Wojna polsko-polska trwa. Wojna między postępem a regresją. Wojna, którą zawłaszczył PiS i Kaczyński
Społeczeństwo polskie jest podzielone, jak nigdy – to fakt. Wielu publicystów twierdzi, że tego głębokiego podziału dokonał Jarosław Kaczyński, ale okazuje się, że on jedynie zagospodarował tę tradycjonalistyczną część społeczeństwa, stawiającą opór modernizacyjnym procesom, skonsolidował ją i postawił naprzeciw światłym, proeuropejskim, stawiającym na rozwój demokracji i postaw obywatelskich grup Polaków. Tych grup, które dotychczas – od roku 1989 – miały chyba największy wpływ na kierunek, w jakim zmierza nasz kraj. Takie wnioski należy wysnuć po lekturze eseju „Agorafobia narodowa” autorstwa Jarosława Bratkiewicza – politologa i byłego dyplomaty – opublikowanym w weekendowym wydaniu „Gazety Wyborczej”. Jak autor pisze w zakończeniu eseju, „(...)Dziś w Polsce nie tyle toczy się zajadła walka polityczna ile przetacza się przez nią konflikt cywilizacyjny.(...)Czekają nas losotwórcze dla Polski wybory”.
Autor eseju stawia diagnozę, że chociaż w Polsce procesy modernizacyjne, przygotowujące nas do nowoczesności, rozpoczęły się w czasach stanisławowskich, to skutecznie zostały przyhamowane przez dwa wydarzenia o charakterze kontrreformatorskim – konfederację barską i konfederację targowicką. Później były rozbiory i wszelkie ewentualne impulsy modernizacyjne były tłumione przez ruchy narodowowyzwoleńcze. I tak, w stanie hibernacji dotrwaliśmy do II Rzeczpospolitej i II wojny światowej. Według Bratkiewicza jakiekolwiek procesy tworzące nowoczesne społeczeństwo mogły rozpocząć się dopiero po rewolucji solidarnościowej, zakończonej w 1989 roku.
Wyraźnym celem PiS jest wyhodowanie
społeczeństwa
o mentalności średniowiecznej
Jarosław Bratkiewicz stawia śmiałą tezę, że wcześniej przemiany modernizacyjne, które zmieniłyby nie tylko strukturę społeczną, ale i mentalność członków społeczeństwa, nie były w Polsce możliwe z uwagi na słabość klasy mieszczańskiej. Tam, gdzie byłą ona silna, a więc w Anglii i Francji, społeczeństwa zostały przeorane rewolucjami mieszczańskimi, dzięki którym uruchomione zostały procesy modernizacyjne. Procesy, które sprawiły, że większość społeczeństw zmieniły swoje mentalności tradycjonalistyczne, czyli przywiązanie do tego, co znane, swojskie i błogie, na myślenie progresywne, zmierzające ku nowoczesności.
Bratkiewicz wprawdzie twierdzi, że w Polsce rewolucja mieszczańska była niemożliwa, ale w pewnym sensie i w niektórych ośrodkach miejskich jednak do nich doszło. Mam na myśli Gdańsk, gdzie mieszczaństwo miało wyjątkowo silną pozycję, Poznań, Wrocław i częściowo Warszawę oraz Łódź. Nic dziwnego, że ośrodki te są dzisiaj zorientowane opozycyjnie wobec podobno prawicowego, ale na pewno tradycjonalistycznego i konserwatywnego Prawa i Sprawiedliwości, partii, której już wyraźnym celem, jest wyhodowanie społeczeństwa o mentalności wypisz wymaluj średniowiecznej.
Procesy modernizacyjne zniszczyła
Targowica. Dzisiaj w rolę Targowicy
wchodzi PiS
To prawda, że w takiej nastawionej na progres Anglii doszło do brexitu, a we Francji niemały sukces odniosła skrajnie prawicowa partia Marine Le Pen, ale Bratkiewicz traktuje te zjawiska, jako potknięcia przy okazji pokonywania historycznych wiraży. Według niego w tej chwili nie ma w tych krajach takiego tradycjonalistycznego podłoża, które mogłoby stanowić alternatywę dla progresywnej współczesności. Podobnie zresztą dzieje się w innych krajach Europy Zachodniej.
Tymczasem w Polsce głębsze przemiany modernizacyjne zostały wprawdzie zapoczątkowane jeszcze za czasów rządów Stanisława Augusta przez obóz oświeceniowy, ale działania te zostały zniszczone przez dwie konfederacje – barską i targowicką. A później były rozbiory i wszelkie myślenie o Polsce miało jedynie aspekt wolnościowy i narodowowyzwoleńczy. Komu by się chciało marnować czas i energię na uruchamianie procesów modernizacyjnych i reformacyjnych.
Po odzyskaniu niepodległości nastała II RP, która miotała się się w jakimś psychodelicznym tańcu od ściany do ściany. Taniec ten przerwała II wojna światowa, po której wpadliśmy w przaśne łapy komunizmu. Przez grubo ponad 200 lat zatem polskie społeczeństwo, jeśli społeczeństwem lub narodem tę grupę można było nazwać, znajdowało się w stanie hibernacji, uniemożliwiającym jakikolwiek rozwój czy dążenia ku nowoczesności. za innymi nacjami.
Antyinteligencka i antysemicka część robotników była zapowiedzią dzisiejszego PiS
Po raz pierwszy szansę na rozwój i zbudowanie nowoczesnego, światłego społeczeństwa otrzymaliśmy dzięki rewolucji solidarnościowej, która zakończyła się w 1989 roku. Jak pisze Bratkiewicz, rewolucję tę „forsowała młoda, nie najgorzej wykształcona i podatna na ideały cywilizacji europejskiej część robotników”. Autor eseju zalicza do tej grupy między innymi Władysława Frasyniuka, Zbigniewa Bujaka, Bogdana Lisa, czy Zbigniewa Janasa. Ale w ruchu solidarnościowym nie brakowało również tak zwanych roboli o mentalności wschodniej, dla których wrogiem byłą przede wszystkim „żydokomuna”. Zdaniem Bratkiewicza ta część robotników, przeżywające „patriotyczne” uniesienia, antyinteligencka i antysemicka była zapowiedzią dzisiejszego PiS.
Mimo to udało się dokonać integracji z Unią Europejską i przystąpić do NATO, ale to głównie dzięki temu, że do roku 2015 w głównej mierze główne skrzypce grali politycy obozu progresywnego, proeuropejskiego i prodemokratycznego. Nie oznacza to jednak, że obóz tradycjonalistyczny, gardzący postępem i zapędami modernizacyjnym przestał istnieć. Wręcz przeciwnie – utwierdzał się w swoim stanowisku, co doprowadziło do głębokiego podziału Polaków, tworzących dwa przeciwstawne sobie obozy o różnych przekonaniach i pomysłach na naród, społeczeństwo i kierunek, w jakim ma iść przyszłe życie społeczne i państwowe.
Najbliższe wybory parlamentarne zdecydują o losie Polski
Według Bratkiewicza to wcale nie Kaczyński podzielił Polaków na dwie zwalczające się grupy. Szef PiS jedynie zagospodarował tradycjonalistów gardzących progresem, modernizacją, integracją z Europą, rozwojem demokracji i obywatelskich postaw. Kaczyński i jego ferajna starają się – co już wyraźnie widać – wyhodować społeczeństwo o mentalności bez mała średniowiecznej, zorientowane na Kościół, pielęgnowanie religijnych i patriotycznych rytuałów i krzywo spoglądające na sąsiadów.
Autor eseju na zakończenie swojego eseju pisze: „(...)Dziś w Polsce nie tyle toczy się zajadłą walka polityczna, ile przetacza się przez nią konflikt cywilizacyjny. Rozstępy w tkance etnicznej są zbyt głębokie i bolesne, by wystarczyło je zasmarować miodem jedności moralno-politycznej Polaków. Czekają nas losotwórcze dla Polski wybory”.
Żeby było jasne – chodzi właśnie o te najbliższe wybory parlamentarne, które odbędą się 15 października.
Komentarze
Prześlij komentarz