Polski europarlamentarzysta bez znajomości języka polskiego, to norma dla Polaków. To efekt dewastującej umysły działalności PiS

            Wczoraj w TVP odbyła się debata kandydatów do Parlamentu Europejskiego. Na koniec debaty rozpętała się groteskowa awantura, ponieważ prowadzące debatę poprosiły kandydatów w języku angielskim, aby w tym samym języku skonstruowali swoje końcowe wypowiedzi. Miał to być swego rodzaju test na znajomość jednego z języków, którego powszechnie używa się w Brukseli. Inicjatywa prowadzących debatę dziennikarek najbardziej oburzyła Stanisława Żółtka, kandydata do Europarlamentu z Komitetu Wyborczego Polexit, który chciał wiedzieć, czy znajduje się w Polsce. A Beata Szydło z PiS apelowała, aby nie wstydzić się języka polskiego.

            Wczorajszą debatę w TVP z kandydatami do Parlamentu Europejskiego prowadziły Justyna Dobrosz-Oracz oraz Dorota Wysocka-Schnepf. Pomysł dziennikarek, aby kandydaci na eurodeputowanych na koniec debaty wyrazili swoje ostatnie zdanie i pożegnali się z widzami w języku angielskim wywołała oburzenie nie tylko uczestników debaty, ale i dziennikarzy innych mediów, zwłaszcza prawicowych, a także innych słuchaczy. Wszystkim krytykujących pomysł prowadzących debatę chciałbym zwrócić uwagę, że w tym roku minęło 20 lat naszego członkostwa w Unii Europejskiej. Naprawdę polscy politycy, zwłaszcza ci aspirujący do uzyskania mandatu eurodeputowanego, mieli mnóstwo czasu, aby nauczyć się przynajmniej języka angielskiego, aby swobodnie porozumiewać się z politykami z innych krajów. To przede wszystkim leży w polskim interesie.

Europarlamentarzysta powinien znać język angielski.
To jedna z podstawowych kompetencji

            Ale przejdźmy do rzeczy. Przyznaję, że prowadzące debatę Justyna Dobrosz-Oracz oraz Dorota Wysocka-Schnepf wpadły na ryzykowny, ale świetny moim zdaniem pomysł, na koniec debaty zwracając się w języku angielskim do uczestników wydarzenia. Poprosiły, aby kandydaci na eurodeputowanych swoją ostatnią wypowiedź, zawierającą również pożegnanie z widzami, wyrazili w języku angielskim. Powołały się na fakt, że w kuluarach Parlamentu Europejskiego, gdzie rozgrywa się duża część europejskiej polityki, rozmawia się głównie po angielsku, zaś językami obowiązującymi w Brukseli są angielski i francuski.

– Na koniec tej debaty mogą państwo przekazać swoją wiadomość pożegnalną – oznajmiła Justyna Dobrosz-Oracz, zaś Dorota Wysocka Schnepf dodała: – Dajemy szansę, aby mogli państwo zaimponować swoim wyborcom. Ktoś chętny?

            Jako jedyny zgłosił się kandydat Koalicji Obywatelskiej Borys Budka.

– Unia Europejska jest naszą wspólną odpowiedzialnością – stwierdził po angielsku i dodał: – Te wybory są bardzo, bardzo ważne i możemy je wygrać, tak jak wygraliśmy 15 października.

            Najbardziej propozycją prowadzących debatę oburzył się kandydat na eurodeputowanego z KW Polexit Stanisław Żółtek. Już sama nazwa wskazuje w jakim celu wybiera się ten człowiek do Brukseli.

Jeśli ktoś mówi w języku obcym, to na pewno wstydzi się języka polskiego

– Czy dużo będzie tych popisów w języku angielskim, czy jesteśmy w Polsce? Czy polski można olać? – dopytywał wyraźnie zdenerwowany Stanisław Żółtek.

            Natomiast Beata Szydło apelowała: „Nie wstydźmy się języka polskiego”. Sytuacja okazała się nader groteskowa, ponieważ wyszło na jaw, że zajmować się polityką europejską w Brukseli zamierzają osoby, które ani be, ani me nie potrafią powiedzieć w obcym języku. A przecież zdolności językowe i oratorskie to podstawy prowadzenia działalności politycznej.

            To jeszcze nic, bo równie groteskowe były komentarze, jakie w mediach społecznościowych zamieścili dziennikarze innych mediów, zwłaszcza prawicowych, a także inni internauci oraz politycy.

Ten angielski to wybitna żenada. Gdyby Platforma byłą tak biegła w interesie naszych interesów w UE, jak Borys Budka w języku angielskim, to Polska byłaby krajem mlekiem i miodem płynącym – napisał na platformie X Konrad Berkowicz z Konfederacji, uczestnik debaty.

            Moim zdaniem żenadą jest pchać się europejskie salony polityczne bez znajomości języka angielskiego lub innego języka obcego, który byłby tam przydatny. Dodać trzeba, że Konfederacja, jak i Polexit, to organizacje zmierzające do wyprowadzenia Polski z UE.

PiS swoją polityką zdewastował umysły Polaków

            Pozostali zastanawiali się, jaki cel miała ta – dziwna ich zdaniem – inicjatywa prowadzących debatę. Dominika Długosz z „Newsweeka” z przekąsem zauważyła, że „Odpytywanie polityków z angielskiego jest takie bardzo z lat 90-tych. Ech”. No cóż, wychodzi na to, że w latach 90. ubiegłego wieku Polacy jednak doceniali i domagali się od polityków odpowiednich kompetencji, także językowych, w przeciwieństwie do czasów dzisiejszych. Chwała zatem latom 90. Przykre tylko, że pogardliwą opinię o zaletach lat 90. wyraziła dziennikarka.

            Dziennikarz tygodnika „Sieci” grzmiał, że nic nie miało sensu w tym, co zaproponowały prowadzące debatę, na dodatek wytykał im, że same łamały angielszczyznę. Kuriozalne oskarżenie, bo nawet dziecko uczące się angielskiego wie, że raczej trudno jest posługiwać się angielskim i wypowiadać się z czystym akcentem. Zresztą z czystym akcentem, czyli jakim, skoro jest to już język o randze międzynarodowej. A tak na marginesie – dobrze byłoby, aby politycy posługiwali się przynajmniej czystą polszczyzną. Zwłaszcza ci z prawej strony, a szczególnie szef PiS, znany ze swoich „umiejętności” językowych.

            Niektórzy wręcz podejrzewali, że była to ustawka, skonstruowana po to, aby Borys Budka mógł się wykazać swoją znajomością angielskiego. Przeraża zupełny brak zrozumienia dla celu, w jakim prowadzące debatę poprosiły o wypowiedź w języku angielskim. Nikt nie zastanawia się natomiast nad tym, jak eurodeputowani, komunikujący się jedynie w języku polskim, zamierzają zajmować się polityką europejską i jednocześnie dbać o interes Polski.

            Przeraża też niska poprzeczka, jaką stawia się osobom aspirującym do Europarlamentu. Myślę, że jest to efekt ośmioletniej, dewastującej umysły Polaków polityki ludzi PiS, dla których nawet polski ambasador mógł pełnić swoją rolę nie znając języka kraju, w którym urzędował. Dziwi też, że i dziennikarze pozwolili do tego stopnia zdewastować swoje własne umysły.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne