właściwy efekt, pełna deifikacja, miał się objawić dopiero po śmierci. Te same wyobrażenia towarzyszyły później chrześcijańskiej komunii.

            A przecież przyjmowanie komunii ma ścisły związek z ostatnią wieczerzą Jezusa przed ukrzyżowaniem, którą spożył wraz ze swoimi apostołami. Tą ostatnią wieczerzą, którą w fresku „Ostatnia wieczerza” przedstawił Leonardo da Vinci. Jak czytamy w artykule „Ostatnia wieczerza. Ustanowienie sakramentu eucharystii i kapłaństwa”, opublikowanego na jednej z parafialnych stron internetowych, podczas wspomnianej ostatniej wieczerzy Jezus wypowiedział pamiętne słowa.

I wziąwszy kielich, i podziękowawszy, rzekł: Weźcie go i rozdzielcie między sobą; powiadam wam bowiem, iż odtąd nie będę pił z owocu winorośli, aż przyjdzie Królestwo Boże. I wziąwszy chleb, i podziękowawszy, łamał i dawał im, mówiąc: To jest ciało moje, które się za was daje; to czyńcie na pamiątkę moją. I podobnie i kielich, gdy było po wieczerzy, mówiąc: Ten kielich, to nowe przymierze we krwi mojej, która się za was wylewa. (...)Kto spożywa ciało moje i pije krew moją, ten ma żywot wieczny, a ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym – czytamy we wspomnianym artykule.

            Widzimy jasno, że obrażeni katolicy tak naprawdę nie mają się o co obrażać, bo tak naprawdę nie ma większego znaczenia, czy reżyser ceremonii otwarcia IO w Paryżu Thierry Reboul, nawiązywał kontrowersyjną sceną do „Ostatniej wieczerzy” Leonarda da Vinci z Jezusem w roli głównej, czy też do misteriów ku czci Dionizosa z Dionizosem w roli głównej. Istotne jest to, że tak czy inaczej, nawiązał do świata starożytnego, z którego wywodzą się również igrzyska olimpijskie.

            A dla wszystkich obrażonych i pielęgnujących swoje urażone uczucia religijne ma radę. Warto czytać, uczyć się, chłonąć wiedzę o świecie i własnej religii, wówczas otaczający nas świat nie będzie miał żadnego powodu, aby nas obrażać. Bo otwarty i światły umysł urazić jest niezwykle trudno.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne