Kaczyński straszy Grupą Wagnera, bo liczy, że to mu pomoże? Sam boi się przegranych wyborów

            Kaczyński zaczął się bać, przynajmniej tak wynika z jego ruchów. Zaczął się bać zewnętrznego zagrożenia, jakim jest część Grupy Wagnera, czyli prywatnej armii Jewgienija Prigożyna, zwanego kucharzem Putina. Oddział Grupy Wagnera, liczący około 8 tys. żołnierzy, ulokował się w Białorusi, w miejscu oddalonym około 400 km od polskiej granicy. Razem z ze swoim protegowanym Mariuszem Błaszczakiem, którego osadził na stanowisku szefa MON, postanowił wzmocnić granicę z Białorusią. Granicę, którą PiS wzmacnia od 2 lat. I teraz nasuwa się pytanie, czy Kaczyński rzeczywiście się boi, czy też chce nastraszyć Polaków? Tylko dlaczego miałby straszyć Polaków? Powody mogą być dwa.

            Po tak zwanym puczu Prigożyna, który zebrał swoją prywatną armię, znaną jako Grupa Wagnera i ruszył z nią na Moskwę, część ludzi „kucharza Putina” znalazła się w Białorusi. Oddział liczący około 8 tys. najemników został ulokowany w obwodzie mohylewskim tuż przy granicy z Rosją, a więc w miejscu oddalonym od polskiej granicy około 400 km. Gdy rząd PiS się o tym dowiedział, Kaczyński kazał zwołać posiedzenie Komitetu Rady Ministrów do spraw Bezpieczeństwa Narodowego i spraw Obronnych. Po posiedzeniu odbyła się konferencja nowego i jedynego wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego oraz szefa MON Mariusza Błaszczaka.

Kaczyński wzmacnia wzmacnia granicę z Białorusią. Boi się?

            Podczas konferencji Kaczyński podkreślił, że było to nadzwyczajne spotkanie komitetu, które miało związek z nową sytuacją w Białorusi, gdzie ulokował się oddział Grupy Wagnera, liczący 8 tys. żołnierzy. Nadmienił też, że jest to sytuacja groźna nie tylko dla Ukraińców, ale i dla Polski. Słowem, Kaczyński spodziewa się, że może dojść do jakichś bliżej nieokreślonych incydentów na granicy z Białorusią.

– I w związku z tym zostały podjęte decyzje odnoszące się do wzmocnienia naszej obrony na granicy wschodniej, zarówno jeżeli chodzi o przedsięwzięcia doraźne, jak i o takie przedsięwzięcia, które będą miały charakter trwały – mówił nowy i jedyny wicepremier, cytowany przez TVN24.

            Co się dowiedzieliśmy? Ano to to, że PiS postanowił wzmocnić granicę z Białorusią, która jest wzmacniana od 2 lat. Dlaczego? Ponieważ 400 km od polskiej granicy stacjonuje 8 tys. rosyjskich najemników.

Działania militarne raczej otacza się tajemnicą. A Kaczyński o nich krzyczy

            Oznacza to, że Kaczyński wystraszył się tego jednego oddziału i uznał, że kraj, który ma niezwykle szczelną obronę przeciwlotniczą i przeciwrakietową, przez którą nawet ćma się nie przeciśnie, kraj, który buduje najsilniejszą armię lądową w Europie, jest zagrożony jednym niezbyt licznym oddziałem wojska. Przypomnijmy, że Grupa Wagnera Prigożyna, jak podaje Wikipedia, liczy około 50 tys. żołnierzy. W Białorusi ulokowało się zatem zaledwie 15 proc. całego składu osobowego grupy.

            Oddziałem 8 tys. ludzi zagrożony jest – według Kaczyńskiego – kraj, który uzbroił się po zęby siłami pancernymi w postaci amerykańskich czołgów Abrams i koreańskich czołgów K2 i który nadal się zbroi, realizując zakupy broni na niespotykaną do tej pory skalę. Osiem tysięcy żołnierzy stanowi zagrożenie dla kraju, w którym Antoni Macierewicz 8 lat temu zaczął tworzyć i szkolić super jednostki WOT, których liczebność przekroczyła już 35 tys. żołnierzy. Do tego dodajmy siły innych rodzajów wojsk.

            Załóżmy jednak, że Kaczyński ma rację i istnieje realne zagrożenie dla Polski. Dlaczego zatem po spotkaniu Komitetu Rady Ministrów do spraw Bezpieczeństwa Narodowego i spraw Obronnych zwołuje konferencję prasową i ogłasza wszem i wobec, że trzeba się bać i w związku z tym postanowiono wzmocnić granicę w określony sposób? Jeśli jest bowiem taka potrzeba, robi się to w ciszy, tak, aby potencjalny wróg nie zorientował się, że ewentualny cel ataku się przygotowuje.

Kaczyński chyba chce, aby Polacy się bali. To klasyka polityki każdej dyktatury

            Ale Kaczyński chyba jednak nie tyle dostrzega zagrożenie, co pragnie, aby to zagrożenie widzieli Polacy i zaczęli się bać. Po co mu eskalować taki stan zagrożenia? Powody są dwa – szukanie zagrożeń i wrogów i straszenie nimi obywateli to klasyka polityki wszelkiej maści dyktatorów, a więc i naszego – jak to określił Donald Tusk – kieszonkowego dyktatorka.

            Drugi powód nie wynika już z klasyki, a z groźby utraty władzy przez Kaczyńskiego i jego ferajnę. W takiej sytuacji warto budować napięcie wynikające z zewnętrznego zagrożenia, aby – jeśli wszystko zacznie się walić i sondaże pokażą pewną przegraną, nie dopuścić do wyborów. A można to uczynić przez wprowadzenie stanu wyjątkowego, nadzwyczajnego... jak go zwał, tak zwał, byleby pozwalał odłożyć wybory do lepszego czasu.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mamy miliardy z UE na KPO, a zwolennicy PiS i polexitu niezadowoleni

Im bardziej ludzie PiS angażują się w obronę ludzi, którym już postawiono zarzuty, tym bardziej PiS przypomina zorganizowaną grupę przestępczą

Szef PiS bardzo się objadł i miał surrealistyczne wizje. Kto wie, czy Jarosław Kaczyński nie wchłonął substancji sprawiających, że czarne zamienia się w białe, a białe – w czarne