Kościół Katolicki nie zgadza się na redukcję lekcji religii. Metropolita częstochowski posunął się nawet do manipulacji w tej kwestii
Nowa minister edukacji Barbara Nowacka zredukowała tygodniowy wymiar lekcji religii w szkołach do jednej godziny lekcyjnej. Oczywiście z takim rozwiązaniem nie zgadza się polski Kościół Katolicki, nierzadko posuwając się do manipulacji. Metropolita częstochowski arcybiskup Wacław Depo przekonywał bowiem, że konkordat gwarantuje dwie godziny religii tygodniowo. Okazało się jednak, że takiego zapisu w konkordacie nie ma. A więc hierarcha kościelny albo nie zna konkordatu, albo posłużył się kłamstwem. Stawiam na to drugie wytłumaczenie. Zresztą od momentu wprowadzenia religii do programu szkolnego, posługiwano się manipulacją i pewnymi formami nacisku na rodziców.
Religia jako przedmiot nauczania została wprowadzona do polskich szkół publicznych w 1990 roku w wymiarze dwóch godzin lekcyjnych tygodniowo. Teoretycznie uczniowie mieli do wyboru zamiast lekcji religii lekcje etyki. Wiązało się to jednak z pewnymi utrudnieniami. Po odsunięciu PiS od władzy nowa ministerka edukacji Barbara Nowacka zredukowała tygodniowy wymiar lekcji religii do jednej godziny. To kompromis, z którym nie chcą się pogodzić hierarchowie polskiego Kościoła Katolickiego.
Metropolita częstochowski arcybiskup Wacław Depo powołał się na konkordat. Manipulacja nie udała się
W wywiadzie udzielonym PAP na temat ograniczenia lekcji religii w szkołach wypowiedział się metropolita częstochowski arcybiskup Wacław Depo. Hierarcha odwołał się do konkordatu, zawartego między Polską a Watykanem.
– Dziś mamy gwarantowane konkordatem dwie godziny katechezy w szkole, choć już od lat bywały uzgodnienia szkolne o jednej godzinie – stwierdził arcybiskup Wacław Depo.
Okazało się, że hierarcha posłużył się kłamstwem lub – jeśli ktoś woli – manipulacją. Portal Gazeta. pl sprawdził konkordat i nie znalazł w nim takiego zapisu. Mówi się w nim jedynie, że państwo gwarantuje lekcje religii w szkołach „zgodnie z wolą zainteresowanych”. Nie najlepiej to świadczy o metropolicie częstochowskim.
Warto zauważyć, że od kilku już lat rośnie sprzeciw społeczny wobec nauczania religii w szkołach i coraz więcej uczniów przestaje uczęszczać na te zajęcia. Reforma Barbary Nowackiej trafia więc w oczekiwania społeczne przynajmniej w części, ponieważ trzeba przyznać, że jest pewnym kompromisem. Pewna część społeczeństwa domaga się całkowitego wyrugowania katechezy ze szkół uważając, że dzieci posyła się do nich po racjonalną wiedzę, a nie indoktrynację religijną.
Trudno zresztą odmówić im racji, bowiem do klasy VI w szkołach podstawowych ma po jednej godzinie tygodniowo na przykład informatykę, geografię czy biologię wobec dwóch godzin religii. Sytuacja poprawia się dopiero w klasie VII, gdzie wprawdzie mamy 1 godzinę informatyki, ale już po dwie godziny geografii, biologii oraz fizyki. Przedmioty te zostały łaskawie zrównane w prawach do religii.
Rodzice, którzy wybierali lekcje etyki zamiast religii, zawsze mieli pod górkę
Trzeba jednak przyznać, że od samego początku lekcje religii były swego rodzaju wymuszeniem na społeczeństwie, dokonywanym przez władze państwowe, które – nieważne, jaka opcja polityczna rządziła – sprzyjały Kościołowi Katolickiemu. Dowodzą temu fakty, które kilka lat temu miałem przyjemność opisywać.
A sprawa religii w szkołach pewnej podwarszawskiej miejscowości wyglądały tak, jak przedstawiła je matka chłopca, uczącego się wówczas w szkole podstawowej. Byłą zbulwersowana faktem, że aby wypisać syna z lekcji religii i zapisać go na lekcje etyki, które można było wówczas wybrać w zamian za religię, musiała składać specjalne podanie do dyrektora szkoły. Bo jeśli nie złożyłaby takiego podania w odpowiednim terminie, dziecko zostałoby z automatu przypisane do zajęć z religii. Oczywiście rodzice, których dzieci uczęszczały na zajęcia z religii nie byli zmuszeni do podejmowania takich działań – nie musieli nic robić.
Co więcej, przed rozpoczęciem kolejnego roku szkolnego rodzic, którego dziecko w ubiegłym roku korzystało z lekcji religii, był zmuszony do złożenia kolejnego podania w tej sprawie, co matka wspomnianego chłopca potraktowała już jako szykanę.
Dyrektor szkoły, do której chodził chłopiec wyjaśnił, że nie ma innego wyjścia, jak żądać od zwolenników lekcji etyki zamiast religii dodatkowych zabiegów. Nigdy bowiem nie ma pewności, czy takie osoby się znajdą, a on musi zapewnić nauczyciela o odpowiednich kwalifikacjach oraz uwzględnić dodatkowy przedmiot w rozkładzie zajęć.
– Nie mogę przecież zatrudnić dodatkowego nauczyciela nie wiedząc, czy będą chętni na zajęcia etyki. Jeśli go zatrudnię, muszę mu zapłacić i to publicznymi pieniędzmi. Nie chciałby zostać obwiniony o niegospodarność – tłumaczył dyrektor.
Tłumaczenie niby racjonalne, ale nie zmienia to faktu, że rodzice, którzy zamiast religii wybierali etykę, zawsze mieli pod górkę. Co jest sprzeczne z ideą równego traktowania wszystkich bez wyjątku.
Komentarze
Prześlij komentarz