Nie uwierzycie, o czym mogą rozmawiać mieszkańcy wsi, położonych w pobliżu lasów

            Kilka lat temu zadzwonił do mnie mieszkaniec niewielkiej wsi, który głosem pełnym emocji opowiedział mi dziwną historię, a właściwie zdarzenie, którego był świadkiem. Rzecz była tak niewiarygodna, że zrazu zakiełkowało we mnie podejrzenie, że mężczyzna ów zmyślił historię po to, aby zakpić sobie z redaktora. Ciekawość jednak zwyciężyła i – wciąż pełen wątpliwości – umówiłem się z moim rozmówcą. Spotkałem się z nim następnego dnia, po czym sprawy potoczyły się w takim kierunku, że jako żywo stanęły mi przed oczyma zimowe wieczory z mojego dzieciństwa, gdy chłopi spotykali się w domu mojego ojca, ćmili papierosy i przy lampie naftowej opowiadali najprzeróżniejsze, najczęściej niewiarygodne, historie.

            Coś z owej ludowej skłonności do bajania do dziś pozostało w mentalności tych mieszkańców polskiej wsi, którzy są nimi od pokoleń. Po tym spotkaniu powstał tekst, który o tym mówi, a który przytaczam niżej. Chyba najdziwniejszy tekst, jaki napisałem w swojej dziennikarskiej karierze.

Dziki człowiek w lesie

            O obecności obcego człowieka w pobliskim lesie w miejscowości Reczul, położonej w gminie Głuchów w województwie łódzkim, mówiło się już od pewnego czasu. Zawsze znalazł się ktoś z mieszkańców, który widział go w polu albo w lesie. Ostatnio jednak Antoni Kowalski „nakrył” go w ambonie myśliwskiej, stojącej na skraju lasu. Było to w czwartek, 5 czerwca.

Pojechałem tam rowerem, bo parę dni wcześniej sąsiadka pytała mnie, czy nie widziałem jakiegoś obcego, który podobno ukrywa się w ambonie – opowiada pan Antoni. – Było koło dwudziestej, całkiem widno jeszcze. Zostawiłem rower w pobliżu i podszedłem do ambony. Chwilę odczekałem i zacząłem wchodzić po drabinie. Jak miałem jeszcze ze trzy szczeble do podestu, drzwi ambony nagle się otworzyły i ze środka wypadł facet, cały goły i mocno obrośnięty włosami na całym ciele. Pomyślałem sobie, ze zaraz mnie zepchnie, ale nie... Przeskoczył przez barierkę i poleciał prosto na dół, na ziemię. Nawet się nie przewrócił, tylko pognał w las.

            Mieszkańcowi Reczula aż serce stanęło, tak się przeraził. Zapewnia, że jeszcze teraz mu serce bije, jak sobie o tym przypomni. Następnego dnia, czyli w piątek, chodzimy wokół ambony, poszukując jakichś śladów. W ambonie bowiem żadnych znaków czyjejkolwiek obecności nie ma.

            Czy ty nas Antoni nie bujasz? – powątpiewa bliski znajomy naszego rozmówcy z Janisławic, który towarzyszy nam w wyprawie do ambony. – Przecież jak wczoraj zeskoczył, to powinny być jakieś ślady, a tu nic. Chociaż w nocy mocno padało, to ślady mogło zmyć – dodaje, jakby sam sobie odpowiadając.

            Jakbym to tylko ja go widział, to można by powiedzieć, że coś mi się uroiło – odpowiada pan Antoni. – Parę dni temu też szedłem do lasu i przejeżdżała kobieta od nas (wymienia nazwisko) i pyta mi się, gdzie idę. Powiedziałem, że do lasu. A ona na to, czy się nie boję, bo ludzie mówią, że tam jakiś przybłęda się kręci.

            Jedziemy do mieszkanki Reczula. Mówi, że ona sama nikogo nie widziała, tylko od ludzi słyszała.

            Opowiadają, że widzieli w lesie jakiś szałas, czy taki domek z czegoś tam sklecony i że widują go czasem, jak się kręci po polach – mówi kobieta. – Ale czy to prawda, to ja nie wiem.

Mężczyzna poszukuje ładnej kobiety z rogami

            Amboną w Reczulu opiekuje się myśliwy, mieszkający w odległym o 3 kilometry Gzowie (gmina Słupia).

Ano słyszałem właśnie, że go widzieli, jak uciekał z ambony. Podobno jedną noc tam przebywał – mówi pan Mieczysław. – Byłem tam w ubiegłym tygodniu, bo w pobliżu mam pole z kukurydzą i czasem tam jeżdżę, bo dziki niszczą uprawy. Nie zauważyłem, żeby w ambonie ktoś przebywał. Ale człowiek, co ma pole po sąsiedzku opowiadał, że widział jakiegoś dziwnego obcego w pobliżu.

            Myśliwy Mieczysław przypomina sobie, że trzy, może cztery tygodnie temu obcego człowieka, ale tym razem ubranego, zauważyli mieszkańcy Gzowa. Jedna kobieta z Brzeźnicy – to po drodze między Reczulem i Gzowem – nawet z nim rozmawiała, jak przechodził drogą, bo akurat robiła coś w ogródku.

            Ale z tego, co mówiła, to wychodzi, że to jakiś pomylony człowiek – ocenia pan Mieczysław. – Powiedział jej, że jest z Suchej Żyrardowskiej, a znalazł się tutaj, bo szuka takiej ładnej kobiety z rogami, która gdzieś w okolicy mieszka. Przecież normalny człowiek by takich głupot nie gadał.

            Policja w Żyrardowie nic nie wie o zaginionym mężczyźnie z Suchej Żyrardowskiej.

            Gdybyśmy mieli zgłoszenie o zaginionym mężczyźnie z naszego powiatu, na pewno byśmy go szukali – mówi rzecznik żyrardowskiej policji. – Nie było zgłoszenia, więc nie szukamy, bo żyjemy w wolnym kraju i dorosły człowiek może przebywać, gdzie chce, nawet w lesie, jeśli ma takie życzenie.

            O tym, czym żyją mieszkańcy Reczula i Gzowa, po raz pierwszy też usłyszała policja w Skierniewicach.

            Sprawdziłam okres ostatnich dwóch tygodni i nie było ani jednej tego rodzaju interwencji – zapewniła rzecznik skierniewickiej policji. – A w Reczulu i Gzowie nikt nie interweniował w jakiejkolwiek sprawie. – Ale dzielnicowi z tego rejonu są już powiadomieni o sprawie i zwrócą uwagę, czy nie przebywa w nim ktoś obcy.

Prawdziwy człowiek z lasu

Jakiś czas po tym wydarzeniu przekonałem się, że polskie lasy jednak są zamieszkałe przez ludzi, którzy z różnych powodów uciekają od cywilizacji, rodziny i większych skupisk ludzkich. Pewien radny z podskierniewickiej miejscowości przejeżdżał przez las rowerem i w chaszczach zamigotało mu coś, co odbiegało od zwykłego leśnego krajobrazu. Gdy się zbliżył, ujrzał z byle czego skleconą chatkę, a obok niej siedzącego na pieńku mężczyznę z z brodą i dawno niestrzyżonymi włosami.

Gdy mężczyzna dostrzegł radnego drgnął i rozejrzał się lękliwie, jakby oceniając, w którym kierunku najlepiej uciekać. Ale radny zapewnił go, że nic mu nie grozi z jego strony, więc się uspokoił nieco i zrezygnował z ucieczki. Zaczęli rozmawiać. Radny zdołał przekonać mieszkańca lasu, aby poszedł z nim, a on mu pomoże. Roztoczył przed biednym człowiekiem perspektywę zamieszkania w ośrodku dla bezdomnych, ciepłych posiłków, wygodnego łóżka z pościelą itp.

A więc poszli. Radny mieszkał jakieś dwa kilometry od miejsca, w którym spotkał człowieka lasu. Gdy dotarli na miejsce, wsadził go do auta i zawiózł go do ośrodka pomocy społecznej, gdzie w trybie pilnym załatwiono mu miejsce w ośrodku dla bezdomnych. Kupiono mu bilet na pociąg i odprawiono do miasta. Podobno nawet zgłosił się do ośrodka i kilka dni w nim przemieszkał, ale pewnego dnia zniknął. I ślad po nim zaginął. Być może znowu zamieszkał w lesie, ale teraz w innym, kto wie...

Nic dziwnego, że mieszkańcy miejscowości położonych w pobliżu lasu czasem widują obcych, którzy wiją sobie lepsze lub gorsze gniazdo w lesie. Zaś bujna wyobraźnia powoduje, że powstają historie, jak ta opisana wyżej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne