Funkcjonariusze PiS i całej tak zwanej zjednoczonej prawicy straszą Polaków tym samym, czym straszyli przed wejściem do UE. Wtedy się nie udało i teraz też się nie uda.

            Tuż po 20. rocznicy naszej akcesji do Unii Europejskiej musimy wziąć udział w niezwykle ważnych wyborach do Parlamentu Europejskiego, które w Polsce odbędą się 9 czerwca. Dlaczego te wybory są tak ważne? Dlatego, że i w Polsce, i w całej Europie zyskały na znaczeniu siły, których celem jest najpierw dostać się do Europarlamentu, a następnie rozsadzić UE od środka. To siły ultraprawicowe, a raczej ultrapopulistyczne i nacjonalistyczne. U nas siły te reprezentuje tak zwana zjednoczona prawica, a głównie PiS oraz Konfederacja. Te ugrupowania, tworzące tak zwane środowisko prawicowe przed referendum akcesyjnym do UE próbowały przekonać Polaków do oprotestowania naszego wejścia do Wspólnoty. O dziwo, używali argumentów niezwykle podobnych do tych, jakich środowisko PiS używa dziś, krytykując UE, nie zważając na to, że te argumenty zupełnie się skompromitowały.

            O tym, jak Unią Europejską straszyły w 2003 roku środowiska tak zwane prawicowe i ich publicyści przypomniał w artykule „Czeka nas anihilacja!” Piotr Głuchowski. Artykuł ten został opublikowany w „Gazecie Wyborczej” w pierwszy weekend maja z okazji 20. rocznicy naszej akcesji do UE. Na szczęście w 2003 roku nie daliśmy się otumanić i wyszło nam to na dobre. Przypomnijmy, że w referendum akcesyjnym do UE, które odbyło się 7 i 8 czerwca 2003 roku wzięło udział 58,8 procent uprawnionych do głosowania. Za wstąpieniem do UE opowiedziało się 77,45 procent głosujących, przeciwko akcesji zagłosowało 22,55 procent.

Integracja z UE miało oznaczać koniec państwowości polskiej.
Teraz Jarosław Kaczyński mówi o anihilacji Polski

            To, co jako naród zdołaliśmy osiągnąć przez dwie dekady naszego uczestnictwa we Wspólnocie Europejskiej świadczy o tym, że środowiska tak zwane prawicowe, które w 2003 roku wieszczyły różne plagi, jakie spadną na Polskę po akcesji, kompletnie się skompromitowały. Co wcale nie przeszkadza ich przedstawicielom głosić te same brednie, którymi próbowali zawrócić nam głowy 21 lat temu.

            Pierwszy przykład z brzegu. W 2003 roku „Nasz Dziennik” opublikował artykuł fizyka jądrowego prof. Rafała Brody, w którym autor pisał.:

966 rok był początkiem polskiej państwowości, integracja z Unią będzie początkiem jej końca, etapem zaniku.

            Minęło 20 lat naszego członkostwa w UE i nadal mieszkamy, żyjemy, pracujemy w państwie polskim. Ale tak zwanym środowiskom prawicowym wcale to nie przeszkadza. Już w ubiegłym roku, przed wyborami do parlamentu Jarosław Kaczyński straszył, że Unia Europejska odbierze nam suwerenność, a nawet, że Polsce grozi anihilacja. Co z tego, że fakty dwóch dekad akcesji mówią coś zupełnie innego? Tym gorzej dla faktów.

            Tuż przed ubiegłorocznymi wyborami w podobnym tonie, co Kaczyński, wypowiadał się ówczesny premier Mateusz Morawiecki, który straszył, że UE dąży do likwidacji państw narodowych. Podobne tezy wysnuwał już po wyborach 15 października Patryk Jaki, eurodeputowany ze środowiska Zbigniewa Ziobry.

Polak to niewolnik – niepotrzebne mu mieszkanie i wykształcenie

            Wróćmy jednak do artykułu Piotra Głuchowskiego. Przytacza także tekst wykładowcy szkoły medialnej Tadeusza Rydzyka prof. Jerzego Roberta Nowaka, który w „Naszym Dzienniku” napisał między innymi:

Unii nie zależy na tym, by Polacy mieli mieszkania czy byli wykształceni. Przecież traktowani przez UE jako drugorzędna, eksploatowana w sposób neokolonialny nacja, nie muszą – wedle wizji eurokratów – mieć takich wygórowanych potrzeb.

            A jakie są fakty, przywołane przez Głuchowskiego? Otóż w 2004 roku na Polaka przypadało średnio 22,9 metrów kwadratowych mieszkania. Dziś ta liczba przekroczyła już 30 metrów kwadratowych mieszkania na osobę.

            A co z wykształceniem Polaków? Też są dane na ten temat. W 2003 roku w pokoleniu trzydziestolatków było zaledwie 11 procent osób z wykształceniem wyższym, podczas gdy średnia UE przekraczała 20 procent. Zaledwie 10 lat później przegoniliśmy pod tym względem średnią UE z odsetkiem trzydziestolatków z wyższym wykształceniem na poziomie niemal 40 procent. Widać, jak czas zweryfikował i skompromitował przewidywania profesora Nowaka.

Akcesja do UE miała dla nas oznaczać nędzę – wyszło na odwrót

            I kwestia dość istotna, która również przetoczyła się podczas kampanii przed ubiegłorocznymi wyborami parlamentarnymi. Głuchowski znalazł artykuł, opublikowany w styczniu 2003 roku w tygodniku „Najwyższy Czas”, związany z Unią Polityki Realnej Janusza Korwina-Mikkego. Autor artykułu Piotr Sommer przekonywał, że „ewentualne wejście do UE postawi polskie finanse w sytuacji rozpaczliwej”. Zaś poparcie w referendum akcesji będzie oznaczało „zgodę na zupełną nędzę”.

            Sommer przekonywał, że budżet Polski będzie musiał dopłacać do UE, co będzie zupełnie nieopłacalne dla nas. Temat podchwycili również inni publicyści środowisk tak zwanych prawicowych, którzy próbowali przekonać Polaków, że po akcesji będziemy znacznie więcej wpłacać do budżetu unijnego niż z niego otrzymamy.

            Tymczasem fakty mówią zupełnie coś innego. Okazuje się, że od maja 2024 roku, czyli od momentu akcesji, Polska otrzymała z budżetu UE ponad 235 mld euro, wpłaciła zaś do niego 78 mld euro. Łatwo obliczyć, że przez 20 lat zyskaliśmy na akcesji prawie 160 mld euro. Przeliczając po dzisiejszym kursie daje to ogromną kwotę prawie 700 mld złotych.

            Ale co tam fakty – jeśli nie zgadzają się z populistyczną narracją, to gorzej dla nich. Patryk Jaki – manipulując w dość nieudolny sposób faktami – przed wyborami parlamentarnymi w ubiegłym roku próbował wykazać, że finansowo straciliśmy na członkostwie w UE. Początkowo niektórzy z środowiska PiS podchwycili tę narrację, ale w konfrontacji z prawdziwymi danymi okazała się ona szyta zbyt grubymi nićmi.

Niemcy mieli nas ograbić – nie ograbili, wręcz zyskaliśmy. Podczas wyborów
do Europarlamentu bądźmy mądrzy, jak podczas referendum akcesyjnego

            Dodajmy, że prawicowi publicyści – przeciwnicy naszego uczestnictwa w UE – wieszczyli całkowicie poważnie, że przez akcesję zaniknie polski język, bo UE zabroni jego używania w rzeczywistości publicznej na terenie całej Polski. Czy ta prognoza się sprawdziła, nie muszę chyba oceniać.

            Próbowano nas straszyć również tym, że Niemcy nas ograbią, ponieważ TSUE nakaże zwrot majątków ziemskich z terenu dzisiejszej Polski ich dawnym niemieckim właścicielom. Może też zasądzić odszkodowanie. Nic takiego się nie stało, ale taktykę straszenia Polaków Niemcami przejął mimo wszystko Jarosław Kaczyński.

            To tylko niektóre z przytoczonych przez Piotra Głuchowskiego przykładów „strachów na Lachy”, którymi posługiwali się się przeciwnicy naszej akcesji do UE. Nie sprawdził się ani jeden. Co więcej – znajdujemy się dziś w zupełnie innym miejscu, znacznie wyżej w hierarchii, niż inne kraje, które do UE przystąpiły w późniejszym terminie. Choćby taki przykład – w 2004 roku PKB per capita wynosił 6.500 dolarów, dzisiaj przekracza 16 tysięcy dolarów. Jest to 80 procent średniej unijnej, natomiast taka Bułgaria może pochwalić się wynikiem 64 procent średniej unijnej.

            W takiej sytuacji ogromne zaskoczenie może budzić stwierdzenie eurodeputowanego PiS prof. Zdzisława Krasnodębskiego, który jakiś czas temu stwierdził, że większym zagrożeniem dla suwerenności Polski jest Zachód niż Wschód. Ciekawe tylko, dlaczego w takim razie Krasnodębski zdecydował się wykładać na uczelniach niemieckich – tak, tych znienawidzonych niemieckich – czy amerykańskich, a nie podjął podobnej współpracy z uczelniami rosyjskimi, czy białoruskimi.

            Cóż, okazuje się, że mentalność środowisk tak zwanych prawicowych jest – delikatnie oceniając – dość specyficzna. Mam nadzieję, że Polacy w tych tak ważnych wyborach do Parlamentu Europejskiego wykażą się podobną mądrością, jak podczas referendum akcesyjnego do UE. I wybiorą mądrze, czyli wiadomo jak.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne