Referendum Kaczyńskiego i PiS to kapiszon. Rozbroimy go, jeśli odmówimy udziału w tym absurdalnym wydarzeniu
Szef ferajny PiS Jarosław Kaczyński ogłosił wszem i wobec pierwsze pytanie referendalne, na które odpowiedzą ci, którzy zechcą wziąć udział w czymś, co grupa trzymająca władzę nazywa referendum, a co jest jarmarcznym teatrzykiem absurdu, żeby nie powiedzieć – hucpą. Niektórzy analitycy przestrzegają, że referendum bez względu na to, czy okaże się ważne, jest zasadzką, w którą niechybnie wpadnie opozycja, jeśli wygra wybory. Bo będzie musiała się stosować do jego wyników. Otóż pozwolę sobie wyrazić nieco odmienne zdanie na ten temat.
Pierwsze pytanie, jakie znajdzie się na liście czterech podobno pytań referendalnych brzmi: Czy popierasz wyprzedaż państwowych przedsiębiorstw? Pytanie jest idiotyczne, ponieważ zmusza do odpowiedzi bez podania okoliczności, w jakich miałoby dojść do tej „wyprzedaży”. Ważne jest też przecież, kto wykupi te państwowe przedsiębiorstwa i ile za nie zapłaci. Chodzi mi o to, że przecież taka wyprzedaż może okazać się korzystna dla kraju i jego obywateli, bo przecież ważne jest, na jakich warunkach się odbywa. Ale kogo to obchodzi? Moim zdaniem tak sformułowane pytanie świadczy o tym, że Kaczyński i jego ferajna bardzo nisko oceniają swój elektorat.
Sprzedaż przedsiębiorstw to sprawa
dla ekspertów.
Nie powinno o tym rozstrzygać referendum
Wychodzi więc na to, że nie jest to sprawa, której rozstrzygnięcie wymaga organizacji referendum. Jet to kwestia, która powinna leżeć w kompetencji władzy wykonawczej, której przekazaliśmy mandat do sprawowania rządów nad krajem i jego majątkiem. Sprzedaż przedsiębiorstwa to przecież bardzo skomplikowana operacja, wymagająca rozważenia wielu niuansów.
Zdaniem niektórych analityków pomysł Kaczyńskiego na referendum i pomysł na pierwsze pytanie referendalne, to sprytne posunięcie szefa PiS. Bez względu bowiem na to, czy referendum będzie ważne, stanie się wiążące dla tego, kto jesienią wygra wybory. A Kaczyński zapewne jest przekonany, że na pierwsze pytanie Polacy odpowiedzą negatywnie. Następca zatem będzie musiał trzymać się zasady, że nie wyprzedajemy polskich przedsiębiorstw, bo narazimy się na gniew ludu.
Ale czy na pewno? Przede wszystkim wszystko zależy od tego, czy przewaga opozycji będzie minimalna, nieco większa, czy miażdżąca. O ile opozycja oczywiście wygra te wybory, a chyba jednak wygra. Jeśli wygrani uznają, że mają dostateczne poparcie społeczne, a referendum z negatywną odpowiedzią na pierwsze pytanie okaże się ważne, czyli wiążące, mogą po prostu problem nieco obejść.
Wyprzedaż to nie sprzedaż. Nieudacznicy z PiS sprowadzili pytanie do absurdu
Zwróćmy bowiem uwagę, że pytanie mówi o wyprzedaży przedsiębiorstw. Wyprzedaż oznacza – a znaczenie tego słowa jest utrwalone przez tradycję jego stosowania – że wystawiamy wszystkie państwowe przedsiębiorstwa, których chcemy się pozbyć , bo uznajemy, że tak będzie korzystniej dla kraju. A więc stosujemy coś w rodzaju wyprzedaży towaru ze sklepu, czy wyprzedaży garażowej. Ale w takiej sytuacji musimy zastosować promocje, bo to przecież nierozerwalnie wiąże się z wyprzedażą. Wiec dla przykładu za Orlen proponujemy cenę 100 złotych, za PGE 10 złotych, a PZU pozbędziemy się za symboliczną złotówkę... Absurdalne? Oczywiście, ale pytanie do absurdu sprowadzili nieudacznicy z PiS.
A więc ustaliliśmy, czym jest wyprzedaż i wiemy, że nikt nigdy po takie rozwiązanie nie będzie sięgał – myślę, że bez względu na rezultat referendum. Ale to nie znaczy, że nie można sprzedać pojedynczego przedsiębiorstwa, skrupulatnie dbając o to, aby transakcja była korzystna dla kraju. Sprzedając jedno przedsiębiorstwo nie dopuszczamy się czegoś, co Kaczyński nazwał wyprzedażą.
Referendum to kapiszon Kaczyńskiego. Jeśli zignorujemy, to go łatwo rozbroimy
Przestrzegają niektórzy, że nawet jeśli referendum będzie nieważne, bo weźmie w nim udział mniej niż połowa uprawnionych do głosowania, to zwiąże opozycji ręce. Jeśli bowiem opozycja wygra minimalną różnicą głosów, będzie musiała jednak liczyć się z opinią ludu, bo jego gniew może ją zmieść. Może i tak. Ja jednak uważam, że władza powinna być praworządna i działać w granicach prawa. A prawo stanowi wyraźnie, że jeśli referendum nie jest ważne ze względu na zbyt niską frekwencję, to jego wynik może co najwyżej być traktowany jako opinia. A opinia nie wiąże.
Ale opozycja może przecież wygrać znaczną, a nawet wręcz miażdżącą liczbą głosów. Wówczas w ogóle nie ma problemu.
Dla świętego spokoju chyba powinniśmy jednak po prostu masowo zignorować to referendum Kaczyńskiego, przez co nie będzie miało żadnego znaczenia – co najwyżej wyniknie z niego jakaś tam, wygenerowana w absurdalnych okolicznościach, a więc absurdalna, opinia. Podsumowując – referendum Kaczyńskiego to kapiszon, który łatwo rozbroić.
Komentarze
Prześlij komentarz