Czy polscy rolnicy są świadomi, przeciwko czemu i przeciwko komu protestują? A może powinni uderzyć się w swoje własne piersi

            Trwają rolnicze protesty w Polsce – dziś sparaliżowane zostało centrum Warszawy. Oficjalnie mówi się, że przyczyną tych protestów – podobnie jak i protestów rolniczych w innych krajach UE – jest wprowadzany przez UE Zielony Ład, który nakłada na rolników mało, że dodatkowe obowiązki, to w ocenie samych zainteresowanych sprawi, że ich praca stanie się mniej dochodowa. W przypadku polskich rolników dochodzi jeszcze napływ tanich produktów rolnych z Ukrainy, co doprowadza ich do ruiny. Ale to wierzchołek góry lodowej – w polskim rolnictwie może chodzić o problemy, które nie zostały zwerbalizowane wprawdzie przez protestujących, ale mogą stanowić jedną z podstawowych przyczyn ich trudnej sytuacji.

            Polscy rolnicy w swoich protestach są pozostawieni sami sobie – na pewno nie mogą liczyć na wsparcie pozostałych grup społecznych. Ale wiadomo też, że w dużej części sami są winni tej sytuacji. Gdy bowiem protestowali nauczyciele, pracownicy ochrony zdrowia, gdy wreszcie protestowały kobiety – a wszystkie te protesty były skierowane przeciwko rządom PiS – rolnicy siedzieli cicho, a bywało nawet, że nie szczędzili kąśliwych uwag w stosunku do protestujących.

Polscy rolnicy nie protestowali, gdy PiS wodził ich za nos
i forsował Zielony Ład

            I w ogromnej większości rolnicy popierali PiS – na niemal wszystkich terenach wiejskich to poparcie podczas wyborów przekraczało 60 proc., a bywały takie regiony, wynosiło 80 proc. i więcej. Gdy komisarz do spraw rolnictwa UE Janusz Wojciechowski, wywodzący się z PiS i przez PiS gorąco popierany pracował nad Zielonym Ładem – rolnicy siedzieli cicho, nie protestowali. No cóż, przeciwko swoim mieli protestować?

            Wkrótce po wybuchu wojny w Ukrainie Polskę zalało tanie zboże, pochodzące właśnie z Ukrainy. Rząd PiS mydlił oczy, że wszystko jest pod kontrolą, że polscy rolnicy na pewno nie będą stratni, a za plecami przymykali oko na proceder polegający na sprowadzaniu ukraińskiego zboża przez firmy, w różny sposób powiązane z PiS. Ich zyski z tego tytułu niektórzy szacują na kilka mld złotych. Rolnicy oczywiście dostali mocno po kieszeni, bo zostali z magazynami pełnymi zboża, którego nie byli w stanie sprzedać, a rządzący z różnych powodów przez wiele miesięcy nie chcieli ujawnić listy firm, które sprowadzały tańsze ukraińskie zboże. Ale rolnicy siedzieli cicho, nie protestowali. No ale co, przeciwko swoim mieli protestować?

            Aż przyszedł dzień 15 października 2023 roku, w którym odbyły się wybory parlamentarne i demokratyczna opozycja odebrała władzę tak zwanej zjednoczonej prawicy. Ulubieńcy rolników poszli w odstawkę, ale rolnicy nie protestowali, bo jeszcze mieli nadzieję, że dzięki machinacjom prezydenta Andrzeja Dudy, PiS jednak będzie rządził.

Protesty rolników rozpoczęły się, gdy odpowiedzialne
za ich problemy PiS straciło władzę

            Od połowy grudnia ubiegłego roku jednak ostatecznie okazało się, że PiS musi przejść do opozycji, zaś pełnię władzy przejęła Koalicja 15 Października z Donaldem Tuskiem na czele. Minęły dwa miesiące i rolnicy zaczęli rozpoczęli swoje protesty przeciwko nowej władzy. Znamienne, że ich protesty z zapałem podsycane są przez ludzi Kaczyńskiego z PiS. A zadziwiające jest to, że protestującym wcale to nie przeszkadza – czy może raczej żenujące. Rolnicy po prostu nie dostrzegają, że z tych ich protestów hipokryzja wylewa się, jak śmierdząca gnojowica, którą straszą rządzących.

            Nie twierdzę, że rolnikom jest łatwo, jednak nie mogę też pojąć, jak to jest, że winą za wszystko obarczają UE, plują na nią, depczą jej flagę, jakby nie mieli – a może nie mają – świadomości, że są grupą społeczną, która w Polsce najwięcej skorzystała na członkostwie w UE. Wystarczy porównać polską wieś z lat 90. ubiegłego wieku i wieś dzisiejszą i ujrzymy ziejącą czeluść ogromnej przepaści. Ale to nie ma dla nich znaczenia.

Polskie rolnictwo jest mało rentowne i wymaga reform

            Jak już powiedziałem, nie twierdzę, że rolnikom jest łatwo. Ale trzeba też pamiętać o tym, że polskie rolnictwo wymaga przemian, wymaga reform. Weźmy pod uwagę kilka liczb. Otóż okazuje się, że polskie rolnictwo wytwarza zaledwie 2,2 proc. polskiego PKB i jednocześnie w rolnictwie jest zatrudnionych 8,4 proc. ogółu pracujących. O czym to świadczy? Ano o bardzo niskiej wydajności pracy w rolnictwie. A także o przeroście zatrudnienia, a niektórzy wręcz mówią o ukrytym bezrobociu. Jak w takiej sytuacji można mówić o dochodowości i wysokiej rentowności produkcji rolnej? No nie da się – jeśli rolnicy chcą osiągnąć wysoki poziom życia, to musi się zmienić.

            Wprawdzie w UE w rolnictwie zatrudnionych jest średnio 4,5 proc ogółu pracujących i średnio unijne rolnictwo wytwarza 1,6 proc unijnego PKB, ale musimy pamiętać, że regiony UE są pod tym względem mocno zróżnicowane. Generalnie na terenie UE jest 114 regionów, gdzie zatrudnienie w rolnictwie przekracza 16,5 proc. Regiony te są zlokalizowane głównie w pięciu państwach – Bułgarii, Grecji, Rumunii, Portugalii i... w Polsce. I to te regiony mocno zawyżają średnią unijną. A wolelibyśmy przecież aspirować do takiego poziomu rolnictwa, jaki mamy w krajach unijnych wysokorozwiniętych.

            Problemem polskiej wsi jest również niewiele dostępnych miejsc pracy poza rolnictwem. Niekoniecznie musi to być przetwórstwo spożywcze – eksperci wskazują, że polska wieś jest uboga w usługi, które mogą przyczynić się do rozwoju rolnictwa. Słowem, polska wieś i polskie rolnictwo wymagają przemian i reform, a tego nie da się załatwić w miesiąc, czy dwa. Zwłaszcza że zaniedbania w tej materii – jak stwierdził w Wirtualnej Polsce Janusz Piechociński – sięgają wielu lat.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne