Moja proza: Nie ujdziesz mi – odcinek kolejny

             Burmistrz Knotowski odczekał, aż zamkną się drzwi za wychodzącym Misiem, a gdy to już nastąpiło, zerwał się z fotela i zaczął przemierzać gabinet w tę i z powrotem szybkimi krokami. W pewnym momencie, gdy już wypompował z siebie podniecenie, czy może najzwyczajniej w świecie opadł z sił, zatrzymał się przy oknie i popatrzył przed siebie. Rynek był pusty, ponury i w strugach deszczu rozmazywał się w jedną szarą masę, w której z trudem dawało się rozpoznać kształty poszczególnych drzew, kamienic, czy wyodrębnić wstęgę okalającej go ulicy. 

            Zrobiło mu się ciepło, więc uchylił okno i odetchnął kilkakrotnie głęboko, rozkoszując się świeżym powiewem. Ale deszcz gnany wiatrem zaczął wlewać się do środka, toteż czym prędzej zamknął je. Nim usiadł za swoim biurkiem, otworzył drzwi gabinetu.

 Poproszę kawę, pani Basiu, jeśli można.

 Już, panie burmistrzu, za chwilę – odpowiedział z głębi sekretariatu dźwięczny głosik.

Na biurku leżała rozpieczętowana paczka Cameli. Zapalił, zaciągnął się głęboko i rozparł w swoim fotelu. Rozmyślał, patrząc jak chmurki dymu unoszą się powoli, kłębią, wirują i w końcu – nie zdecydowawszy się na żadną z form – rozpływają w powietrzu. Nagle ożywił się, zrobił ruch jakby chciał podnieść się z fotela, lecz po chwili namysłu opadł z powrotem. Walczył z sobą dobre pół minuty, paląc chciwie. Wreszcie machnął ręką, rozpogodził się i poderwał energicznie na równe nogi. Otworzył barek, nalał sobie do szklanki Wyborowej, wypił jednym haustem. Już miał zakręcić butelkę, ale zawahał się.

 Aaa tam – mruknął i nalał sobie jeszcze raz.

Siadając za biurkiem, sięgnął jednocześnie po nowego papierosa i słuchawkę telefonu.

 Tu Knotowski – usiadł wygodniej, uzyskawszy połączenie. – Chciałem mówić z naczelnym…

 Nie ma? A z kim rozmawiam?

– Aaa, to pan, panie redaktorze, nie poznałem…

 Nie ten numer? – zajrzał do notesu. – Tak, faktycznie, ma pan rację. Ale to nie szkodzi. Skoro go nie ma…

 I nie będzie dzisiaj? Ale pan jest, na szczęście…

 Niee, nic się nie stało, a właściwie… Stało się. Mam coś dla was, coś interesującego. Mówię panu…

 Niee, nie chodzi o ten gwałt…

 Nie, o tę staruchę też nie. Mówię panu: rewelacja, bomba. Czegoś takiego jeszcze nie mieliście…

 Nie, nie ma potrzeby. Sprawa sama do was przyjdzie. Prosto do ręki…

 Zwyczajnie. Zjawi się u was główny bohater całego zdarzenia. Taki śmieszny facet, nazywa się Alfred Miś…

 No właśnie. A mnie chodzi o to, żeby ten materiał ukazał się jak najszybciej…

 O to mi chodzi. Będę zobowiązany, jak nie wiem co…

 To fajnie. I jeszcze jedno, panie redaktorze: o tym, że to ode mnie, to tylko pan i ja, wie pan…

 Nie no, jasne, nie ulega wątpliwości. Chodzi mi o to, żeby przy okazji dołożyć komuś…

 Nie, nie… Delikatnie, nie za ostro. Ale żeby było wiadomo, o co chodzi…

 W tym już zdaję się na pana…

 Tak…

 Nie no, o szczegółach pogadamy później, jak już pan będzie wiedział wszystko…

 Jasne. Zadzwonię później. Do której pan pracuje?

 W porządku, to będę…

 …to będę dzwonił o siedemnastej…

 Acha, świetnie. To czekam…

 Tak, tak, oczywiście, czekam...

Drzwi gabinetu otworzyły się bezgłośnie – weszła sekretarka z tacą w ręku. Dymiła na niej filiżanka, rozsiewając wokół aromat kawy i stała cukiernica. Sekretarka była elegancka, szczupła, lat około trzydziestu, ładna, o krótkich blond włosach przylegających do kształtnej czaszki. Drobnymi krokami gejszy zbliżyła się do biurka. Twarz miała obojętną, tak jakby poza nią nikogo więcej nie było w tym pomieszczeniu. Stawiając tacę na biurku, stanęła obok Knotowskiego. Tak blisko, że ocierała się biodrem o jego ramię. Uśmiechnął się z zadowoleniem i gdy tylko miała wolne ręce, objął ją w pasie i posadził sobie na kolanach. Sprawiała wrażenie zaskoczonej zupełnie, nieco zalęknionej. Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale Knotowski nie pozwolił słowu wydostać się na zewnątrz – przejął je swoimi wargami. Poddała się, ale tylko na chwilę. Zaraz odepchnęła go delikatnie od siebie.

 Przetak już jest. Pytał o ciebie i może tu wejść w każdej chwili – powiedziała cicho, z naganą w głosie, ale uśmiechając się lekko.

Nie protestował. Zapalił papierosa i z zadowoleniem patrzył, jak drobnymi krokami odpływa kierunku drzwi.

C.D.N.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne