Niedobrze jest, gdy publicysta oskarża władzę, która jeszcze nie zaczęła rządzić. Wciąż przecież ster jest w rękach PiS, a Marcin Matczak grzmi na demokratyczną opozycję
Cenię Marcina Matczaka, felietonistę sobotniego wydania „Gazety Wyborczej”, za jego mądre teksty, trafne diagnozy społeczne i polityczne oraz cięty, a jednocześnie sprawny język. I myślę, że Matczak poczuł, iż jest cenionym felietonistą, po czym dosięgło go ukłucie zjadliwego stwora, dającego złudne poczucie własnej wielkości oraz prawa do pouczania mniej – jego zdaniem – rozgarniętych współobywateli.
Po przeczytaniu felietonu Marcina Matczaka, opublikowanego w wydaniu „Gazety Wyborczej” z ostatniej soboty, wyobraziłem sobie autora tekstu jako nadętego moralizatora, z góry spoglądającego na wszystkich wokół i wydającego zgryźliwe uwagi dotyczące tego, co ludzie mówią i robią.
Żart z pieczoną kaczką w roli
głównej jest formą odreagowania,
społecznej katharsis
Marcin Matczak w swoim felietonie „Teraz k..., my” zwraca się do bliżej nieokreślonej grupy zwycięzców ostatnich wyborów parlamentarnych. Oczywiście domyślam się, że chodziło mu o ludzi o antypisowskich poglądach, a wiemy przecież, że jest to grupa bardzo niejednorodna pod różnymi i wieloma względami. I nie wiadomo, czy chodzi mu o tych zwycięzców, którzy wygrali mandat poselski czy senatorski, czy tych, którzy głosowali na opozycję demokratyczną i doczekali się zwycięstwa.
A więc do bliżej nieokreślonej grupy osób Matczak zwraca się między innymi takimi słowy:
Zamiast mądrze rozliczać władzę, głupio dokuczacie ludziom. Chcecie pieczonej kaczki jako symbolu dziękczynienia. Chcecie ich upokorzyć, pokazać, kto tu rządzi.
Zdaje się, że autor felietonu nieco stracił kontakt z rzeczywistością. Bo gdyby było inaczej, zdawałby sobie sprawę, że „mądrze rozliczać władzę” da się dopiero, gdy się otrzyma upoważnienie do owego rozliczania, a więc dopiero wtedy, gdy się tę władzę przejmie. Dopiero wtedy można rozliczać tych, którzy wolą wyborców władzę oddać byli zmuszeni.
Nie wiem, co Matczak ma na myśli, pisząc o dokuczaniu ludziom. Owszem znam rozpowszechniany w sieci żart z pieczoną kaczką w roli głównej, jako symbolem dziękczynienia. Ale jest to – do jasnej cholery – tylko żart. A żart, to pewna forma odreagowania po krzywdach moralnych, jakich niektórzy Polacy doznali podczas ośmiu lat rządów Kaczyńskiego i jego ferajny. Żart jest formą społecznej katharsis, czyli oczyszczenia. I jest elementem każdej rzeczywistości społecznej, czy tego chcemy, czy nie. I nie sądzę, aby tenże żart był skierowany przeciwko tej, czy innej grupie wspierającej tak zwaną zjednoczoną prawicę po to, aby jej dokopać. Był skierowany raczej do swoich, aby razem pośmiać się, odreagować i doznać oczyszczenia. Matczak, chociaż prawnik, w swoich tekstach wykazywał przecież, że posiada niemałą wiedzę psychologiczną i wrażliwość społeczną. Co się z nimi stało, nie wiem...
Referendum w sprawie usunięcia pary
prezydenckiej z Wawelu?
Felietonista z pewnością przesadził
Być może kogoś żart z pieczoną kaczką i dotknął kogoś, sprawił przykrość... No cóż – każdego dnia dzieje się wokół nas coś, co może dotknąć i sprawić przykrość i każdego dnia coś nas dotyka i przykrość sprawia. I jakoś nikt się nie rozczula nad nami. Po prostu tak biegnie życie społeczne, taki jest jego urok i czar.
Dalej Matczak nadal grzmi o odwecie, jaki czeka PiS i zwolenników tej partii. Pisze mianowicie, że nowa władza wymiecie lekcje religii ze szkół, a w to miejsce wprowadzi lekcje wychowania seksualnego i szkoleń antydyskryminacyjnych. Ciekawe, skąd wie, że tak się właśnie stanie? Przecież nowej władzy jeszcze nie ma, wciąż rządzi PiS.
Może zatem poczekajmy, razem z Marcinem Matczakiem, aż demokratyczna opozycja przejmie władzę i zacznie wprowadzać swoje rozwiązania. Oczywiście będą one podobać nam się lub nie i wówczas będziemy mieć okazję, aby je krytykować lub chwalić. Po prostu poczekajmy na fakty.
Im dalej brnąłem w tekst Matczaka, tym bardziej było absurdalnie. Autor felietonu poruszył bowiem kwestię pochowania na Wawelu pary prezydenckiej – Lecha i Marii Kaczyńskich.
– Może w ogóle uderzcie z grubej rury? Zróbcie referendum nie na temat przeniesienia pomnika, ale w sprawie usunięcia pary prezydenckiej z Wawelu. Przecież to dopiero dopiekłoby drugiej stronie – taka superekshumacja w zemście za wszystkie poprzednie, prawda? – kpi Marcin Matczak.
I znowu autor tekstu nie zauważa, że nikt – jak dotąd – nie podjął decyzji o przeniesieniu pary prezydenckiej z Wawelu, ani nawet nie padły takie deklaracje ze strony poważnych polityków opozycji demokratycznej. Matczak po prostu opiera się na twitterowych opiniach, jakby nie wiedział, że media społeczne kierują się własnymi prawami i żyją własnym życiem, które raczej nie pokrywa się z życiem rzeczywistym. A może to jeszcze do niego nie dotarło?
Wojna polsko-polska jeszcze potrwa. Nie
pomogą jednorazowe gesty,
lecz wieloletnia edukacja
I jeszcze jedno. Matczak postuluje, aby w geście narodowego pojednania „wreszcie nazwać imieniem byłego prezydenta jedną z głównych warszawskich ulic”. Autor chyba nie wie, a może tylko udaje, że w całej Polsce rozsiane są ronda, ulice oraz instytucje publiczne, nazwane imieniem pary prezydenckiej lub samego Lecha Kaczyńskiego. I chciałbym zauważyć, że nie znam ulic, rond oraz instytucji nazwanych imieniem pierwszego premiera wolnej Polski Tadeusza Mazowieckiego, czy imieniem Władysława Bartoszewskiego lub Bronisława Geremka. A są to politycy, którzy – moim zdaniem – bardziej zasłużyli się dla naszego kraju niż Lech Kaczyński.
Oczywiście rozumiem intencje Marcina Matczaka – chodzi mu o to, aby wreszcie zakończyć wojnę polsko-polską. Intencja ze wszech miar szlachetna, ale to nie dzieje się ot tak, przez pstryknięcie palcami. Zasypywanie podziałów w społeczeństwie to praca na lata i w większej mierze polega na systematycznej edukacji niż symbolicznych gestach, o których nawet nie wiadomo, czy zostaną właściwie zrozumiane, albo – co więcej – przyjęte przez drugą stronę.
A tak w ogóle tonie zauważyłem, aby komukolwiek zależało na dokopaniu drugiej stronie. Chociaż wydaje się oczywiste, że ustępującą władzę należy rozliczyć z jej dokonań, bo wydarzyło się wiele niegodziwości.
Komentarze
Prześlij komentarz