Nie ma dobrego sposobu na przejęcie mediów publicznych. A wyrwać je z rąk PiS było obowiązkiem Koalicji 15 Października

            Trudno nie wrócić dziś do wydarzeń wczorajszego dnia, jakie rozegrały się w gmachu TVP, ponieważ sprawa przejęcia przez Koalicję 15 Października mediów publicznych wiąż budzi ogromne emocje i zainteresowanie. Trudno też nie wrócić do tych wydarzeń, skoro pojawiły się głosy publicystów i polityków niezadowolonych ze sposobu przejęcia mediów i twierdzących, że można było to zrobić inaczej. Nawet podsuwali rozwiązania, ale okazuje się, że są to rozwiązania, które wcale nie rozwiewają ewentualnych wątpliwości. Wychodzi więc na to, że nie ma znaczenia, w jaki sposób media publiczne zostały przejęte. A przejąć trzeba je było, bo PiS je zawłaszczyło i nie chciało oddać społeczeństwu.

            Być może pojawi się więcej głosów proponujących metodę przejęcia mediów publicznych w tak zwanej zgodzie z prawem. Do tej pory zapoznałem się z trzema takimi głosami i jestem rozczarowany tym, co proponują. Ale do rzeczy.

Odwołać członka Rady Mediów Narodowych i cześć

            Wczoraj minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz, reagując na uchwałę sejmu z 19 grudnia przywracającą ład prawny oraz bezstronność oraz rzetelność mediów publicznych, odwołał ze stanowisk prezesów TVP, Polskiego Radia oraz Polskiej Agencji Prasowej. Ta decyzja była jak włożenie kija w mrowisko – radykalnie i histerycznie zareagowali posłowie PiS, którzy kilkudziesięcioosobową grupą – z Jarosławem Kaczyńskim na czele – opuścili wczoraj obrady sejmu i ruszyli do siedziby TVP, aby bronić „niezależności i pluralizmu mediów”.

            Wkrótce pojawiły się głosy narzekające na styl przejęcia mediów przez koalicję rządzącą. Należy do nich Patryk Słowik z Wirtualnej Polski, który wręcz stwierdził, że działania ministra kultury były bezprawne. Co więcej, autor opinii zasugerował lepszy i – jego zdaniem – zgodny z prawem sposób przejęcia mediów. Problem w tym, że proponowany przez niego sposób również budzi wątpliwości.

            Dziennikarz WP uważa, że koalicja rządząca powinna się powołać na art. 5 ust. 3 ustawy o Radzie mediów Narodowych, zgodnie z którym „członkiem Rady nie może być osoba posiadająca udziały albo akcje spółki lub w inny sposób uczestnicząca w podmiocie będącym dostawcą usługi medialnej lub producentem radiowym, lub telewizyjnym”. Inny artykuł ustawy mówi jednocześnie, że jeśli ten zakaz zostanie naruszony, to członek rady może być odwołany przez upływem kadencji.

            Patryk Słowik podkreśla, że szef RMN Krzysztof Czabański posiada zakazane powiązania z Telewizją Republika. Ale przyznaje, że nie są to powiązania bezpośrednie. Mimo to uważa, że narusza zakaz, co jest wystarczającą podstawą, aby odwołać go przed upływem kadencji. A wtedy większość w RMN miałaby koalicja rządząca, co umożliwiłoby odwołanie prezesów mediów publicznych.

Metoda zarażona jadem niekonstytucyjności

            Podobne rozwiązanie sugeruje europarlamentarzysta Leszek Miller. Polityk na platformie X ponadto zarzuca rządzącym brak profesjonalizmu i lekceważenie oczywistych konsekwencji ich działań. Uważa, że to świąteczny prezent dla Kaczyńskiego.

            Problem w tym, że zarówno publicysta WP, jak i europarlamentarzysta nieco błądzą, bowiem proponowane przez nich rozwiązanie nie usuwa wątpliwości, które – o ile tylko istnieją – stanowią dla Kaczyńskiego i PiS pretekst do oprotestowania kroków nie przypadających im do gustu. Obydwaj panowie chcą wykorzystać Radę Mediów Narodowych, której samo istnienie, jako organu równoległego do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, jest wątpliwe. Poza tym RMN jest obciążona grzechem, jaki Trybunał Konstytucyjny zarzucił tak zwanej małej ustawie medialnej z grudnia 2015 roku. Ustawę tę TK uznał za niezgodną z konstytucją w części dotyczącej pozbawienia KRRiT kompetencji powoływania i odwoływania zarządów i rad nadzorczych mediów publicznych. Kompetencja ta została przyznana utworzonej w czerwcu 2016 roku Radzie Mediów Narodowych. Rada została zatem obciążona grzechem niekonstytucyjności.

            I właśnie tenże grzech niekonstytucyjności stanowi wątpliwość rozwiązania proponowanego przez Słowika i Millera. Wątpliwość, która natychmiast zostałaby wykorzystana przez Kaczyńskiego i jego podwładnych z PiS.

Nieważne jak się przejmuje media publiczne,
bo wyrwać je z rąk PiS trzeba

            Zupełnie kuriozalna jest natomiast opinia politologa profesora Antoniego Dudka, który uznał, że pogwałcona została ustawa o Radzie Mediów Narodowych – tak, tej radzie, obarczonej grzechem niekonstytucyjności. Poza tym profesor ocenia, że mamy do czynienia ze swoistym paradoksem, ponieważ z jednej strony koalicja rządząca nie uznaje Trybunału Konstytucyjnego, ale niektóre jego decyzje już tak. Mowa oczywiście o wyroku TK w sprawie niekonstytucyjności małej ustawy medialnej z 13 grudnia 2015 roku, o którym już wspominałem.

            Profesor się myli, bo nie ma tutaj żadnego paradoksu. Wyrok TK z 13 grudnia 2016 roku pochodzi z czasów, gdy prezesem trybunału był jeszcze profesor Andrzej Rzepliński i ówczesna opozycja nic do nie go nie miała. Demokratyczna opozycja, a dzisiejsza koalicja rządząca nie akceptuje TK Julii Przyłębskiej, która prezesurę objęła 20 grudnia 2016 roku.

            Moim zdaniem, konkluzja może być tylko jedna – nie ma znaczenia, w jaki sposób koalicja rządząca odbiera partii PiS media publiczne, które są przecież własnością publiczną. Wszystko bowiem wskazuje na to, że nie ma metody, aby je odebrać zgodnie z prawem i w sposób nie budzący wątpliwości. I wszystko wskazuje na to, że PiS zawłaszczył nasze media publiczne i nie zamierza ich oddać uważając, że są one własnością partyjną. A przecież wyrwanie ich z rąk PiS było obowiązkiem nowej władzy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne