Bursztynowe ciekawostki: Trzy beczki poławiaczy i piratów
Za to, że żaglowce rozbijały się u wybrzeży Zatoki Gdańskiej, częściowo odpowiedzialni są dawni poławiacze bursztynu, ubrani w wodery sporządzone ze skóry, podobne do tych, jakich używali Eskimosi. W miejscach, w których podchodził bursztyn, ustawiali na plaży beczki, wypełnione smołą lub dziegciem i podpalali. Płomień oświetlał im miejsce pracy, a ponadto mogli się ogrzać przy ogniu, gdy ciało zmarzło na kość.
Płonące beczki spełniały jeszcze jedną funkcję – bursztyn poławiało się przecież – tak jak i dziś – podczas sztormu. W takich warunkach nietrudno było pomylić ogień poławiaczy ze światłem latarni morskiej w twierdzy Wisłoujście lub Piławie (Bałtyjsku). Jeśli tak się stało, statek musiał się rozbić w wyniku źle obranego kursu. Takie zdarzenie było nie lada gratką dla poławiaczy, którzy żyli nie tylko z łowienia bursztynu, ale i piractwa. Podpływali pod rozbitą jednostkę, załogę wycinali lub brali w niewolę jako zakładników, natomiast wszystko, co znaleźli na statku, rabowali.
Nic dziwnego, że w miejscowości Skowronki na Mierzei Urząd Rybacki, który w mniejszym stopniu zajmował się połowem ryb, niż walką z piractwem, zbudował szubienicę. Miał zresztą tutaj swoją siedzibę.
Na szubienicy wieszano tych, których przyłapano na uprawianiu pirackiego procederu. Źródła donoszą , że od czasów krzyżackich w Skowronkach powieszono ponad 500 osób, w większości przypadków za morski rozbój. Miejscowość ta zatem cieszyła się mroczną sławą jednego z najokrutniejszych miejsc w Rzeczypospolitej. Liczba straconych świadczy też o tym, że przybrzeżne piractwo było zjawiskiem dość powszechnym. Swego czasu utarło się nawet wśród mieszkańców mierzei porzekadło, z którego wynikało, że skoro tak mocno wieje, to pewnie będą kogoś wieszać w Skowronkach.
Ciekawe jest pochodzenie nazwy miejscowości, w której na szubienicy wieszano poławiaczy bursztynu, którzy jednocześnie trudnili się piractwem. Istnieje legenda o podboju Prus przez Krzyżaków, z której wynika, że na stronę pruską przeprawili się dwaj rycerze zakonni. Na pierwszym dużym drzewie zbudowali małą fortecę, w której spędzili pewien okres czasu. Do walki z pogańskimi Prusami nie używali jednak mieczy, lecz pobożnych pieśni, które śpiewali tak pięknie, że Prusowie darowali im życie. Stąd niemiecka nazwa miejscowości brzmi Vogelsang, co w dosłownym tłumaczeniu na język polski oznacza ptasi śpiew. Polacy natomiast nadali miejscowości nazwę Skowronki, czemu specjalnie nie należy się dziwić, bo w polskiej tradycji ludowej skowronek jest najpiękniej śpiewającym ptakiem.
Płonące beczki mocno się odcisnęły w świadomości rzemieślników, zajmujących się obróbką złota Bałtyku, nic więc dziwnego, że przeszły do tradycji. W herbach cechów bursztynników gdańskich i królewieckich długo jeszcze poczesne miejsce zajmowały trzy płonące beczki. Dlaczego trzy, a nie jedna, dwie, cztery lub pięć? Pewnie dlatego, że trójka była i do dziś jest uważana za liczbę magiczną, a poza tym trzy elementy znakomicie się komponują graficznie. Być może jednak owe trzy płonące beczki nawiązywały do trzech wspomnianych funkcji, jakie rozpalany nad brzegiem morza ogień miał do spełnienia. W tym jednej mrocznej, której makabryczne skutki nie szczędziły zarówno rozbitków, jak i poławiaczy bursztynu, parających się przy okazji wykonywania swego rzemiosła pirackim procederem, szczególnie nasilonym w XVI i XVII wieku.
Trzy płonące beczki w herbie dawnych bursztynników to już przeszłość, o której niewielu pamięta. Przeszłość znana już chyba tylko historykom, specjalizującym się w dziejach polskiego wybrzeża.
Komentarze
Prześlij komentarz