Minister kultury zachowuje się jak tępy aparatczyk. Prawicowość to jednak stan umysłu

            Czasem, gdy przeczytam, lub usłyszę to, co pisze lub mówi człowiek z tytułem naukowym przed nazwiskiem, mam wrażenie, że tenże tytuł jest kpiną z tegoż właśnie człowieka. Bo i jakże to możliwe, że człowiek z dorobkiem i podobno jakimś tam tytułem naukowym wygłasza brednie, a na dodatek wydaje się, że w brednie te głęboko wierzy? Tak miałem z wywiadem, którego tygodnikowi „Sieci” udzielił minister kultury i dziedzictwa narodowego oraz wicepremier Piotr Gliński, szczycący się tytułem profesora nauk humanistycznych. Czytając brednie, jakie tenże człowiek wypowiadał o artystach i ich roli, a także o Jarosławie Kaczyńskim i jego dokonaniach, przecierałem oczy ze zdumienia i pękałem ze śmiechu. Najgorsze, że Gliński najwyraźniej wierzy w te wygłaszane przez siebie kocopoły.


            Minister kultury i wicepremier Piotr Gliński co jakiś czas jest gościem na łamach prawicowego i prorządowego tygodnika „Sieci”. Trochę mnie dziwi, że człowiek z tytułem naukowym oraz bogatą i w sumie chlubną przeszłością może się zadać z kimś takim, jak Kaczyński i cała jego ferajna. Mało tego – zadaję sobie pytanie, jak mogło dojść do tego, że ten człowiek staje się członkiem tej ferajny? I pomimo swojego statusu jest w stanie wygadywać brednie, które normalnego, w miarę przyzwoitego i zdrowo myślącego człowieka wprawiają – bardzo delikatnie rzecz ujmując – w zażenowanie.

Piotr Gliński majaczy o etosie inteligencji i artysty.
Idee co najmniej sprzed stu lat

            Tym razem Gliński wypowiedział się w dwóch między innymi kwestiach. Pierwsza z nich, to wybitni artyści oraz ich rola w społeczeństwie, misja jaką mają do spełnienia, przynależąc do inteligencji.

– Etos polskiej inteligencji zakłada przecież postawę misyjną, skierowaną ku swojej wspólnocie. Ale to musi się łączyć z troską o najsłabszych i z patriotyzmem. Również tradycja lewicowej inteligencji tak wyglądała. Ten etos został jednak zniszczony, i to celowo – przekonywał minister kultury Piotr Gliński.

            Mam nieprzeparte wrażenie, że prawicowość jednak przytępia nieco umysł, a na pewno go uwstecznia. Minister bowiem wygłasza na temat inteligencji, do której zalicza również artystów, poglądy zalatujące stęchlizną, bo pochodzące z czasów co najwyżej międzywojennych. W jednym ma rację – tak zwany etos inteligencji został zniszczony, ale myli się, że ktoś uczynił to celowo.

            Uczyniły to procesy społeczne, które – jako socjolog – powinien przynajmniej rozumieć. Mam na myśli procesy emancypacyjne, które objęły tak zwane doły społeczne, w skład których wszedł również zwiększający się dostęp do edukacji, dóbr kultury itp. Nic dziwnego, że procesy te w dużej mierze zasypały przepaść, jaka dzieliła wspomniane doły społeczne od warstw wykształconej inteligencji. A przy okazji ukształtowały człowieka, który jest w stanie samodzielnie myśleć, mieć swój własny pogląd na wiele spraw i niekoniecznie potrzebne mu są wyznaczane przez inteligencję kierunki, w jakich powinien szybować jego umysł i jego mentalność. 

            Dlatego mówienie o etosie inteligencji i wybitnych artystów jest ględzeniem o sprawach dawno już przebrzmiałych.

Kolaboracja z okupantem to rzecz wstydliwa. Ale skąd ma
o tym wiedzieć minister kultury?

            Gliński w swojej wypowiedzi narzeka, że inteligencja bez etosu tworzy dzisiaj dużą część elity, która jest salonem III RP. Oczywiście ma na myśli te nieprawomyślne elity, żeby nie powiedzieć – lewackie, pozostające w opozycji do dzisiejszego obozu władzy. Ale jest pewne światełko w tym ciemnym tunelu.

– Ale chcę jasno powiedzieć: dostaję wiele wyrazów wsparcia od artystów, choć są to głosy dyskretne. Ludzie obawiają się presji środowiskowej, ostracyzmu, bojkotu, linczu – tłumaczy Piotr Gliński.

            Tacy strachliwi są ci artyści, sprzyjający władzy? A nie powinni, bo przecież wiadomo, że kto pod opieką władzy pozostaje, nie ma czego się obawiać. A może oni po prostu wstydzą się tego, co robią i dlatego bardzo dyskretnie wchodzą w tyłek członkom ferajny Kaczyńskiego? Ferajny, która – o czym nie raz już wspominałem – zachowuje się w naszym kraju, jak okupant. Wiadomo – jeśli ktoś sprzyja okupantowi, musi to robić bardzo dyskretnie.

Kaczyński politykiem wielkiej klasy jest. Tylko że żaden znaczący polityk
nie chce z nim rozmawiać

            Część wywiadu była poświęcona – a jakże – Kaczyńskiemu. Gliński próbował wytłumaczyć, dlaczego Kaczyński nie przystąpi do debaty z Donaldem Tuskiem. Jakby nie było oczywiste, że Kaczyński po prostu Tuska się boi.

– Jarosław Kaczyński to polityk wielkiej klasy. Odpowiedzialny, twardy, decyzyjny, odważny, działający w polskim interesie, którego Polska potrzebuje – Kadził Gliński swojemu bossowi.

            Przede wszystkim Kaczyński, nie jest politykiem wielkiej klasy. To polityk, który nie zakwalifikował się nawet do trzeciej ligi. To polityk zaściankowy, wsteczny, tchórzliwy, szkodzący Polsce. To człowiek aspirujący do jakiejkolwiek klasy, ale żaden z cokolwiek znaczących polityków europejskich nie chce z nim rozmawiać. Rozmawiają z nim jedynie takie same bękarty polityki, jak on – na przykład Victor Orban, czy szefowie skrajnie prawicowych, niszowych partii działających w zachodniej Europie.

Kaczyński to wizjoner. Przewidział i oto jest – Polska w ruinie

            Dalej Gliński przekonuje, że jego boss jest przeciwieństwem tego, co reprezentuje Tusk i jego ekipa, którzy nie są w stanie zrealizować żadnych projektów.

– A Jarosław Kaczyński i PiS to potrafią. To, co zdarzyło się w ciągu ostatnich ośmiu lat to przecież nieprawdopodobny sukces, za którym stoi wizja Jarosława Kaczyńskiego, poparta umiejętnością korzystania z narzędzi naszego państwa(...) I dlatego debata Jarosława Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem nie miałaby sensu – perorował Gliński.

            Szanowny wicepremier mówił o „nieprawdopodobnym sukcesie” PiS, ale zapomniał dodać, jaki to sukces miał na myśli. Zapomniał, a raczej nie miał na ten temat nic do powiedzenia, bo żadnego sukcesu nie ma. Wręcz przeciwnie – jest to, co Kaczyński i PiS obiecywali przed 2015 rokiem, czyli Polska w ruinie. Dzięki temu wspomnianemu „wizjonerstwu” Kaczyńskiego.

            Piotr Gliński, w końcu profesor przecież, poraża wręcz bredniami, które wypowiada. Udowadnia w ten sposób, że jest nikim innym, jak tępym, wchodzącym swemu bossowi w tyłek, aparatczykiem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne