PiS zdezorientowane i udaje tylko, że walczy z koalicją rządzącą. A Jarosław Kaczyński przekracza kolejne granice absurdu
Jednak Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik nie pojawili się w dzisiaj w sejmie, wbrew wcześniejszym, buńczucznym zapowiedziom. Tym samym nie sprowokowali awantury na Wiejskiej. Czyżby okazało się, że koledzy z poselskiego klubu PiS nie mieli ochoty „umierać” za mandaty skazanych i ułaskawionych przez prezydenta przestępców? Aby jednak nikt nie pomyślał sobie, że ferajna Kaczyńskiego odpuszcza, grupa ludzi PiS z Kaczyńskim na czele bezpiecznie awanturowali się przed siedzibą Prokuratury Krajowej, którą siłowo miał przejmować Adam Bodnar. Akacja ta została zmyślona przez rzecznika PiS Rafała Bochenka. Ale Kaczyński miał za to okazję, aby swoimi wypowiedziami przekraczać kolejne granice absurdu.
Kamiński i Wąsik wbrew wczorajszym zapowiedziom nie spotkali się dzisiaj ani z Donaldem Tuskiem, ani z Szymonem Hołownią, bo po prostu nie pojawili się w sejmie. Podobno zostali w domach z uwagi na zły stan zdrowia, po torturach, jakich doznali w więzieniu. To kłamstwo oczywiście, bo we wtorek – po wypuszczeniu ich na wolność – wyglądali zdrowo, byli pełni energii i zapowiadali kontynuowanie dalszej walki z łamiącą prawo – ich i ich kolegów z PiS zdaniem – koalicją rządzącą.
PiS wolało uniknąć awantury w sejmie
Obrady sejmu zatem rozpoczęły się bez awantury, związanej z próbą wdarcia się skazanych i ułaskawionych przez prezydenta Andrzeja Dudę Kamińskiego i Wąsika do sali obrad. W tych usiłowaniach mieli ich wspierać koledzy z klubu poselskiego PiS, zapowiadało się zatem na porządną awanturę, do której jednak nie doszło. Pod pretekstem kłopotów ze zdrowiem obydwaj skazańcy zostali w domu. Najprawdopodobniej jednak opozycja PiS uznała, że lepiej nie mieszać się w tak ryzykowne starcia, które mogłoby doprowadzić do szybkiego upadku ferajny Kaczyńskiego.
Ale za to część działaczy PiS ze swoimi wyznawcami i z Kaczyńskim na czele zrobili wczoraj bezpieczną dla siebie zadymę przed siedzibą Prokuratury Krajowej. Ten niby protest został zainicjowany z wydumanych powodów, bo oto rzecznik PiS Rafał Bochenek ogłosił, że dochodzi do siłowego przejęcia PK przez Adama Bodnara i przy użyciu funkcjonariuszy Służby Więziennej.
Informacja Bochenka okazała się fejkiem, ale byłą to okazja, aby pokazać światu, że PiS wciąż jednak walczy o praworządność i dzielnie występuje przeciwko aktom łamania prawa przez koalicję rządzącą. A jednocześnie nie narażając się zbytnio.
Jak wspomniałem, ten niby protest odbył się z powodów zupełnie wydumanych. A pretekstem miała być wizyta Adama Bodnara w PK, co wcale nie dziwi, bo w końcu Bodnar jest przecież prokuratorem generalnym, zatem PK jest placówką mu podległą. Trudno zatem wytłumaczyć, dlaczego ludzie PiS uznali, że wizyta w podległej instytucji jest próbą jej przejęcia. Przede wszystkim zaś trudno przejąć w rozumieniu PiS coś, czym się już zarządza.
Co miał na myśli Jarosław Kaczyński? Tego nie wie nikt, nawet ludzie PiS
Ale protest się odbył, a na jego czele stał sam Jarosław Kaczyński. Szef PiS przemawiał oczywiście i – jak zawsze podczas swoich wypowiedzi – przekraczał kolejne granice absurdu. Do konkretnych działań wezwał prezydenta Dudę.
– Naszą nadzieją jest pan prezydent. Uważamy, że powinien zwołać Radę Gabinetową lub Radę Bezpieczeństwa Narodowego, a może podjąć także inne działania, o których nie nie będę mówić, żeby przywrócić działanie konstytucji i prawa – grzmiał szef PiS Jarosław Kaczyński.
Niemal wszyscy, którzy słyszeli słowa Kaczyńskiego, przekonywali, że szef PiS wzywał prezydenta Dudę do przeprowadzenia zamachu stanu, o czym miały świadczyć część jego wypowiedzi, że prezydent „może podjąć także inne działania, o których nie będę mówił”. Można tak jego słowa interpretować, ale przy założeniu, że umysł Kaczyńskiego działa bez zarzutu i przynajmniej na poziomie przeciętnym ogarnia rzeczywistość. Jednak sądząc po innych wypowiedział Kaczyńskiego, to założenie jest zdecydowanie za daleko posunięte. Co więc Kaczyński miał na myśli? Chyba nawet on sam nie bardzo zdaje sobie sprawę z tego, jakimi ścieżkami jego umysł chadza.
Bo nie tylko takie słowa usłyszeliśmy z ust Kaczyńskiego. Uznał mianowicie, że mamy do czynienia z pełzającym zamachem stanu. W tym momencie pierwsza postać PiS odleciała zupełnie. Cóż to bowiem za zamach stanu, skoro koalicja rządząca, nie stara się sparaliżować prac sejmu, nie kwestionuje kompetencji Prezydenta RP, nie kwestionuje wyroków sądów i nie dezorganizuje ich działalności, co przez osiem lat robiła właśnie ferajna Kaczyńskiego? Tylko Kaczyński wie, co miał na myśli, mówiąc o zamachu stanu – albo i nie wie.
PiS się miota desperacko, a Kaczyński śni przyśpieszone wybory
Przytoczę jeszcze jedną niedorzeczność, jaką wygłosił Kaczyński. Miało to miejsce dzisiaj, gdy pojawił się w sejmie. W rozmowie z dziennikarzami mówił między innymi o przyśpieszonych wyborach.
– Myślę, że jedynym wyjściem jest okres przejściowy, oczywiście z nowym rządem i następnie wybory. Inaczej tego nie da się rozwiązać – stwierdził między innymi Jarosław Kaczyński.
I kto wie, czy w tej wypowiedzi nie mieści się rozwiązanie kwestii pełzającego zamachu stanu. Ale musiałby to być zamach w wykonaniu PiS, bo jak inaczej tłumaczyć słowa o nowym rządzie? Myślę jednak, że są to kolejne rojenia chorego z nienawiści umysłu szefa PiS.
Zwróćmy też uwagę, że częścią tych rojeń jest pomysł dotyczący nowych wyborów. Wygląda na to, że Kaczyński tęskni za nimi, chociaż sondaże a i eksperci są przekonani, że tak zwana zjednoczona prawica przegrałaby je z kretesem, zaś Koalicja 15 Października mogłaby uzyskać w sejmie przewagę niezbędną do odrzucenia weta prezydenta.
Moim zdaniem PiS pod przywództwem Kaczyńskiego miota się od zdarzenia do zdarzenia, otwiera jakieś dziwne fronty walki z góry skazane na przegraną i – co ważne – wciąż traci poparcie. Myślę zatem, że jest dobrze i niech trwa jak najdłużej, a po kolejnych wyborach – samorządowych i europejskich – będziemy świadkami kompletnego upadku ferajny Kaczyńskiego. I niech Kaczyński dalej śni o przyśpieszonych wyborach.
Komentarze
Prześlij komentarz