Chociaż władzę sprawuje Donald Tusk, bezrobocie jest najniższe od 1990 roku. Czarne wizje PiS legły w gruzach
Rzeczywistość splatała czołowym postaciom PiS dotkliwego figla – wieszczyli, że przejęcie funkcji premiera przez Donalda Tuska to gwarancja wysokiego bezrobocia w Polsce, tymczasem jest wręcz odwrotnie. Jak podał dzisiaj Główny Urząd Statystyczny, stopa bezrobocia wyniosła w czerwcu 4,9 procent, zaś liczba zarejestrowanych w urzędach pracy bezrobotnych to 762,2 tys. osób. Obydwa wyniki są najniższe od 1990 roku. Czyżby zmiana władzy wyszła jednak rynkowi pracy w Polsce na dobre?
Warto zauważyć, że w maju tego roku stopa bezrobocia wynosiła 5 procent, zaś w czerwcu 2023 roku – 5,1 procent. W czerwcu tego roku zatem spadłą ona poniżej 5 procent po raz pierwszy od 1990 roku. Te wyniki potwierdzają tylko dane, jakie za marzec tego roku podał Eurostat, według których Polska i Czechy cieszą się najniższym bezrobociem w UE.
Media donosiły o zwolnieniach
grupowych, zaś ludzie PiS krzyczeli,
że to efekt rządu Donalda
Tuska
Jakiś czas temu w mediach co i rusz pojawiały się informacje o firmach, które miały zgłaszać do urzędów pracy zamiar tak zwanych zwolnień grupowych. Ze zwolnieniem grupowym mamy do czynienia wtedy, gdy pracodawca zamierza zwolnić co najmniej 20 pracowników z przyczyn leżących po stronie zakładu pracy, czyli na przykład strat finansowych.
Temat bardzo chętnie podchwycili główne postacie PiS z Mateuszem Morawieckim na czele. Ogłosili mianowicie, że mamy już pierwsze efekty pracy rządu Donalda Tuska, a więc walącą się gospodarkę i masowe zwolnienia z zakładów pracy co oznacza, że za moment będziemy się zmagać z masowym bezrobociem i rozszerzającą się biedą. Jak się okazało, do masowych zwolnień nie doszło, media jakoś dziwnie zamilkły w kwestii zwolnień grupowych, a jednocześnie ludzie PiS przestali grzać temat bezrobocia. Zrozumieli zapewne, że twardych danych liczbowych nie da się przykryć propagandowym skrzekiem.
Powrotem bezrobocia PiS straszył już
dawno, przestrzegając
przed rządami Donalda Tuska
Bezrobociem zresztą PiS straszył już w kampanii wyborczej przed ubiegłorocznymi wyborami parlamentarnymi. Bezrobociem, które miało oczywiście nadejść – a raczej wrócić – wraz z przejęciem władzy przez przeciwników politycznych PiS. Swoją narrację Mateusz Morawiecki inni z ferajny Kaczyńskiego opierali na danych, według których za czasów rządów koalicji PO-PSL bezrobocie w Polsce wynosiło 15 procent, a gdy do władzy doszło PiS, spadło do poziomu nieco ponad 5 procent. Oczywiście były to propagandowe kłamstwa, bo za czasów koalicji najwyższa stopa bezrobocia wynosiła 14,4 procent, zaś w 2015 roku spadła do 9,8 procent.
Funkcjonariusze PiS nie tylko kłamali, gdy podawali liczby o bezrobociu za czasów poprzednich rządów Donalda Tuska.. Głosili również wszem i wobec, że niskie bezrobocie, jakie przypadło na czas rządów tak zwanej zjednoczonej prawicy, to ich zasługa. Robili to zupełnie bezpodstawnie, bo nie zrobili nic, co mogło się przyczynić do niskiego bezrobocia, a nawet braku rąk do pracy.
PiS czerpało po prostu korzyści z rezultatów działalności rządu Donalda Tuska w latach 2007-2015, kiedy to powstało najwięcej miejsc pracy. W roku 2007, a więc w roku kiedy Tusk i koalicja PO-PSL przejmowała władzę liczba zatrudnionych w gospodarce narodowej wynosiła 13,77 mln osób. W 2015 roku, kiedy władze w kraju przejmował Kaczyński i jego ferajna, w gospodarce narodowej zatrudnionych było już 14,83 mln osób, czyli w okresie ośmiu lat liczba ta wzrosła o ponad 1 milion.
PiS korzystało z efektów pracy
koalicji PO-PSL.
Czy korzystamy z nich nadal?
Liczba zatrudnionych mogła rosnąć, bo rosła liczba miejsc pracy, oferowanych przez gospodarkę narodową. Można zatem przyjąć, że dynamika wzrostu liczby miejsc pracy w gospodarce była podobna do dynamiki wzrostu liczby zatrudnionych. Nie ma bowiem wzrostu liczby zatrudnionych bez wzrostu liczby miejsc pracy.
A teraz – wisienka na torcie. Wiemy już, ile osób było zatrudnionych w gospodarce narodowej w 2015 roku – 14,83 mln. A osiem lat później, czyli w 2023 roku ta liczba wynosi... 15,1 mln. Łatwo zauważyć, że przez osiem lat rządów PiS liczba ta urosła zaledwie o 300 tys. osób. Mniej więcej o tyle zatem urosła liczba miejsc pracy za rządów Kaczyńskiego i jego ferajny – ponad trzykrotnie mniej niż za czasów koalicji PO-PSL. Można zatem stwierdzić, że tak zwana zjednoczona prawica konsumowała efekty pracy rządu Donalda Tuska.
Teraz nasuwa się pytanie, czy dziś, ciesząc się tak niskim poziomem bezrobocia, nadal korzystamy z efektu Rządów Donalda Tuska w latach 2007-2015? W pewnym stopniu pewnie tak, ale na pewno nie jest to wytłumaczenie tego, co dzieje się na rynku pracy. Ekonomiści sceptycznie też patrzą na wpływ rozwijającej się gospodarki, która w tej chwili nie osiąga najlepszych wyników, a więc i popyt na pracę nie jest największy. Mówi się nawet o spadku liczby nowych ofert pracy.
Katastrofa demograficzna ma jednak swój
udział w niskim bezrobociu.
Najgorsze jednak dopiero może nadejść
Coś jednak musi powodować, że mamy niskie bezrobocie. Niektórzy wskazują na demografię. Na koniec 2023 roku pobiliśmy bowiem kolejny rekord – populacja Polski skurczyła się o prawie 133 tys. osób i wyniosła nieco ponad 37,6 mln osób. Pomimo tego, że populacja Polski zmniejsza się dopiero od 2012 roku – na koniec 2011 roku było nas ponad 38,5 mln, to jednak więcej osób opuszcza rynek pracy, udając się na emeryturę, niż do niego dołącza. Wszak świadczenia emerytalne zaczynają pobierać osoby urodzone w drugiej połowie lat 50. poprzedniego wieku i później, kiedy to w Polsce rodziło się najwięcej dzieci w powojennej historii.
Jednak prawdziwe tsunami na polskim rynku pracy nastąpi, gdy zaczną go zasilać osoby urodzone w 2012 roku i później, kiedy to każdego roku rodziło się coraz mniej dzieci. W tej chwili – jak ogłosił Eurostat – jesteśmy najszybciej wyludniającym się krajem UE. Ale i też niczego innego trudno się spodziewać, skoro przez osiem lat rządziła ekipa, której szef – Jarosław Kaczyński – postawił diagnozę, że w Polsce rodzi się mało dzieci, bo polskie kobiety zamiast rodzić „dają w szyję”.
Mateusz Morawiecki jednak mijał się z prawdą – emigracja zarobkowa rosła
Drugim czynnikiem przyczyniającym się do tego, że bezrobocie maleje, jest prawdopodobnie emigracja zarobkowa Polaków. Z raportu GUS „Sytuacja Polski do 2022 roku” wynika, że w 2022 wyemigrowało ponad 10 procent Polaków więcej niż rok wcześniej. Wbrew temu, co głosił Mateusz Morawiecki, że za rządów PiS Polska staje się krajem tak atrakcyjnym pod względem zarobkowym, że Polacy zaczynają masowo wracać z emigracji. No cóż – głosił to Mateusz Morawiecki... A jak było w 2023 roku? Nie ma jeszcze twardych danych, ale media szacowały, że emigracja jeszcze bardziej się zwiększy, opierając swoje wnioski na wynikach sondaży. Wynikało z nich, że 17 procent badanych planuje emigrację zarobkową w ciągu najbliższego roku.
W tym roku media głoszą natomiast tendencję odwrotną – a mianowicie że już więcej Polaków Polaków sprowadza się na stałe do Polski niż wyprowadza z kraju. Jednak są to wnioski wynikające ze szczątkowych danych, które nie dają pełnego obrazu.
Komentarze
Prześlij komentarz