Opowiastki z Mierzei przez Bosego Antka spisane – fragment książki

            Weszliśmy do sklepu i kupiliśmy, co było potrzebne. Gdy wyszliśmy, mężczyźni nadal dyskutowali. Zapakowaliśmy jedzenie do bagażnika i wsiedliśmy do nissana.

            – O co chodziło z tym bursztynem Mrówy?

            – Mówiłem ci już, że bursztynowa gorączka ludzi ogarnia i zmyślają różne rzeczy, Bóg jeden wie, po co – westchnął Mors. – Pewnie nie radzą sobie z emocjami, nadziejami, oczekiwaniami… Bo tutaj wiele ludzi żyje z bursztynu, nawet straż graniczna…

            – Tylko z bursztynu?

            – Różnie to bywa – ciągnie Mors. – Jedni robią coś innego i bursztynem sobie dorabiają, inni wszystko poświęcili bursztynowi i klepią biedę w przeciwieństwie do tych, którzy dorobili się ogromnych majątków. Są też tacy, których bursztyn kompletnie zdemoralizował i chociaż dobrze im się wszystko układało, to nadmiar dochodów sprawił, że potracili głowy i teraz też klepią biedę.

            – Jak to potracili głowy?

            – Zwyczajnie – Mors wzrusza ramionami. – Jeśli komuś zdarzy się zarobić parę złotych więcej niż zwykle w ciągu tygodnia i nie ma pieniędzy, to znaczy, że coś nie idzie tak, jak powinno. A powiem ci, co nie idzie. Nie idzie zwyczajne racjonalne myślenie o dniu codziennym, o tym, jak te pieniądze wydawać. Znam takich, co po parę tysięcy tygodniowo potrafią zarobić. Ale jak już tę kasę dostaną do łapy, to jakby im rozum odjęło. Wyobraź sobie, że na przykład ich dzieci, jak chcą sobie pojechać na ryby, dzwonią po taksówkę. Przecież w ten sposób nawet ludzie naprawdę zamożni się nie zachowują. A tym pieniądze przelatują przez palce i czasem już następnego dnia muszą pożyczać, bo nie mają co do garnka włożyć.

            – Przecież mogą pójść do jakiejś roboty, sam mówiłeś, że potrzebowałeś ludzi do pracy przy remoncie domu.

            – No i w tym tkwi problem, że oni do normalnej roboty nie pójdą, bo twierdzą, że im się nie opłaca. Wolą pożyczyć i czekać na bursztyn, bo jak im szczęście dopisze, to parę złotych znowu do kieszeni wpadnie – tłumaczy Mors. – Tak że do roboty tutaj ludzi nie znajdziesz. Ja swoich do remontu musiałem ściągnąć z takiej wsi leżącej kawał za Elblągiem. Miałem szczęście, że mi się udało. Mówię ci, gdyby nagle się okazało, że bursztynu nie wolno łowić i wydobywać, całe Wybrzeże popadłoby w totalną biedę. Ludzie zostaliby nagle pozbawieni środków do życia. Sytuacja byłaby identyczna jak ta, która się wytworzyła po likwidacji pegeerów.

            Mors spojrzał na zegarek i zaczął coś rozważać.

            – Wiesz co? – zdecydował nagle. – Mamy jeszcze trochę czasu, chodźmy na plażę, zobaczymy, co tam słychać.

            Antkowi roziskrzyły się oczy. Zawarczał silnik i ruszyli w kierunku wejścia na nadmorską plażę.

            Wiatr czuło się od samego rana, Antek usłyszał go już w koronach olbrzymich jesionów, ale jego prawdziwa moc ujawniła się dopiero wtedy, gdy minęli nadmorską wydmę i wyszli na plażę, otwierającą widok na pełne morze ze spienionymi falami pędzącymi do brzegu. Wydawało się, że wieje wprost od północy, ale Mors pokręcił głową i ocenił, że sztorm ma wciąż kierunek północno-zachodni.

            – Na szczęście jest kontra od południa, więc warunki są niezłe. Może coś nam ta fala przyniesie? – stwierdził z nadzieją, wpatrując się w morze.

            Doszli do miejsca, gdzie plaża styka się z morzem i ruszyli wzdłuż brzegu w kierunku wschodnim, gdzie kilkaset metrów dalej stały dwa auta terenowe i paru mężczyzn w woderach, kaszorami przeczesujących przybrzeżne dno morza.

            – Ciekawe, co tam się dzieje – Mors wskazał na nich ruchem głowy.

            Mieliśmy więc jakiś cel. Szedłem obok Morsa po mokrym, twardym jak beton piasku, uważnie przyglądając się pasmu wodorostów i innych morskich śmieci, dopiero co zostawionych przez fale. Mors schylił się i wydobył z wodorostu kawałek bursztynu o średnicy kilku centymetrów. Przeszyła mnie zazdrość i mocniej zacząłem świdrować oczami pas wodorostów. No i przyszła kolej na mnie – wyciągnąłem spośród splątanych patyków bursztyn podobnej wielkości. Spojrzałem na zegarek – dochodziła czternasta.

            – Jest przypływ! – krzyknąłem do Morsa.

            – I wszystko jasne! – roześmiał się, podnosząc kolejny kawałek bursztynu.

            Kiedyś Mors powiedział, że przypływ to jeden z czynników, który zwiększa szanse na wydobycie ładnych kawałków bursztynu z morza, co Antka zdziwiło, bo – jak zdecydowana większość mieszkańców kraju – był przekonany, że pływy nie dotyczą tak małego morza, jak Bałtyk, a regularnie zdarzają się jedynie w oceanach. Mors szybko wytrącił go z tego błędu.

            – Każdy zbiornik wodny ulega pływom, ale nie w każdym dają się one zauważyć gołym okiem – tłumaczył spokojnie. – Bałtyk ma swoje przypływy, które regularnie występują co dwanaście godzin, o czternastej w dzień i o drugiej w nocy. Trudniej je dostrzec podczas sztormu, ale jak przyjrzysz się dokładnie w czasie, gdy morze jest spokojne, na pewno je zauważysz.

            Najczęściej Bałtyk jest spokojny latem, więc gdy w czerwcu Antek pojawił się na Mierzei, postanowił sprawdzić naocznie to, co Mors mu powiedział, bo jednak nadal miał wątpliwości. Wybrał się na plażę tuż przed godziną czternastą, wybierając dzień wyjątkowo spokojny i upalny. Morze wyglądało jak ogromne jezioro, pomarszczone jedynie drobnymi falami. Wybrał dogodne miejsce i na piasku nakreślił linię tuż powyżej górnej granicy fal omywających piasek. Drugą linię zaznaczył jakieś pół metra wyżej. Usiadł i czekał cierpliwie. Po godzinie czternastej pierwsza linia zniknęła pod wodą, a fale zaczęły zbliżać się do drugiej. A więc Mors miał rację.

            Drugi dowód znalazł, gdy w nocy wybrali się z Morsem nad zatokę.

            – To nie jest czas na połów bursztynu, ale skądinąd wiem, że zdarza się i w czerwcu wyłowić ładną bryłkę – przekonywał Mors.

            Pojechali z pełnym rynsztunkiem, ale nic nie wyjęli z przybrzeżnych śmieci. Usiedli więc sobie na plaży i gawędzili o różnych sprawach, bo noc była piękna i – co Antka szczególnie zadziwiło – wyjątkowo jasna.

            – Jeszcze tylko kilka dni zostało do letniego przesilenia, a gdy jest bezchmurne niebo, jak dziś, światło słoneczne nie zanika zupełnie – perorował Mors. – Wtedy mamy tutaj taką namiastkę petersburskich białych nocy.

            Gdy zbliżyła się godzina druga, od morza powiało lekkim wiatrem i wzmógł się szum Bałtyku, w którym obudziły się jakieś dzikie, nieokiełznane moce. Trwało to przez jakiś czas, a potem przycichło nagle. Na wschodzie spoza horyzontu nieśmiało wyślizgnęły się pierwsze promienie słońca.


Wszystkie postaci tej książki są fikcyjne i nie należy ich wiązać z konkretnymi osobami.

Książkę można nabyć, klikając w ten link: Amazon.com: Opowieści z Mierzei przez Bosego Antka spisane (Polish Edition): 9798754862999: Bednarek, Roman: Books

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne