Z obozu PiS zalatuje rozkładem. Kaczyński i jego ferajna są zdesperowani

            Wszystko wskazuje na to, że PiS miota się rozpaczliwie w narożniku, do którego zostało zapędzone przez opozycję. Kaczyński wykonuje gwałtowne, nerwowy ruchy, bo pragnie utrzymać i siebie, i swoją ferajnę przy władzy. To, co jeszcze kilka miesięcy temu było dla niego niemożliwe do zrealizowania, dziś wchodzi do kolekcji obietnic wyborczych tak zwanej zjednoczonej prawicy. Chodzi o emerytury stażowe, które są jednak tematem tak czerstwym, że może nie zagrać, zwłaszcza że użył go Andrzej Duda przy swojej pierwszej i drugiej kampanii wyborczej. Jest już zatem mocno zgrany i trąci stęchlizną. Do tego najbliżsi współpracownicy Kaczyńskiego zaczynają tracić głowy i pleść duby smalone podczas publicznych wystąpień. Ferajna zatem już nie ufa swemu bossowi i próbuje grać na własną rękę, a to zły znak.

            W przededniu kampanii wyborczej żagle okrętu tak zwanej zjednoczonej prawicy wiszą oklapłe, a okręt dryfuje, bo nie ma napędu. Nic nie dały obietnica rewaloryzacji świadczenia 500 Plus do poziomu 800 Plus, wygląda na to, że nikogo nie obeszła ustawa o komisji weryfikacyjnej do badania wpływów rosyjskich, znana jako Lex Tusk, jakoś marnie wypadły spotkania przedstawicieli PiS z wyborcami, Kaczyński miota się na tyle, na ile mu wiek i intelekt pozwala, a słupki rosną opozycji...

Kaczyński wysila mózgownicę i goni kota swoim tłustym kocurom

            Nic dziwnego, że na obóz tak zwanej zjednoczonej prawicy padł blady strach, zaś ludzie z ferajny Kaczyńskiego są coraz bardziej zdesperowani – no bo przecież nic nie idzie tak, jak powinno. Pomimo buńczucznych zapowiedzi, że opozycja polegnie przed „genialnym” Kaczyńskim, wszystko wskazuje na to, że czas pewnych siebie, leniwych kocurów już dawno minął. Zresztą ostatnio mocno im kota popędził sam Kaczyński podczas nagle zwołanej narady w biurze PiS na Nowogrodzkiej.

            Mózgownicę wysilił sam Kaczyński, ale rezultaty tego wysiłku są raczej wątpliwe. Podwyżka 500 Plus na nikim nie zrobiła wrażenie, no bo i jakie emocje może wzbudzić odgrzanie starego, zjełczałego już kotleta. Panika, jaka ogarnęła Kaczyńskiego, gdy dotarła do niego prawda o opłakanym stanie jego obozu, kazała mu nawet sięgnąć po obietnice, które jeszcze niedawno były – według niego – nie do zrealizowania.

Emerytury stażowe to stary, odgrzany kotlet, na który podobno nas nie stać

    Mam na myśli tak zwane emerytury stażowe, czyli mechanizm, który pozwala pracownikowi – po spełnieniu pewnych kryteriów – przejść na wcześniejszą emeryturę, jeśli czuje się zmęczony pracą. Przypomnę tylko, że sprawa tak zwanych emerytur stażowych wypłynęła podczas pierwszej kampanii wyborczej kandydata na prezydenta Andrzeja Dudy. Była to jedna z jego obietnic, której jednak PiS nie zrealizował. Obietnicę tę Duda powtórzył podczas drugiej swojej kampanii i też do tej pory Kaczyński nie dał zielonego światłą, umożliwiającego jej spełnienie.

    Jest to zatem temat mocno wytarty i nieco sponiewierany, jaka zatem musi być panika w obozie Kaczyńskiego, skoro on sam zdecydował się włączyć go do kampanii wyborczej. Pomimo tego nawet, że w grudniu podczas spotkania ze swoimi zwolennikami w Chojnicach o emeryturach stażowych mówił, że naszego państwa jeszcze na nie nie stać. Co więc stało się teraz, że jest nas stać na emerytury stażowe? Ano nic, Kaczyński po prostu dostał ataku paniki.

            A przecież miał rację mówiąc, że naszego państwa nie stać na taki wydatek. Jak bowiem wyliczył Zakład Ubezpieczeń Społecznych, wprowadzenie emerytur stażowych spowoduje deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych w wysokości 87 mld złotych. To ogromna kwota. Nawet kontrowersyjne zadłużenie Polski w Korei Południowej, wywołujące wiele emocji jest niższe, bo wynosi zaledwie 76 mld złotych. Musimy jednak pamiętać, że Kaczyński nie patrzy na koszty, jeśli gra toczy się o tak wysoką stawkę, a jej wynik jest pod znakiem zapytania. Zwłaszcza że nie on i nie PiS za to zapłaci. Zapłacą Polacy.

Zdesperowany Kaczyński chce referendum. To duże krok do czegoś,
co nazywa się polexit

            Jeszcze „lepszym” zagraniem Kaczyńskiego jest domagania się referendum w sprawie relokacji uchodźców do poszczególnych krajów członkowskich, zaproponowanej przez Unię Europejską. Do Polski miałoby trafić około 1.200 uchodźców. PiS drze się, że nigdy nie dopuści do tego, aby do Polski trafili jacyś tam uchodźcy, na domiar złego pewnie jeszcze muzułmanie. Kaczyński chce przeprowadzić referendum w tej sprawie razem z wyborami parlamentami.

            Nic to, że jeszcze jakiś czas temu boss ferajny darł się, że trzeba zmienić termin wyborów samorządowych, bo niemożliwe jest ich przeprowadzenie w sytuacji, gdy od wyborów parlamentarnych oddalone są jedynie o kilka tygodni. A teraz stało się możliwe przeprowadzenie referendum razem z wyborami parlamentarnymi. Wygląda na to, że Kaczyński i PiS zachowują się jak stara panna z muchami w nosie, która – naburmuszona na cały świat – co chwilę zmienia zdanie.

            Myślę, że ten przykład świadczy o panice w obozie władzy i choć są tacy, którzy wrzutkę Kaczyńskiego o referendum traktują jako przebłysk jego geniuszu, ja jestem przekonany, że jest to przejaw desperacji szefa PiS. Przecież temat uchodźców tej jest odgrzewaniem starego, mocno sfatygowanego kotleta, któremu zmieniono panierkę. I to w sytuacji, gdy – jak donoszą media – pod Płockiem powstaje osiedle dla kilkunastu tysięcy robotników o wyznaniu muzułmańskim, których Daniel Obajtek zamierza sprowadzić ze wschodu do pracy przy rozbudowie rafinerii.

            Jak liczba kilkunastu tysięcy ma się do 1.200 uchodźców? Nijak i każdy to przecież widzi. Zaś referendum Kaczyńskiego jest o tyle niebezpieczne dla Polski, że może stać się dużym krokiem w kierunku polexitu. Tak – może być dużym krokiem w kierunku polexitu – i warto to sobie uświadomić. Przede wszystkim powinni to sobie uświadomić ci, którzy opowiadają się za tym referendum, a według ostatniego sondażu tę hucpę Kaczyńskiego popiera ponad 50 procent Polaków. I powinni sobie zadać pytanie, czy nadal są euroentuzjastami, czy też pozwolili sobie wyprać mózgi przez starego awanturnika z Żoliborza. Mam nadzieję, że jednak większość moich rodaków pójdzie po rozum do głowy.

Umoczony Brudziński na czele kampanii. A Jacek Sasin opowiada brednie

            Kolejny przejaw paniki w obozie Kaczyńskiego, to zmiana na stanowisku szefa kampanii wyborczej. Zrezygnował Tomasz Poręba, zaś na jego miejsce Kaczyński wyznaczył swojego zaufanego człowieka – Joachima Jojo Brudzińskiego. Dlaczego to przejaw paniki? Bo funkcję tę objął człowiek uwikłany w niewyjaśnioną aferę, związaną z remontem jego mieszkania przez ekipę z należącego do skarbu państwa holdingu hotelowego. Brudziński zaprzecza, ale ten człowiek wielokrotnie mówił rzeczy bez pokrycia. Nie przedstawił natomiast rachunków za remont mieszkania, które mogłyby rozwiać wszelkie podejrzenia.

            Brudziński jest zatem niewiarygodny, co może zaszkodzić kampanii i pewnie zaszkodzi. Ale Kaczyński mu ufa i to jest najważniejsze. Ale to oznacza, że nie ufa nikomu innemu, przynajmniej nie aż tak, jak Brudzińskiemu. To z kolei może świadczyć o rozkładzie i rozbiciu w obozie Kaczyńskiego.

            Przejawem paniki są także duby smalone, opowiadane przez polityków z ekipy Kaczyńskiego. Taki Jacek Sasin bredził w weekend na jakimś tam spotkaniu, że Polacy bogacą się już ósmy rok z rzędu. Na jakiej podstawie opierał swoją tezę? Nie wiadomo. Być może na podwyżkach minimalnego wynagrodzenia, co jest wynikiem inflacji i zapisów w ustawie i nie jest żadną zasługą rządu. Sasin opowiadał swoje brednie pomimo tego, że statystyki mówią wyraźnie, że płace w ostatnich latach rosły wolniej od inflacji. Polacy zatem biednieli, a nie bogacili się. I myślę, że Polacy doskonale wiedzą jakie zmiany zachodzą w ich kieszeniach. A może – mówiąc o Polakach – Sasin miał na myśli ludzi z ferajny Kaczyńskiego? W każdy razie wciskanie takiego oczywistego kitu to przejaw popłochu w obozie władzy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne