Kaczyński i cały PiS kurczowo trzymają się skompromitowanych przekazów. Czyżby tonęli?
Szef PiS Jarosław Kaczyński udzielił wywiadu „Gazecie Polskiej”. Zaskakujące jest to, że pomimo kompromitacji twierdzenia Błaszczaka, że plany obrony Polski z 2011 roku zakładały oddanie Rosjanom wschodniej części Polski i obrony na linii Wisły, Kaczyński nadal brnie w tę narrację. Pewnie wierzy w siłę gazety reżimowej i moc tak zwanej telewizji publicznej. I pewnie wierzy w to, że typowy wyborca PiS jest człowiekiem mało rozgarniętym. Jest też możliwość, że sam jest człowiekiem mało rozgarniętym i nie ma pomysłu na skuteczny przekaz wyborczy, więc trzyma się narracji skompromitowanej, jak tonący brzytwy.
Kilka dni temu PiS opublikowało w sieci nowy spot wyborczy, w którym zaatakowano Tuska. Tym razem szef MON Mariusz Błaszczak – bo to grał główną rolę w tym spocie – straszył, że za Tuska nikt nie zamierzał bronić części Polski na wschód od Wisły. Planowano – straszył Błaszczak – w przypadku inwazji Rosji oddać te tereny bez walki, a rzeczywistą obronę sformować dopiero na linii Wisły. Według szefa MON polskie miasta (na przykład Lublin, Białystok, Zamość lub Rzeszów) i jego mieszkańców czekał los, jaki podczas wojny Rosji z Ukrainą spotkał Buczę oraz Irpień. Błaszczak na dowód pokazywał dokumenty, zawierające wojskowe plany obrony na wypadek wojny z 2011 roku.
Sławomir Cenckiewicz manipuluje broniąc Kaczyńskiego i PiS
Po publikacji spotu byli generałowie WP ze zdziwieniem zauważyli, że Błaszczak ujawnił tajne plany polskiego wojska, które były częścią doktryny obronnej NATO. Oceniali, że trudno to nazwać niefrasobliwością szefa MON i należy o tym fakcie mówić w kategoriach zdrady narodowej. Zaznaczali również, że ujawnione przez Błaszczaka dokumenty wynikały z tak zwanej samodzielnej koncepcji obrony Polski, podpisanej w 2009 roku przez zwierzchnika sił zbrojnych prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Na ten temat dla PAP wypowiedział się Sławomir Cenckiewicz, współautor serialu „Reset”, emitowanego w TVP. Stwierdził, że mówienie, iż to Lech Kaczyński jest autorem planu obrony kraju na linii Wisły jest kłamstwem.
– Widziałem dokumentację związaną z samodzielną koncepcją obrony Polski, podpisaną przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego 16 lipca 2009 roku i ten dokument znacząco różni się od tego, który został ujawniony przez ministra Błaszczaka w ostatnią niedzielę. Mówienie, że te dwie doktryny są tożsame i że w zasadzie Lech Kaczyński jest winien tego, że była koncepcja obrony Polski na linii Wisły jest po prostu kłamstwem – Powiedział między innymi Sławomir Cenckiewicz.
W tej wypowiedzi doskonale widać manipulację, jakiej dopuścił się Cenckiewicz. Po pierwsze bowiem, o ile koncepcję podpisaną przez Lecha Kaczyńskiego można nazwać doktryną, to na pewno doktryną nie są konkretne plany obrony, ujawnione przez Błaszczaka. Myślę, że Cenckiewicz użył tego samego sformułowania wobec obydwu dokumentów celowo, aby podkreślić, że są to dwie różne doktryny.
Reorganizację polskiej armii –
nazywaną przez PiS likwidacją
jednostek wojskowych –
zapoczątkował Kaczyński
Ale tak nie jest – konkretny plan obrony, ujawniony przez Błaszczaka, jest dokumentem operacyjnym, który wynika z koncepcji, czy może doktryny, podpisanej przez Kaczyńskiego. Dokumenty te zatem musiały się różnić, ponieważ ogólna koncepcja nie ma wartości operacyjnej. I tylko w tym Cenckiewicz miał rację. Ale plany obrony wynikały z koncepcji, podpisanej przez Kaczyńskiego.
Cenckiewicz przyznał jednocześnie, że nie należy winić oficerów Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, ponieważ oni przygotowali takie plany obrony, jakie w tamtych warunkach uznawali za optymalne.
Tym samym wbija szpilkę ówczesnemu rządowi Donalda Tuska, który jakoby nie zadbał o silną armię. Ale to nie Tusk stał za takim, a nie innym stanem armii w tamtym czasie. Sięgnijmy do archiwalnych materiałów, które znajdziemy na portalu prezydent.pl, opisujących działania zwierzchnika sił zbrojnych prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
– Już w październiku 2006 roku Lech Kaczyński ogłosił, iż Wojsko Polskie stanie się w pełni profesjonalne. Ta decyzja zapoczątkowała w Ministerstwie Obrony Narodowej prace koncepcyjne nad reformą armii – czytamy między innymi w archiwach portalu prezydent.pl. – Powstały na początku 2007 roku projekt uwzględniał, że profesjonalizacja wojska to długotrwały i kosztowny proces. Aby nie osłabić zdolności bojowych armii, reformę podzielono na cztery etapy, obejmujące okres 2007-2018. Prezydent opowiedział się za utrzymaniem armii liczącej 150 tys. żołnierzy.
Kaczyński i jego ferajna wierzą, że
wyborca PiS jest człowiekiem
mało rozgarniętym
Impuls do reorganizacji polskiej armii – nazywanej przez Kaczyńskiego likwidacją jednostek wojskowych – dał zatem Lech Kaczyński. Nadmienić trzeba, że ta reorganizacja dokonywała się za czasów rządu Donalda Tuska. Nie przypominam sobie, aby za rządów PiS kontynuowano tę reorganizację, która miała trwać do 2018 roku. No może powołanie przez Antoniego Macierewicza Wojsk Obrony Terytorialnej, formacji o wątpliwej wartości bojowej. A i trzeba wspomnieć o utrąceniu przez Macierewicza kontraktu na dostawę Caracali i pozostawienie polskiej armii bez śmigłowców bojowych.
Rząd PiS tak naprawdę zabrał się za zbrojenie polskiej armii po napadzie Rosji na Ukrainie. A więc dopiero wtedy, gdy na wszystkich padł blady strach. A i tak niektórzy eksperci oceniają, że te zbrojenia przeprowadzane są chaotycznie i bez spójnej koncepcji.
Widać zatem, że całą narrację Kaczyńskiego i jego ferajny na temat bezpieczeństwa i napad na Tuska spotem z jełopowatym Błaszczakiem w roli głównej można rozbić o kant dupy. Do niczego się nie nadaje – jest kłamliwa, obrzydliwa i pełna hipokryzji. Po prostu ciągnie się za nią smród.
Ale Kaczyński, brnie w nią nadal. W wywiadzie dla „Gazety Polskiej” nadal bredzi o tym, że Tusk skazał znaczącą część Polski, a kto wie, czy nie cały kraj, na okupację rosyjską. I powtarza za jełopowatym Błaszczakiem, że polskie miasta na wschód od Wisły zostały skazane na los Buczy i Irpienia, ukraińskich miast, w których Rosjanie dokonywali makabrycznych zbrodni.
Wyraźnie widać zatem, że Kaczyński wierzy w to, że typowy wyborca PiS jest człowiekiem mało rozgarniętym. Ale według mnie chyba sam jest człowiekiem mało rozgarniętym i nie ma pomysłu na skuteczny przekaz wyborczy, więc – jak tonący brzytwy – chwyta się skompromitowanej narracji.
Komentarze
Prześlij komentarz