W kwestii inflacji kłamie PiS, kłamie Glapiński i kłamie Morawiecki. Świadczą o tym niezależne dane

            Eurostat podał informacje o poziomie inflacji w poszczególnych krajach Unii Europejskiej. Z danych tych wynika, że Polska nadal znajduje się w europejskiej czołówce, chociaż inflacja wyniosła u nas 11 procent, a więc o półtora punktu procentowego mniej niż w maju. W całej UE średnia inflacja wyniosła 6,4 procent, zaś w strefie euro – tylko 5,5 procent. Warto zauważyć, że aż trzy kraje UE odnotowały inflację poniżej 2 proc. – Luksemburg (1 proc.), Belgia i Hiszpania (po 1,6 proc.). Zaskakującą sytuację mamy w Grecji, gdzie jeszcze niedawno borykano się z ogromnymi problemami finansowymi, a w czerwcu poziom inflacji wyniósł zaledwie 2,8 proc.

            Dane, jakie opublikował Eurostat, pokazują, że między bajki można włożyć przekaz prezesa NBP Adama Glapińskiego, powielany przez Mateusza Morawieckiego i innych polityków PiS, jakoby wysoka inflacja w Polsce wynikała z czynników zewnętrznych – między innymi wojny w Ukrainie, czy pandemii. Między bajki można też włożyć twierdzenie Glapińskiego, że w Polsce inflacja spada na łeb na szyję – dzieje się tak, ale nie w Polsce. Między bajki też można włożyć brednie Glapińskiego, że Rada Polityki Pieniężnej i NBP nie popełnili żadnych błędów w kwestii inflacji, bo są dokumenty, które mówią zupełnie coś innego.

Glapiński z uporem wciskał ludziom kit, że czarne jest białe.
Wtórował mu Morawiecki

            Przypomnijmy, że GUS podał informacje dotyczące inflacji w Polsce w czerwcu już jakiś czas temu i z danych tych wynikało, że inflacja wyniosła u nas 11,5 procent. Według Eurostatu inflacja u nas jest jeszcze niższa, bo wyniosłą w czerwcu 11 procent. Taki wynik sytuuje nas na czwartej pozycji wśród krajów europejskich o najwyższej inflacji. Wiadomo, że przodują Węgry z wynikiem 19,9 procent, a dalej mamy trzy kraje z dwucyfrową inflacją – Słowację (11,3 proc.), Czechy (11,2 proc.) oraz Polskę. Widzimy, że w grupie tych trzech państw różnice są niewielkie, żeby nie powiedzieć – statystycznie nieistotne.

            Chociaż należymy do grupy państw o najwyższej inflacji w UE, nie przeszkodziło to prezesowi NBP Adamowi Glapińskiemu puszyć się przed kamerami i przekonywać, że inflacja u nas spada „na łeb, na szyję”. Bzdury te powielał później premier Mateusz Morawiecki. Owszem, w przypadku niektórych państw – jak na przykład Litwa, Łotwa i Estonia – rzeczywiście można powiedzieć, że inflacja rzeczywiście spada na łeb na szyję, ponieważ w nie tak nieodległej przeszłości przecież, inflacja w tych krajach mocno przekraczała naszą, przekraczała nawet 20 procent. Dziś Estonia może pochwalić się inflacją na poziomie 9 procent, Litwa ma 8,2 procent, zaś Łotwa – 8,1 procent.

Inflacja jest wciąż wysoka, a Glapiński zapowiada obniżkę stóp.
Ot, logika PiS

            Chociaż zatem – jak wynika z powyższego – inflacja w Polsce wcale nie spada „na łeb, na szyję”, Glapiński autorytatywnie oświadczył, że Rada Polityki Pieniężnej kończy okres podwyższania stóp procentowych, a nawet w niedalekiej przyszłości – niewykluczone, że już we wrześniu – można się spodziewać ich obniżki. To nieco dziwi, bo ponad miesiąc temu Bank Europejski, przy inflacji w strefie euro niższej od polskiej o połowę, zdecydował o podwyżce stóp procentowych, a w USA Fed zamierza zrobić to samo przy dużo niższej inflacji.

            Ale przecież w październiku mamy wybory parlamentarne, więc ewentualna obniżka stóp byłaby dobrym prezentem PiS dla wyborców obciążonych kredytami hipotecznymi. A Glapiński tak się zaklinał, że NBP nie jest podatny na naciski polityków. Może i nie ulega wszystkim, ale na pewno ulega Kaczyńskiemu i jego ferajnie.

            Trzeba też podkreślić, że wyjątkowo niska inflacja została odnotowana w strefie euro – jej średnia wartość wyniosła zaledwie 5,5 procent. Zaś trzy kraje tej strefy cieszą się inflacją o poziomie poniżej 2 procent – Luksemburg (1 proc.) oraz Belgia i Hiszpania (po 1,6 proc.). Więc tak naprawdę inflacja spadła na „łeb na szyję” w tych trzech krajach strefy euro.

NBP mógł zdusić inflację w zarodku, ale kiwnął palcem. Zdecydowała polityka

            Glapiński próbuje przekonywać również, że inflacja w Polsce nie wynika z błędnej polityki rządu lub NBP, a od czynników zewnętrznych, na przykład wojny w Ukrainie lub pandemii. Dowodem miał być fakt, że inflacją dotknięte zostały także inne kraje europejskie. W ogromnej większości krajów europejskich inflacja jednak osiągnęła poziom jednocyfrowy, w Polsce natomiast nadał utrzymuje się na wysokim, dwucyfrowym poziomie. Mimo to – według Glapińskiego – spada na łeb na szyję. I gdzie tu elementarna chociaż logika?

            Glapiński próbował także przekonywać, że ani NBP, ani RPP nie popełniły ani jednego błędu w kwestii zwalczania inflacji. Dokumenty mówią jednak coś zupełnie innego. Money.pl ujawnił analizę, która dotyczy częstotliwości, kierunku oraz skali zmiany cen w Polsce. Wynika z niej, że niektóre ceny zaczęły się zmieniać, czyli rosnąć, już w 2018 roku. Zaś w 2019 roku czynniki wpływające na zmianę cen w niekorzystnym kierunku rosły z każdym miesiącem. Na przykład inflacja w styczniu 2019 roku wynosiła 0,7 procent, a w grudniu tego samego roku już 3,4 procent.

            A więc już przed pandemią inflacja zaczęła rosnąć, co zadaje kłam tłumaczeniom Glapińskiego. Zaczęła rosnąć, ale NBP oraz RPP nie raczyły nawet zareagować. Może chodziło o to, aby nie psuć dobrego samopoczucia Polaków przed wyborami 2019 roku? To by oznaczało, że – wbrew temu, co mówił Glapiński – NBP ulega politykom rządzącego ugrupowania. Takie to są kompetencje Glapińskiego, którego nie tak dawno przecież opisano jako jednego z najgorszych, jeśli nie najgorszego, prezesów banków centralnych w Europie. Ale w Polsce PiS nie o kompetencje przecież chodzi.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne