Moja proza: To na nic, robaczku – opowiadanie

             Roztrzęsiona wpadła w drzwi szpitala. Czuła, jak cały jej świat zwija się spiralnie i ginie w jakiejś czarnej czeluści. Omal się nie rozpłakała w poczuciu bezradności, gdy pasek torebki, zahaczywszy o klamkę, szarpnął ją do tyłu. Lecz zdarzenie to pomogło jej także wziąć się nieco w garść. Świat wsysany przez dziurę zatrzymał się na moment, po czym zaczął wracać na swoje miejsce. Na pierwsze piętro, gdzie skierowała ją szatniarka wydająca w holu białe kitle, wspinała się w pełni już panując nad sobą. W końcu podobno to nic takiego – drobne obrażenia ciała, jak oznajmił beznamiętny głos w słuchawce.

            Rozejrzała się po nie mającym końca korytarzu, nie bardzo wiedząc, w którą stronę pójść. Po lewej, na wąskiej kanapce, siedziała para. Ona – w szlafroku, z głową owiniętą bandażem, spod którego wyzierał kosmyk platynowych włosów, patrzyła z filuternym uśmiechem w stronę mówiącego. On – mocno zbudowany szatyn w garniturze, wlepiał rozanielone oczy w jej twarz i, pochylając się ku niej, szeptał coś, jak należy przypuszczać – z czułością.

– Szczęściara – pomyślała z zazdrością i nie zdążyła rozżalić się nad swoim losem, gdy poczuła czyjąś rękę na ramieniu, zaś uwodzicielsko, choć znajomo brzmiący, męski bas powiedział:

 Mogę w czymś pomóc?

Odwróciła się zaskoczona i pierwsze, co zobaczyła, to głowa owinięta bandażem, którą w pierwszym momencie dziwnym trafem skojarzyła z platynową blondynką, flirtującą na kanapie kilka kroków dalej. Ale tylko w pierwszym, bo zaraz przecież te oczy, nos i usta nieco wydęte...

 O Boże, aleś mnie wystraszył! – krzyknęła, rozpoznawszy w szczupłym facecie w kusej - bo szpitalnej - piżamie swojego Antosia. Szczerze się ucieszyła, widząc go w całkiem niezłym stanie, lepszym niż przewidywała.
            Para na kanapce zwróciła twarze w ich stronę, ale zaraz znów zajęła się sobą.
Antoś zdziwił się nieco bezceremonialnością kobiety. Daleki był jednak, przynajmniej w tej chwili, od analizowania takich drobiazgów.

 Pani jest jeszcze piękniejsza niż myślałem – wyszeptał prawie, patrząc jej głęboko w oczy.

Popatrzyła na niego podejrzliwie – niby ten sam, ale jakoś tak dziwnie mówi. I patrzy tak jak wtedy, po raz pierwszy... Od lat tak nie patrzył na nią. Aż jej się ciepło zrobiło od tego patrzenia i tchu zaczęło brakować. Jednocześnie krępowało ją to wszystko i drażniło trochę. Ale i fascynowało, jak nic dotąd. Była jednak ostrożna.

 Którędy do gabinetu lekarskiego? – zapytała, starając się zachować spokój.

 Trzecie drzwi po lewej stronie – powiedział tym samym tonem, nie odrywając od niej oczu.

Omal nie parsknęła śmiechem, choć musiała przyznać, że sposób, w jaki mówił, sprawiał jej przyjemność. Gdy chciała go wyminąć, chwycił ją za rękę.

 Poczekam tu na panią.

Uśmiechnęła się nic nie mówiąc.

Gdy przeszła, ni stąd ni zowąd zerknął na platynową. Napotkał jej spojrzenie. Przez chwilę patrzyli na siebie z uwagą.

* * *

Do gabinetu lekarza weszła zamyślona, ale za to ze stopniałym sercem. Facet w kitlu, o sympatycznym spojrzeniu, pisał coś siedząc za biurkiem. Wskazał jej krzesło bez słowa. Usiadła, a on pisał dalej. Przez dłuższą chwilę trwała cisza. Skończył wreszcie i złożywszy papiery spojrzał na nią pytająco.

 Jestem żoną... – zaczęła niezdecydowanym tonem.

 Pana Antoniego? – dokończył nerwowo.

-No właśnie, spotkałam go na korytarzu... Co z nim? - powoli odzyskiwała pewność siebie.

 Jest lepiej niż myśleliśmy. Zresztą, sama pani przecież widziała. Jedynie drobny uraz głowy...

 A więc nic mu nie grozi?

 Nie chciałbym na razie niczego przesądzać, ale na to wygląda. Mieli dużo szczęścia...

 Mieli? – popatrzyła na niego badawczo.

Stropił się nieco.

 No, wie pani, on i ludzie... Przecież wokół było pełno ludzi, jak to w centrum w porze szczytu.

 No tak – otworzyła torebkę, pogrzebała w niej, jakby szukając czegoś, po czym zamknęła nic nie znalazłszy i spojrzała lekarzowi w oczy – Wydaje mi się jednak, panie doktorze, że nie jest z nim tak zupełnie w porządku. Jest jakiś taki... dziwny.

 Hm... – poprawił się na krześle – W rzeczy samej... Otóż, jakby tu powiedzieć... Jak już wspomniałem, miał uraz głowy. Drobny wprawdzie, całkiem niegroźny, ale wystarczający jednak, aby... hm... wie pani... stracić pamięć.

 Stracić pamięć!? – podskoczyła na krześle, aż zatrzeszczało.

W jednej chwili doznała olśnienia. Antoś, jej Antoś podrywał ją jako obcą kobietę! Od dawna go o to podejrzewała, brakowało jej tylko dowodów. Teraz ma go w garści... Nagle roześmiała się głośno.

 Dobrze się pani czuje? – lekarz uniósł się lekko na krześle i wpatrywał w nią uważnie.

 A więc mówi pan, że stracił pamięć? – spytała uspokoiwszy się – Na długo?

 Trudno mi to określić w tej chwili, ale mam nadzieję...

 A wie pan, że ja również mam nadzieję? – tą uwagą zupełnie zbiła go z tropu, więc uśmiechnął się tylko głupawo.

 Kiedy pozwoli mu pan opuścić szpital? – wróciła do normalności, dzięki czemu mógł odzyskać pewność siebie.

 Myślę, że już wkrótce, może jutro...

 To świetnie – zaszczebiotała radośnie, podnosząc się z krzesła.

Lekarz wstał również.

 Jest pan aniołem, panie doktorze, dziękuję – obdarzywszy go promiennym uśmiechem wyszła z gabinetu.

* * *

Pielęgniarka wpadła do gabinetu jak bomba. Była to młodziutka i bardzo ładna dziewczyna, ale trochę nadto egzaltowana. Lekarz, przyzwyczajony do takich wejść, nie musiał podnosić głowy znad pliku papierów, aby zidentyfikować intruza.

 No mów robaczku, co tam znowu – mruknął dobrotliwie nie przerywając pisania.

 Coś takiego, panie doktorze... – zaczerpnęła powietrza. – Najpierw do tej platynowej przyszedł mąż, a teraz do tego faceta, co to z platynową w jednym samochodzie się rozbili - żona. Widział pan? Coś takiego...

 A tak, była tutaj u mnie – odparł beznamiętnie.

 I co, panie doktorze? – wpatrywała się w niego w napięciu.

 I nic. Powiedziałem, co było do powiedzenia i poszła sobie.

 A powiedział jej pan, że platynowa też nic nie pamięta i że to wszystko takie niesamowite?

 Ależ robaczku... Co też ci przychodzi do głowy!? – żachnął się.

 Ano tak... Jaka ja jestem głupia – dziewczyna zasmuciła się.

 Nie robaczku, wcale nie jesteś głupia – lekarz wstał i podszedł do niej uśmiechając pobłażliwie. – Powiedz no, gdzież to ich wypatrzyłaś?

Pielęgniarka ożywiła się.

 Są tam, na korytarzu. Zaraz pokażę, panie doktorze – chwyciła go za rękę i pociągnęła do drzwi. – O, proszę – szepnęła, robiąc niewielką szparkę.

Lekarz spojrzał ponad jej głową. Na kanapce siedziały dwie pary. Mocno zbudowany szatyn oraz kobieta, z którą przed chwilą rozmawiał, siedzieli tyłem do siebie, niemal dotykając się plecami, zaś platynowa i Antoś, czyli osoby w bandażach, byli zwróceni twarzami do swych partnerów, a tym samym i do siebie. Pary pochylały się ku sobie i szeptały sobie coś nawzajem, nie dostrzegając nic innego wokół. Lekarz patrzył jak urzeczony.

 Prawda, że to niesamowite? – cicho, ale z emfazą spytała dziewczyna.

Lekarz ocknął się, spojrzał na dziewczynę i przymknął drzwi. Wrócił do swojego biurka.

 Według mnie, to najlepiej byłoby, gdyby im ta pamięć wcale nie wróciła... – dziewczyna rozmarzyła się trochę.

 Niestety, to na nic robaczku – mruknął lekarz. – Weź pod uwagę, że czarne czeluści ich pamięci zaczęły od dziś zapełniać się na nowo.

Spojrzała na niego zdziwiona, nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne